||

[FILM] Hotel Chevalier & Pociąg do Darjeeling, reż. W. Anderson

Reżyseria: W. Anderson • Premiera: 2007 • Produkcja: USA, Francja

Hotel Chevalier & Pociąg do Darjeeling

Opowiem Wam dziś o dwu powiązanych ze sobą produkcjach Wesa Andersona. Hotel Chevalier to kilkunastominutowa etiuda wprowadzająca widza w opowieść przedstawioną w Pociągu do Darjeeling. Pociąg do Darjeeling jest z kolei półtoragodzinną opowieścią o trzech braciach, którzy udają się w duchową podróż do Indii, by odnowić swoje relacje, przemyśleć wiele spraw i odkryć siebie na nowo. Jak to u Wesa Andersona – jest ironicznie, prześmiesznie, dramatycznie i bardzo, bardzo kolorowo!

To nie są filmy dla każdego

Humor i estetyka Wesa Andersona podbiły moje serce już jakiś czas temu, ale miałam się już okazję przekonać, że nie przemawiają one do każdego. Wielu widzów uznaje jego produkcje za zbyt specyficzne, przeintelektualizowane, przekombinowane i dziwaczne. Być może są to określenia słuszne, ale co do jednego jestem pewna – te filmy trzeba zobaczyć, aby przekonać się na własnej skórze, jak działa na nas jeden z najciekawszych reżyserów współczesnego kina. Współpracują z nim wspaniali aktorzy, genialni kompozytorzy, wspaniali kostiumografowie, charakteryzatorzy i scenografowie. Efektu możecie się sami domyślić – jego filmy są po prostu pięknie zrealizowane. Chociaż i to piękno jest mocno specyficznie, o czym przekonacie się, sięgając po którykolwiek z jego filmów.

Hotel Chevalier

Aby wczuć się w klimat paryskiego hotelu, proponuję Wam włączenie odpowiedniej ścieżki dźwiękowej w tle. Ta nuta pojawia się w obu opisywanych przeze mnie filmach i odkąd tylko pierwszy raz ją usłyszałam, siedzi mi w głowie i serduchu:
Kiedy w tle śpiewa Peter Sarstedt, na naszych oczach rozgrywa się nieco dramatyczny epizod pomiędzy Natalie Portman (podobno to jej pierwsze rozbierane sceny w życiu) a Jasonem Schwartzmanem (gdyby był trochę wyższy, z powodzeniem mógłby wcielać się w postać George’a Harrisona w filmach o Beatlesach). Wiemy, że coś ich łączy – ale co? Widzimy nagie kobiece ciało i stawiamy sobie kolejne pytania. Słyszymy oszczędne, niezwykle poruszające dialogi i już wiemy, że mamy do czynienia z niebezpiecznie dobrą historią – o życiu, o ludziach, o bliskości i oddaleniu. Trzynaście minut filmu (do obejrzenia na youtube), a więcej mówi o relacjach damsko-męskich niż niejedna pełnometrażówka. Po obejrzeniu Hotelu aż chce się wsiąść w pociąg i udać do Darjeeling…

Pociąg do Darjeeling

Historia, jaką poznaliśmy w pierwszym filmie, tutaj zostaje zaledwie wspomniana, a sama Natalie Portman pojawia się na ekranie zaledwie na kilka sekund. Mamy więc do czynienia z zupełnie osobną opowieścią – tym razem dotyczącą trzech braci, którzy spotykają się w tytułowym pociągu, aby wyruszyć razem w świat. Obok Jasona Schwartzmana pojawiają się tutaj Adrien Brody (jest doskonały!) oraz Owen Wilson (stara się być doskonały, ale akurat mnie nie przekonuje). Powoli poznajemy ich i ich przeszłość, a także skomplikowaną nić ich relacji, ale przede wszystkim ze śmiechem obserwujemy zdarzenia, w jakie wikłają się w swej podróży przez Indie. Jest zabawnie, choć nie w sposób oczywisty – bo humor Andersona jest specyficzny, mocno ironiczny i przewrotny. Gagi nie mają też za zadanie wywoływać pustego śmiechu, bowiem film przede wszystkim skłania do przemyśleń.
Źródło: giphy.com

Fantastyczne jest to, że u Andersona forma zawsze współgra z treścią, a plastyczność obrazu nigdy nie przesłania tego, co ważne – przekazu. Pociąg do Darjeeling to film mądry i zabawny, poruszający i absolutnie zachwycający. Tutaj każdy element jest doskonały – scenografia, muzyka, charakteryzacja, zdjęcia, scenariusz. Słabe punkty? Zdecydowanie opowieść mogłaby być dużo dłuższa, bo z tego pociągu ani na trochę nie miałam ochoty wysiadać. No i ten Wilson. Drażni mnie niemiłosiernie i nie inaczej było w tym przypadku. Moja ocena: 8/10, 8/10Filmy obejrzane w ramach wyzwania ’1000 filmów’. Przeczytaj również:
]]>

3 komentarze

  1. Wesa Andersona kocham miłością nieograniczoną po prostu. Cokolwiek robi – kupuje mnie to w stu procentach. Nie mogę doczekać się nowej animacji, za którą się wziął. Szczególnie po cudownym "Fantastycznym panie Lisie" ! 😀
    A z Wilsonem to mam tak, że tylko u Andersona go znoszę 🙂
    Pozdrawiam,
    http://magiel-kulturalny.blogspot.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *