self-publishing
|||

Pięć pytań o… self-publishing. Jak samodzielnie wydać książę, jak ją promować i ile to właściwie kosztuje?

Z nieukrywaną przyjemnością zapraszam Was do kolejnej części cyklu „Pięć pytań o…”. Tym razem gościem Kreatywy jest Joanna Krystyna Radosz, która opowiada o tym, w jaki sposób samodzielnie wydać książkę, na co uważać i na jakie koszty się przygotować.

Joanna jest doktorantką literaturoznawstwa, zajmuje się tłumaczeniem i redagowaniem książek oraz dziennikarstwem sportowym. Na swoim koncie ma dwie książki osadzone w tzw. żużlowersum i kilka opublikowanych opowiadań. 3 kwietnia w księgarniach pojawi się „Czarna książka. Zostać mistrzem”. Ponieważ śledziłam powstawanie tej książki od samego początku i mocno jej wydaniu kibicowałam, postanowiłam zapytać Joannę o to, jak wyglądała jej droga do samodzielnego wydania „Czarnej” i poprosić o kilka rad dla początkujących w tym temacie. Jestem pewna, że jej historia okaże się dla wielu z Was ogromną inspiracją. Zapraszam do lektury!

Co należy zrobić, aby samodzielnie wydać książkę?

Przede wszystkim – napisać książkę. I to nie byle jaką, tylko taką, którą warto wydać, czyli prawdopodobnie pierwsza próba literacka początkującego autora odpada z tego grona.

Serio-serio. Na początek należy mieć tekst, to jest chyba najtrudniejszy etap. I pieniądze – nawet jeśli koszt się zwróci, najpierw trzeba zainwestować sporą sumę. Ale o tym zaraz.

Masz już tekst? Super! Teraz daj do oceny komuś, kto się zna i najlepiej nie ma do Ciebie osobistego stosunku. Komuś, czyjemu osądowi wierzysz. W moim przypadku zadziałały maile z wydawnictw – były wprawdzie odmowne, ale kiedy wydawców przycisnęłam z prośbą o choćby przybliżone powody odmowy, często okazywało się, że tekst jest bardzo dobry, tylko kompletnie rozmija się z oczekiwaniami rynku tematyką, w związku z czym wydawca nie ma pomysłu na promocję. Ja miałam.

Kiedy masz już tekst i pewność, że warto go wydać, przechodzisz przez wszystkie kręgi piekła wydawniczego. Szukasz porządnego redaktora i korektora, i grafika, i składacza, zakładasz działalność gospodarczą, występujesz do Biblioteki Narodowej o nadanie numeru ISBN, przeglądasz oferty drukarń, ustalasz kanały dystrybucji i sposób składowania książek (podpowiedź – zamawianie nawet nakładu 500 sztuk do własnego domu, jeśli do dyspozycji masz tylko niewielki pokój, to bardzo kiepskie rozwiązanie; byłam tam). Na blogu Wszystko Czarne mam taki cykl „A mnie się wydaje”, w którym krok po kroku opisuję, jak wydać książkę w self-publishingu – to proces skomplikowany, ale jak człowiek jest zdeterminowany i przekonany, że warto, należy próbować.

Ile kosztuje samodzielne wydanie książki?

Zależy od objętości, ale przy założeniu, że mówimy o tekście na poziomie 12 arkuszy wydawniczych w nakładzie 500 egzemplarzy (jak „Czarna książka. Zostać mistrzem”), sam proces wydawniczy będzie kosztować około sześciu tysięcy złotych. Teoretycznie da się taniej, ale nie warto oszczędzać na redakcji czy korekcie, to potem wyjdzie. Autor sam nie zauważy wszystkich słabych miejsc w swoim tekście, dobry redaktor powinien. Korekta zadba, żeby nie było literówek. Nie to, że całkiem wyeliminuje błędy i idiotyzmy, prawdopodobnie kiedy książka przyjedzie z drukarni, otworzysz ją na losowej stronie i zobaczysz tam przecinek w niewłaściwym miejscu albo zamienione słowo. Do tego profesjonalny grafik i składacz, bo od nich zależy to, jak ksiąąka będzie się prezentować, a wiemy, jak ważne jest pierwsze wrażenie. Druk, paradoksalnie, wcale nie jest najdroższą częścią tej zabawy.

joanna krystyna radosz

Joanna Krystyna Radosz i jej najnowsze dzieło [fot. Anna Tess Gołębiowska-Kmieciak]

Który z etapów samodzielnego procesu wydawniczego uważasz za najtrudniejszy?

Czy przewidujesz odpowiedź „zachowanie zdrowia psychicznego”? ?
Najtrudniejsze zawsze jest to, co się akurat sypie. Z redakcji i korekty mam jak najlepsze wspomnienia, skład był żmudny, ale na szczęście robiony przez fachowca. Z okładką trochę się bawiliśmy, a to literki nie pasowały, a to rozmiar motocykla na okładce wykraczał poza „bezpieczny” obszar i istniało ryzyko, że przy druku stracimy kawałek motocykla… Na pewno dał mi w kość wydruk. Dwa tygodnie ustalałam wszystkie parametry, żeby na pewno wyszło tak, jak zamierzałam, a i tak kiedy kurier przywiózł książki, drżałam z niepokoju.

Poza tym jestem straszliwie nieśmiała i boję się pisać do obcych ludzi, a tym bardziej o coś ich prosić, więc promocja bywa koszmarem, zwłaszcza kiedy mam do napisania dziesięć wiadomości jednego dnia.

Natomiast czy istnieje jakiś obiektywnie szczególnie trudny etap? Sądzę, że nie. To zależy od człowieka. Chociaż emocjonalnie najtrudniejszy jest właśnie wydruk, kiedy zdajesz sobie sprawę, że jacyś spece, których nie znasz, drukują tę książkę gdzieś daleko, to kosztuje masę pieniędzy i nawet nie masz jak ich nadzorować w trakcie. Ten brak kontroli w procesie, którym sama zawiadujesz, spędza sen z powiek.

W jaki sposób może promować swoją książkę self-publisher?

Internet to potęga, więc trzeba korzystać, ile wlezie. Zakładamy stronę na Facebooku, może bloga (na moim Wszystko Czarne wrzucam teksty poszerzające uniwersum i różne ciekawostki). Nawiązujemy współpracę z recenzentami. Szukamy ludzi, których ta książka może zainteresować, a którzy mają zasięgi, i prosimy o pomoc. Woland w „Mistrzu i Małgorzacie” mawiał, że nikogo nie wolno o nic prosić, zwłaszcza tych, którzy są od nas silniejsi, ale Woland nie żył w dobie internetu i natłoku informacji.

Na przykładzie: piszę o żużlu, więc uderzam z prośbą o wsparcie do żużlowców, dziennikarzy, portali sportowych. Większość nie odpisuje. Część tych, którzy odpisują, nie ma czasu albo ochoty, albo każdy sposób współpracy u nich kosztuje niebotyczną sumę. Część tych, którzy mają czas i ochotę, koniec końców milknie i ze współpracy nic nie wychodzi. Ale zawsze jest ten procent, który pomoże, zainteresuje się, aktywnie wspomoże choćby tym, że napisze o książce na swoim profilu w mediach społecznościowych. Ja miałam to szczęście, że trafiłam na fantastycznych ludzi, chłopaków z Fundacji Speedway’a, którzy bardzo się zaangażowali, agencję Speedway Events, portal PoKredzie, który ma do żużla podobne jak ja podejście, takich ludzi jak Jakub Pieczatowski z Eurosportu, który i rozkręcił promocję, wspominając o książce na antenie, i napisał polecajkę na okładkę „Zostać mistrzem”…

Warto próbować. Nawet jeżeli to trudne i żmudne.

Lepiej wydać książkę samodzielnie czy dzielić koszty z wydawnictwem zajmującym się wydawaniem ze współfinansowaniem autora?

Żadnego współfinansowania. Współfinansowanie to mit. Za kwoty, których wydawnictwa sobie życzą za „współfinansowanie”, wydasz to samo, w większym nakładzie i tak, jak Ty chcesz. Jedyna możliwa przewaga takich wydawnictw, całego tak zwanego vanity publishing, nad self-publishingiem, jest taka, że oni mają dostęp do Empiku, a self-publisher bez gigantycznego budżetu nigdy tam nie wejdzie. Tylko że lepiej nie być w Empiku niż mieć tam brzydko wydaną książkę z masą błędów.

Vanity publishing żeruje na autorach, zdesperowanych albo początkujących, łasząc się do nich zachwytami nad ich twórczością, a tak naprawdę wydaje bez jakiejkolwiek selekcji. Nawet dobry tekst z łatką takiego wydawnictwa ginie w tłumie.

Albo self-publishing, albo normalny tryb wydawniczy. Trzeciej opcji nie ma.


Tutaj znajdziecie Joannę:

Blog: wszystkoczarne.pl
Facebook: czarnaksiazka
Mail: [email protected]

Mam nadzieję, że kolejne wydanie „Pięciu pytań o…” okazało się dla Was interesujące i że dzięki Joannie poznaliście trochę bliżej temat self-publishingu. Jak się okazuje – samodzielne wydanie książki nie jest wcale takie straszne i wielu już przetarło szlaki w tym temacie, udowadniając, że to nie obciach działać bez wydawcy. Bardzo jestem ciekawa, jakie jest Wasze zdanie w tym temacie.

Spodobał Ci się ten wpis? Polub fanpage Czarnej:

9 komentarzy

  1. Ależ ciekawy wywiad! Temat nie dotyczy mnie bezpośrednio. Nie planuję wydać książki ( byłyby to kompletne farmazony).Bardzo fajne jednak okazało się poznanie perspektywy autora i jego spostrzeżeń na ten temat. Niestety różowo nie jest, ale pewnie satysfakcja ogromna.

  2. Świetny poradnik dla wielu blogerów, bo wiem, że ich książki już czekają w szufladzie – nie wiedzą jednak jak się do tego zabrać.

  3. Pomysł samodzielnego wydania książki bardzo mi się podoba. Uważam jednak, że decydując się na taki krok w żadnym wypadku nie powinniśmy rezygnować z profesjonalnej korekty. Oczywiście wiem, że mogą się to okazać spore koszty, jednak myślę, że akurat na korekcie nie warto oszczędzać 😉

  4. Wydanie własnej książki musi być ogromną satysfakcją! Sama kiedyś chciałabym wydać taką publikację o marketingu, ale chyba jeszcze zbyt małą wiedzę w tym zakresie posiadam. Ale Tobie bardzo gratuluję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *