Kolory tamtego lata, Richard Paul Evans

Kolory tamtego lata, Richard Paul Evans

Oryginał: The Last Promise
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011
Stron: 352
Gatunek: obyczajowa

Cieszę się, że nie sięgnęłam po tę książkę zaraz po zakupie, jakieś dwa lata temu. Potrzebowałam jej właśnie dziś, właśnie teraz. Problemy się nawarstwiają, choroba atakuje, a zimno przenika przez ściany. I nagle lekarstwo znajduje się samo. Spontanicznie sięgam na półkę, po to, by Richard Paul Evans zabrał mnie do Toskanii i rozgrzał historią, która kiedyś wydarzyła się naprawdę…

Piękną, przejmującą historią!

Może jestem naiwna, ale nie widzę nic banalnego w pisaniu o miłości. Polubiłam Evansa przy okazji Obiecaj mi. Zastąpił on u mnie Nicholasa Sparksa, który przez lata miał za zadanie osładzać mi życie swoimi powieściami. Kolory tamtego lata odbiegają zresztą od schematu prostej, banalnej historyjki romantycznej, jakich pełno wokół. Dzieje Eliany i Rossa tak naprawdę przesycone są goryczą i bólem, a szczęście okupione jest tutaj łzami, wątpliwościami i udręką innych osób. Słodko-gorzko, jak to w prawdziwym życiu. Ale czyż mogłoby być inaczej w przypadku historii, która oparta jest na rzeczywistych zdarzeniach…?

Kolory tamtego lata to opowieść znana w Polsce również jako Ostatnia obietnica (notabene ten starszy tytuł znacznie lepiej odzwierciedla treść książki). Opowiada ona o zderzeniu dwóch kultur – włoskiej i amerykańskiej, o urokach toskańskiej wsi, o ludzkich dramatach ukrytych za sekretami i o marzeniach odsuniętych na bok z powodu złych wyborów. Od pierwszej strony pokochacie zarówno urokliwą włoską rzeczywistość, jak i dwoje głównych bohaterów, których drogi musiały spleść się w pięknej, starej posiadłości pod Florencją. Ich historia pełna jest barw i emocji, niezwykłych aromatów i smaków. Z czasem staje się, oczywiście, odrobinę przewidywalna, ale przestaje to mieć znaczenie. Liczą się tylko emocje, jakie opowieść ta wywołuje…

Nie płakałam, choć czułam, że zbliżam się do tego krytycznego momentu, w którym coś mnie wreszcie tak głęboko poruszy. Wzdychałam sobie jednak głęboko podczas lektury, uśmiechałam się i zgrzytałam z nerwów zębami. To naprawdę piękna, życiowa opowieść, która stanowi idealny rozgrzewacz zimową porą. Coś wspaniałego!

Moja ocena: 8/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Z półki’, ’Grunt to okładka’, ’Czytam literaturę amerykańską’, ’Book Lovers’ oraz ’Książkowe podróże’.

0 komentarzy

    1. Ja to z tych, co wolą popływać w morzu, niż leżeć plackiem na plaży, ale wiem, ze pewnie masz na myśli jakąś piękną słoneczną łąkę, więc na takiej chętnie bym się położyła i rozmarzyła :).

    2. Ba! Ja to nawet nie mogę wychodzić za bardzo na słońce i nienawidzę plażowania, ale właśnie hamaczek, zielona trawka i książka do kompletu – to mi się marzy.

  1. Poważnie? Ta historia wydarzyła się naprawdę?

    A co do łez, to dzisiaj oglądałam jakiś nowy program rozrywkowy z Prokopem i durna się rozryczałam jak facet wygrał 75 tysięcy, mógł grać dalej, ale żona mu odradziła. On na to, że strasznie go korci, ale piętnaście lat temu posłuchał głosu serca i teraz też tak zrobi. Taka głupotka, a jednak mnie dotknęła.

    Nie, nie jestem w ciąży, to jakieś inne hormony 😛 🙂

    1. W takich chwilach to i ja płaczę. Non-stop! Przy teleturniejach, na reklamach telewizyjnych, przy przeróżnych programach. Uwielbiam ludzką radość – wybuchy euforii i łzy szczęścia po prostu zawsze mnie rozczulają.

      Ale książki ostatnio jakoś nie…

    2. Nie jestem sama 🙂 Jupi 🙂

      Ja ostatnio poryczałam się na romansie Na krawędzi nigdy, erotyka + romans, więc wiesz nigdy nie wiem, kiedy trafisz na książkę wyciskającą łzy.

  2. Zgadzam się piękna i życiowa, o tym, że z zewnątrz małżeństwo może wyglądać jak bajka, a brakować w nim rzeczy najważniejszej: miłości. Podnosi również na duchu, by nie tracić nadziei na szczęście 🙂

  3. Nigdy nie zainteresowałam się tą książką, choć zazwyczaj jest ona eksponowana w widocznych miejscach w księgarniach. Zawsze mi się wydawało, że ,,Kolory tamtego lata" to zwykłe romansidło. Dopiero Twoja recenzja zmieniła moje podejście do Evansa.

  4. Sparksa nie czytałam, znam tylko jego pomysły na dane książki, bo widziałam ekranizację. Evansa przerobiłam wyłącznie Stokrotki, ale gdzieś tam czuję, że ci pisarze są sobie bardzo bliscy. też uważam, że o miłości można pisać i robić to dobrze. sztuką jest tylko wyszukanie autorów, którzy mają ten talent.

  5. Evansa jedni chwalą, inni krytykują. Wiadomo, gusta są różne i się z nimi nie dyskutuje. Sama czytałam tylko jedną jego powieść, która w sumie ukazała się całkiem niedawno – "Zegarek z różowego złota". Na koniec historii miałam łzy w oczach, a nie wielu pisarzom udaje się doprowadzić mnie do takiego stanu. Książka, którą opisujesz, wydaje mi się na tyle interesująca, że chętnie bym ją przeczytała.

  6. Nie znam autora, ale moja Mama czytała i polecała. Na dodatek u Ciebie taka pozytywna recenzja – nie pozostaje mi nic innego, jak nadrobić. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *