|

Top 10: AntyWalentynkowy ranking książkowy

W cyklu top-10 pojawiły się już wpisy poświęcone najpiękniejszym historiom miłosnym, najlepszym filmom na Walentynki, najpiękniejszym ekranowym parom, największym wyciskaczom łez, a nawet bohaterom, z którymi warto byłoby wybrać się na randkę, toteż tym razem przyszła pora na zmianę frontu i ujęcie tematu od drugiej strony. Idą Walentynki, jedno z najnudniejszych i najbardziej kiczowatych świąt w roku, więc żeby nie popaść w banał, proponuję stworzenie rankingów AntyWalentynkowych. Interpretacja dowolna – niech będą to książki ostre i przerażające, albo wręcz przeciwnie – niby miłosne, a jednak przedstawiające związki w taki sposób, że aż się czytelnik do kochania zniechęca. Moje propozycje to totalny miszmasz, ale jedno jest pewne – każdy antyfan święta zakochanych znajdzie tu coś dla siebie.

Zapraszam do przeglądania (z przymrużeniem oka)!

  • Zabawy z psem (recenzja) – warto dokształcać się w kwestii kontaktów z tymi, którzy nas nigdy nie zawiodą i zawsze będą bezwarunkowo kochać.
  • Ślubny Babylon (recenzja) – książka, która skutecznie może obrzydzić szał przedślubnych przygotowań. Bardzo pouczająca!
  • Plan: Żyć długo i szczęśliwie (recenzja) – dowody na to, jaką harówką jest dbanie o związek i małżeński żar. To już lepiej chyba nie wychodzić za mąż, nie żenić się i nie brać za związki…
  • Sposób na trudne dziecko – książka o tym, jak może skończyć się walentynkowe pójście na całość.
  • Rozwód. Jak go przeżyć? – dla tych, którzy któregoś dnia uświadomią sobie, że miłość to jednak wygasa, a święto zakochanych bujdą jest.
  • Kroniki Jakuba Wędrowycza (recenzja) – dobra rozrywka na czternasty dzień lutego. Bez łzawych historyjek i miłosnych uniesień.
  • Morderstwo w Orient Expressie (recenzja) – klasyka kryminału, która oderwie myśli czytelnika od serduszkowego zaduchu wokół.
  • Ojciec Chrzestny (recenzja) – kolejny klasyk, prawdziwie mocne uderzenie. Kolejna doskonała propozycja, która pozwoli zapomnieć o kiczowatych piosneczkach miłosnych rozbrzmiewających dookoła.
  • Dziewczyny w podróży (recenzja) – wspaniała propozycja dla tych, którzy marzą o niezależności, odkrywaniu świata i podbijaniu nieznanych lądów.
  • Zombie Survival (recenzja) – zamiast nurzać się w miłosnych uściskach, warto dokształcić się nieco, bo wirus zombizmu może zaatakować nas w każdej chwili.

A Wy jakie książki polecilibyście tym, którym obrzydło już miłosne szaleństwo ogarniające naród przez jeden dzień w roku?

28 komentarzy

    1. Mam w planach jedno i drugie, książkę nawet włożyłam już do koszyka w księgarni internetowej, ale musiałam się powstrzymać przed zakupem. I żałuję, bo zamiast niej wzięłam marniutkie 'Love, Rosie'.

    2. Love, Rosie chciałam, bo wszyscy się jarali, ale jak poczytałam opis, to stwierdziłam, że jednak nie. Zaginiona dziewczyna natomiast jest super, książki nie czytałam, ale film dał czadu 😀

  1. Oo ja w tym roku tez już przygotowałam filmy walentynkowe i antywalentynkowe 😀 Opublikuję w przyszłym tygodniu. "Ojca Chrzestnego" właśnie czytam! 😀 W sumie to czytam go już od jakiegoś czasu… Przeczytałam teraz twoją recenzję i ucieszyłam się trochę, bo w czasie czytania "Ojca.." zdążyłam przeczytać już 3 inne książki i tak się zastanawiałam czemu mi tak opornie idzie (bo takie klimaty naprawdę lubię:) i myślałam, że może czytałam same prościutkie książki, a tu nagle coś takiego i mam trudności… Ale skoro taki ekspert od książek jak ty też uważa, że jest tak napisana czuję się usprawiedliwiona 🙂

    1. Filmy antywalentynkowe też planuję. Walentynkowe były rok temu i pewnie wielu nowych bym nie wymyśliła 😉

      A ekspertem to ja raczej nie jestem, ale cieszę się, że moja recenzja Cię pocieszyła :)))

  2. "Ślubny Babylon" również polecam, chociaż czytałam tę książkę przed swoim ślubem i nie zniechęciła mnie. 😛 Jakub Wędrowycz zupełnie mi nie podchodzi, ale zamierzam przeczytać "Ojca chrzestnego".

  3. Polecam "Śmierć i trochę miłości" Marininej – lepiej nie szykować się do ślubu, bo można go nie dożyć.
    "Obłomow" Iwana Gonczarowa – bo miłość jest bez sensu, sens ma tylko leżenie na kanapie!
    "Baj Ganio" Aleko Konstantinowa – jak się jest tak zacofanym jak główny bohater, o miłości nie ma nawet co marzyć.

  4. "Dziewczyny w podróży" mam od tak dawna w planach XD Coś anty na Walentynki to dla mniej np. film "Przebudzenie", czyli historia dość dotkliwej zdrady 😉

  5. Dodałabym do tej listy książki o stalkingu. Każdy amator miłosnych historii wzdrygnie się przy lekturze "Cichego wielbiciela" Rudnickiej czy powieści "Wiem o tobie wszystko" Kendal.

  6. Ha ha, ale pojechałaś po bandzie 🙂 Dobrze, że zrobiłaś ten wpis przed Walentynkami, bo w Walentynki trzeba się kochać, pieścić, tulić i całować :D.

  7. Widzę, że nie tylko ja nie przepadam za walentynkami… Dorzucam do Twojego rankingu ,,Katedrę Marii Panny w Paryżu" Wiktora Hugo – wybitnie ,,antyserduszkową" powieść.
    Nawiasem pisząc, świetny pomysł na tag 🙂

  8. Jak dla mnie zupełnie AntyWalentynkową książką/filmem jest "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Próbowałam czytać pierwszy tom, ale w ogóle nie rozumiem fenomenu książki. Jednak mniej więcej znam fabułę i nie pojmuję, jak z okazji Walentynek można wybrać się na ten film do kina. Nie czytałam kolejnych tomów książki, ale pierwszy zdecydowanie jest AntyWalentynkowy.
    Pozdrawiam,
    Książkowe Wyzwania

    1. Ja często powtarzam, że dla mnie ma sens chodzenie do kina tylko na filmy muzyczne czy takie, które mają wyjątkowe efekty specjalne. Oglądanie za grube pieniądze ma mi robić dużą różnicę, bo jak nie – wolę domowe zacisze, własną wersalkę, furę czipsów i zupełną darmochę. Tym bardziej więc nie pojmuję, jak można oglądać takiego Greya publicznie, w dodatku w Walentynki. Pracowałam w kinie trochę czasu i to jest najgorszy możliwy dzień na pójście na seans – pełne sale, w dodatku na każdym tytule. Niezależnie, czy to horror, czy bajka, czy romans – ważne, że odbębnia się kino 14 lutego, mimo że normalnie na danych filmach bywa po 5 osób…

    2. Ja również pracowałam w kinie :). I w sumie wtedy przyzwyczaiłam się do regularnego oglądania w nim filmów. Nadal staram się chodzić 2-3 razy w miesiącu do kina (głównie na filmy z efektami specjalnymi, które w domu coś stracą, ale nie tylko). W domu tak się nie skupiam nad filmem, bo najczęściej w międzyczasie coś jeszcze robię, a w kinie tylko oglądam. Jednak bilety są rzeczywiście bardzo drogie (w szczególności w weekendy!), więc staram się korzystać z promocji typu 2 w cenie 1. Ale Walentynki, Dzień Kobiet, Boże Ciało albo promocje typu bilety po 11 złotych itp. to dni, kiedy omijam kino szerokim łukiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *