|

Oszukane (2013)

Oszukane
reż. M. Solarz • Polska, 2013

Życie pisze najlepsze scenariusze. Boleśnie prawdziwe, poruszające, często zupełnie niewyobrażalne. Z ludzkimi dramatami zobrazowanymi za pomocą filmu mogą wydarzyć się dwie rzeczy – albo będą tak okrutnie piękne, że poruszą miliony, albo ktoś je tak przemieli i koncertowo spieprzy, że zostanie tylko śmiech i rozczarowanie. Twórcy Oszukanych postawili na opcję numer dwa.

Zapewne większość z Was historię tę zna – przynajmniej ze słyszenia. Trudno żeby było inaczej, skoro swego czasu reklamowano ją w mediach tak namiętnie, że z głowy można by zacytować teksty zasłyszane w zwiastunie. W skrócie rzecz prezentuje się tak, że dwie panny wpadają na siebie w dyskotece i zafascynowane wzajemnym podobieństwem postanawiają się zaprzyjaźnić. Błyskawicznie przechodzą do pokazywania sobie pieprzyków i biustów, dzielenia się facetem i kantowania na klasówkach. Kiedy okazuje się, że rzeczywiście łączy je pokrewieństwo, na obie rodziny spada dużo, dużo zła i dużo, dużo dramatu.

Z historii tak boleśnie pięknie napisanej przez życie można by wycisnąć wiele, bez sięgania po tak intensywne środki, jak kicz i patos. Ale że twórcy Oszukanych zapragnęli uraczyć nas i jednym, i drugim – w efekcie dostajemy film tak miałki, tak tandetny i tak prosty, że aż powinno być komuś wstyd, że drugi raz dokopał ludziom, których w rzeczywistości spotkało już wystarczająco dużo złego…

Oszukanych pojawia się interesująca obsada aktorska, bohaterom stworzono ciekawe życiorysy (to nic, że mocno oklepane), a na miejsce akcji wybrano malowniczy Kraków. To wszystko w połączeniu z poruszającą historią napisaną przez życie powinno naprawdę się udać. I udałoby się, gdyby reżyser ze scenarzystami nie pobłądzili i gdyby nie dostali do rąk stanowczo zbyt wielu kredek.

Przerysowane jest to wszystko, nijakie, banalne. Kiedy widz myśli, że limit kiczowatych scenek został wyczerpany, Żmijewski wyskakuje z gitarą, Herman faszeruje się tabletami, a jedna z młodszych bohaterek udaje się na most. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek musiała tak wiele razy tłumić śmiech podczas oglądania czegoś, co miało być dramatem psychologicznym…

Można tu było wiele zrobić, ale nie zrobiono. Tragedię podlano kiczem i sprowadzono do rangi smętnego widowiska, którego bohaterowie nie potrafią odnaleźć się w narzuconych im przez życie rolach. Takiej historii nie da zamknąć się w dziewięćdziesięciu minutach – za dużo środków, za mało czasu. Twórcy filmu narzucili sobie ograniczenia, które zrobiły krzywdę ich dziełu. Za to nie bali się koloryzować i doprawiać udanego dania własną mieszanką marnej jakości przypraw. Efekt jaki jest, każdy widzi. I płacze. Albo kręci z niedowierzaniem głową. Jak można było zepsuć coś, co było tak pięknie podane na tacy?

Moja ocena: 4/10

Zdjęcia pochodzą ze strony filmweb.pl

0 komentarzy

  1. Na "Oszukane" zabrałam do kina mamę. Stwierdziłam, że będzie to film, który jej się spodoba, a przy okazji przypomni sobie, jak samo kino wygląda. Po seansie, jedynym jej komentarzem było – jak szybko jej włosy odrosły oraz jaki ty masz gust, więcej z tobą nie idę. I to mogłoby wystarczyć za podsumowanie tego filmu. Niestety, kolejny raz przekonałam się, że na polskie filmy nie warto się wybierać, bo oczekuje się dużo, a otrzymuje niewiele.

  2. Ach te współczesne polskie filmy… Po nagłośnieniu tego filmu przez TVN koniecznie chciałam się na niego wybrać. Stwierdziłam jednak, że poczekam trochę i poczytam opinie. Nie znalazłam chyba żadnej pozytywnej… No i stwierdziłam, że nie warto wydawać pieniędzy na bilety. Chyba dobrze zrobiłam 🙂

  3. Czyli niestety wyszło jak zawsze: wielki medialny szum, jaki tylko TVN potrafi zrobić (kilka miesięcy temu widziałam zwiastun tego filmu nawet po kilkanaście razy dziennie), a sam film beznadziejny. Myślałam, że chociaż w tym przypadku będzie inaczej.

  4. Nie byłam jeszcze na tym filmie i powiem szczerze, że Twoja recenzja chyba będzie mi namiastką mojego uczestnictwa w kinie. Jeśli mam tracić czas, na coś co jest do kitu, wolę zaczekać na emisję filmu w telewizji. A tak na marginesie, to nie pierwszy i nie ostatni przypadek, gdzie reżyserzy psują coś, za co nie powinni się brać. To nie tylko historie oparte na faktach, ale i nierzadko książki. Mam zasadę jedną – nie idę na film, dopóki nie przeczytam sfilmowanej powieści. A ponieważ wokół filmu jest najpierw dużo szumu, zapowiedzi, już po wstępnych obrazach można sprawdzić, czy to będzie coś wspaniałe, czy kolejny szłam, na który nie warto tracić czasu i pieniędzy.

  5. Reklamy mnie nie zachęcały do obejrzenia tej produkcji, także dobrze, że nie zdecydowałam się na kino, albo seans w domu. Niestety, nie ufam polskim produkcjom, zazwyczaj są miałkie, infantylne i po prostu głupie. Komedie mnie żenują, a tzw. dramaty śmieszą. 😉

    Pozdrawiam,
    Klaudyna

  6. Nie przepadam za polskimi filmami tego typu, w ogóle za polskimi filmami. Owszem, istnieje kilkanaście filmów polskich faktycznie dobrych, które nawiązują do świetnych tematów zazwyczaj wojennych. Pamiętam też, że film "Nad życie" był cudowny…
    Pozdrawiam!

  7. Jakiś czas temu planowałam obejrzeć ten film bo sama historia wydała mi się obiecująca. Skoro jednak wykonanie tak solidnie zepsuto to raczej dam sobie spokój i przeznaczę ten czas na obejrzenie czegoś lepszego 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *