Jestem blisko, Lucyna Olejniczak

Jestem blisko, Lucyna Olejniczak

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Stron: 304
Gatunek: obyczajowa

Dziś będzie krótko, bo i rozwlekać się nie ma po co. Wypunktuję co najważniejsze i ze spokojnym sumieniem odłożę tę książkę w najdalszy punkt swojej biblioteczki, licząc na to, że więcej mi w ręce nie wpadnie.

Historia, która łączy klimat irlandzkich pubów, wietrznych i okrytych mgłą przestrzeni z magią i celtyckimi wierzeniami.

Lucyna i Tadeusz odwiedzają znajomych w Irlandii. Tam poznają tajemnicę wynajmowanego domu, w którym mieszka ich gospodyni. Mieszkająca w nim sto lat wcześniej dziewczyna zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, po tym jak kategorycznie odmówiła ręki synowi okolicznego bogacza. Tenże został posądzony o morderstwo i na podstawie poszlak, gdyż ciała dziewczyny nigdy nie odnaleziono, skazany na śmierć. Małgosia, córka gospodyni, zaczyna się interesować sprawą i wraz ze swoim przyjacielem śledzić stare dokumenty jej dotyczące. Nagle, w niewyjaśnionych okolicznościach, znika i ona. Czy coś łączy oba zdarzenia?

Źródło: proszynski.pl

Spójrzcie na opis, zapowiadający klimatyczną historię z dreszczykiem. Brzmi kusząco, prawda? Po lekturze przekonacie się jednak, że Jestem blisko to najzwyklejsze babskie czytadło. Obyczajówka, w której wątek zaznaczony w zapowiedzi jest wklejony jakby na siłę, mocno naciągany i obdarty z jakiejkolwiek magicznej tajemnicy. W dodatku na koniec wyjaśniony w jednym, prostym dialogu, bo zabrakło chyba autorce pomysłu, jak rozwiązanie mądrze i ciekawie wpleść w resztę akcji…

To nie jest książka zła. Czyta się ją wyjątkowo szybko. Autorka postarała się, aby znaleźli w niej coś dla siebie fani wielkiej literatury (nawiązania do Ulissesa), miłośnicy romansów, zwolennicy taniego, polskiego humoru, ludzie rozkochani w magii i legendach, a także wszyscy ci, których przyciąga niepowtarzalny urok irlandzkiej prowincji.

Tyle tylko, że uczono mnie zawsze, że jak coś jest do wszystkiego, to…

Do książki tej pasuje mi jeszcze jeden cytat – śpiewać pisać (i wydawać) każdy może. Nie lubię, kiedy ktoś traktuje mnie jak ćwierćinteligenta, któremu narrator musi wszystko wytłumaczyć. Nie lubię, kiedy akcję napędza się poprzez ograne gagi i kiepskie dowcipy. Nie lubię, kiedy tworzy się postacie do bólu stereotypowe, mało interesujące i bezbarwne. Wreszcie, nie lubię kreowania głupich bohaterów, którym podsuwa się miliony znaków, łatwych do odczytania przez średnio inteligentnego czytelnika, a zadziwiająco trudnych do ogarnięcia przez rzekomo dojrzałych i mądrych bohaterów.

Nuda, przewidywalność, naiwność. Nawet barwne opisy irlandzkiej scenerii, świetny pomysł na historię i wyjątkowa lekkość w prowadzeniu akcji nie ratują tej powieści.

Moja ocena: 3/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.

literatura polska | recenzja | Lucyna Olejniczak | literatura | recenzje książek

0 komentarzy

  1. Dostrzegam nowy trend na niektórych blogach – bez litości walimy prosto w oczy. Osobiście popieram, chociaż jeszcze chyba mam opory przed sięganiem po rodzimych autorów. Wciąż pamiętam o drapieżnych fejsbukowych (i nie tylko) fankach. Ale jeśli kiedyś trafię na podobne polskie dzieło, to też będę szczera. Aczkolwiek sama nie zamierzam szukać.
    Tak trzymaj, Klaudyno!

    1. Ja tam uważam, że polscy autorzy mają wiele do powiedzenia i potrafią pisać, oczywiście nie każdy, ale narodowość akurat nie ma tu nic do rzeczy. Popieram mówienie wprost co się podoba, a co nie, inaczej nie byłoby sensu pisać i czytać recenzji.

    2. Joasiu, mam nadzieję, że to nie jest jednak jakiś trend, bo zaraz się okaże, że blogerzy znowu 'zjeżdżają dla zjeżdżania'. Ja po prostu nie lubię szukać na siłę pozytywów tam, gdzie ich nie dostrzegam. W tej książce kilka się nasunęło, ale i tak nie zasłonią jej ewidentnych uchybień.

      Jussi,
      oczywiście są dobrzy polscy pisarze. Jest ich nawet wielu, sama nie stronię od rodzimej lektury. Jednak znów trafiłam na banalne babskie czytadło, którego autorka posługuje się naprawdę kiepskim językiem, a tego znieść nie potrafię…

    3. Klaudyno – choćbyś nie wiem, jak się starała, to i tak znajdzie się osoba, która wyjedzie z wycieczkami osobistymi i udowodni Ci, że zrobiłaś coś, bo jesteś taka i taka, a nie taka albo taka.

      Jusssi – moim zdaniem narodowość ma ogromne znaczenie. Nie pod tym względem, że Polacy piszą lepsze lub gorsze książki, bo na całym świecie jest mnóstwo grafomanii podrasowanej rewelacyjną promocją i sprzedającej się na pniu. Chodzi o to, że obcokrajowiec nie przeczyta mojej opinii i nie napadnie na mnie osobiście albo za pomocą swoich fanów. Co najwyżej komentarz na blogu zostawi jego agent, a potem zapomni. Miałam już takie zdarzenie.
      Więc nie chodzi tu o jakość pisarstwa, tylko o klasę i przyjmowanie krytyki.
      I tak, zdaję sobie sprawę, że sama pozbawiam się możliwości poznania dobrych książek. Chociaż, jak się teraz zastanowić, to jednak ja mam wiele książek polskich autorek pobranych na fincie i to nowości. Ale jakoś czekam, aż fala przeminie:)

    4. A tu masz rację, choć nie jest to regułą. Obecnie w kilka sekund można wszystko przetłumaczyć na dowolny język, więc to już nie problem. Zdarzyło mi się korespondować z autorem, była to wymiana kilkudziesięciu maili, z których jasno wynikało, że nie wymieniam ich z agentem podszywającym się pod autora. Też nie można generalizować, mówiąc, że komentarze zostawiają agencji, choć tak pewnie w większości jest. Jednak uważam, że nie ma się co bać krytyki, a przez to rezygnować z czytania książek, które masz przecież w zasięgu ręki, a nóż czeka tam na ciebie jakaś perełka. Wiesz taka wymarzona i ukochana książka. Nikt z nas nie lubi krytyki, jest to naturalne, ale w przypadku zawodu pisarza powinno się przeprowadzać szkolenie w tym zakresie 🙂

    5. Owszem, nie można generalizować i nie krytyki się boję. Tyle niewybrednych różności na swój temat już przeczytałam, że naprawdę dam radę. Ale nie chcę sama prowokować na blogu jakiejś dziwnej atmosfery, przepychanek itp. To jest moje miejsce w sieci i ma być na nim tak, jak ja chcę. Chociaż z drugiej strony – wiesz co? Właśnie przyszedł mi do głowy pomysł. Skoro bezlitośnie usuwam wszystkie anonimowe komentarze, to równie dobrze mogę usuwać też komentarze, które będą wprowadzać złą atmosferę. I w nosie mam uwagi na temat tchórzostwa:) Tak, tak zrobię. W końcu po to mam bloga, żeby się na nim rządzić do upojenia:)

  2. Nie czytałam tej książki. Jakoś sama okładka mnie nie zachęcała. A patrząc na opis i czytając książkę pewnie poczułabym się tak oszukana jak Ty. Wydawanie książek to jedno, ale reklama, która udźwignie niejednego gniota…

  3. Bardzo jednoznaczna krytyczna recenzja 😀 to mi się podoba! A miałam nadzieję, że jednak książka będzie lepsza, bo faktycznie opis na okładce jest bardzo zachęcający i okładka sama w sobie również przyciąga uwagę. No szkoda… Dobrze jednak wiedzieć, że nie należy marnować przy niej swojego czasu! Pozdrawiam 🙂

    1. Oj, wcale nie taka jednoznaczna, spotkałam w tej książce kilka pozytywów 🙂

      Czy nie marnować – kwestia względna. Ja wyrocznią nie jestem, a parę zachęcających opinii po sieci krąży, więc warto przekonać się na własnej skórze.

    2. No właśnie czytałam pozytywną opinię, która mnie początkowo zachęciła do przeczytania, ale twoja jest bardziej przekonywująca (trudne słowo:P). A to, że książkę czytać się szybko nie jest jakimś specjalnym pozytywem 😛

  4. Ja chyba nie mam takich wygórowanych oczekiwań względem książki.
    Bardzo lubię obyczajówki i mnie ciekawa historia napisana lekkim piórem na pewno przekona.
    Tej książki nie czytałam. Choć do tej pory spotkałam się tylko z pozytywnymi jej opiniami to przekonała mnie Twoja recenzja 🙂
    Tylko czytając takie recenzje zastanawiam się nad sensem istnienia mojego bloga, który jest bardzo subiektywny, nie ma w nim nawet odrobiny obiektywnego krytycyzmu, więc dla wielu osób moje recenzje mogą być bardzo mylące 🙁

    1. Też o tym pomyślałam (że moje recenzje mogą być mylące, choć naprawdę szczere)… Ja tej książki nie czytałam, ale inną tej autorki tak. Chodzi o "Dagerotyp. Tajemnica Chopina". Recenzja jest pozytywna, książka mi się podobała, choć nie ma co jej porównywać z jakimiś wiekopomnymi dziełami (ale o tym napisałam w notce dotyczącej moich problemów z ocenianiem książek). Recenzja była szczera i na pewno do "Dagerotypu" kiedyś wrócę (nawet myślałam o tym ostatnio).

    2. magdalenardo,
      ale o jakich wymaganiach mówimy? Ja tam żadnych wymagań do tej książki nie miałam – chciałam jedynie, aby miała w sobie to, co zapowiadała okładka. A nie miała, więc przeżyłam rozczarowanie.

      I nie zaniżaj mi tu wartości swojego bloga! 🙂 Wszyscy jesteśmy subiektywni, na tym polega przecież czytanie i spisywanie osobistych wrażeń z lektury. Nie widzę tutaj powodu, aby jakikolwiek bloger miał być mniej wiarygodny tylko dlatego, że jest stuprocentowo subiektywny. Nie jesteśmy krytykami literackimi, więc chyba właśnie na tym rzecz polega 🙂

      Doroto,
      no widzisz – ile głów, tyle opinii. Mnie ogólnie nie odpowiada język, jakim posługuje się autorka – jest zbyt prosty, bardzo drętwy i sztuczny. Wolę pisarzy, którzy potrafią konstruować ciekawe opisy, budować metafory, interesująco portretować bohaterów i rzeczywistość. Niewykluczone jednak, że jeszcze kiedyś dam szansę tej autorce – po jednym dziele oceniać całej twórczości nie mam prawa.

    3. No dobrze, już w sumie kiedyś o tym rozmawiałyśmy (pisałyśmy).
      Muszę skończyć z tymi kompleksami, bo przecież uwielbiam swojego bloga i cały ten blogowy świat – szkoda by było z niego rezygnować.
      Kochana jesteś 🙂

  5. Mocne słowa… Książki ani autorki nie znam, więc nie wypowiadam się merytorycznie, chciałam tylko cichutko pisnąć, że podoba mi się szczery brak mizdrzenia się "w podzięce" za egzemplarz recenzencki. Wszystkie Twoje recenzje tym samym zyskują dodatkową wartość.

    1. Nigdy nie piszę na siłę dobrze tylko dlatego, że to egzemplarz recenzencki. Akurat oceniłam nisko już kilka książek Prószyńskiego, ale za to cenię to wydawnictwo, że nikt tam nie rzuca się człowiekowi do gardła za szczerość. Miałam przygodę w wydawnictwem, które po negatywnej recenzji bez słowa zerwało współpracę i do dziś czuję do niego głębokie uprzedzenie. Za to tutaj pełen profesjonalizm – może nie umieszczą recenzji na stronie, ale też nie oburzają się i nie obrażają. Ja zresztą nie jestem typem osoby, która miałaby w zwyczaju "objeżdżanie" autorów czy książek. Szanuję każdą pracę włożoną w napisanie i wydanie książki, szukam argumentów również na plus i doskonale zdaję sobie sprawę, że każdy tytuł znajdzie swoich zwolenników i nie chciałabym ich obrażać jakąś bezsensowną falą epitetów pod adresem książki czy pisarza.

    2. Chwała wydawnictwu P. za tę postawę, bo choć dla mnie jest oczywista, bynajmniej nie jest typową. A że nie objeżdżasz dla objeżdzania samego, to wiem. Dlatego cenię Twoje recenzje, bo są nie tylko szczere, ale i skupione na meritum. I to też nie jest typowe, ale to tym zapewne dobrze wiesz:-)

  6. To chyba pierwsza tak niska opinia na temat tej książki. Póki co spotykam się z lepszymi notami. Ale cóż. Wiadomo, ilu czytelników, tyle opinii. Osobiście jestem ciekawa tej książki. Więc kto wie. Może jednak sięgnę 🙂

    1. Sięgaj, warto przekonać się na własnej skórze 🙂

      Może gdybym nie oczekiwała, że będzie to barwna historia z dreszczykiem, może gdybym się nie nastawiała, odebrałabym tę książkę zupełnie inaczej. Opis jednak w żadnym punkcie nie wskazywał, że będzie to zwyczajna obyczajówka (przeciwko którym przecież nie mam nic)…

  7. A już myślałam, że będzie kolejna książka, którą warto przeczytać. Widzę, że nie zawsze okładka równa jest treści. Recenzja krótka i na temat, ale za to wszystko było w niej zawarte co warto wiedzieć o książce. Wątpię bym po nią kiedyś sięgła.

    1. Nie trzeba się od razu zniechęcać 🙂 Co prawda zachęcać też nie mam zamiaru, a i sama bym po nią nie sięgnęła, gdybym wiedziała, jak ta przygoda się zakończy, ale nie odbieram nikomu prawa do własnego zdania 🙂

  8. A ja mam zupełnie inne odczucie po tej książce, bardzo pozytywne, pisałam o tej ksiązce niedawno na moim blogu. 🙂 Choć w sumie z częścią Twoich zarzutów mogłabym się zgodzić, a szczególnie z fragmentem "nie lubię kreowania głupich bohaterów, którym podsuwa się miliony znaków, łatwych do odczytania przez średnio inteligentnego czytelnika, a zadziwiająco trudnych do ogarnięcia przez rzekomo dojrzałych i mądrych bohaterów.". Tu faktycznie, podpowiedzi było mnóstwo, a bohaterowie jakby ślepi. ;p Ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkodziło w czerpaniu przyjemności z czytania tej książki. 🙂 Chyba nie mam zbyt wysokich oczekiwań jesli chodzi o takie lekkie czytadła na jesienne wiezory 🙂 Jak dla mnie pomysł się obronił, historia mnie wciągnęła. Pozdrawiam:)

    1. I o to chodzi – lubię różne spojrzenia na jedną sprawę. Bardzo się cieszę, że trafiła do Ciebie ta historia, ja chyba zbyt dużo spodziewałam się po opisie 🙂

  9. Zmartwiłaś mnie, ja mam duże oczekiwania wobec tej książki i książkę leżącą n apółce. Teraz troszkę wzrosły obawy a zmalały oczekiwania :/ Niedobrze

  10. Ależ moi drodzy…
    Czytam te komentarze i coś mi tu nie gra…
    Ja miałam przypadek odwrotny: ktoś polecił mi kiedyś książkę do przeczytania. Nie zapomnę tego tytułu nigdy: "Goldi. Apoteoza zwierzaczkowatości". Chyba jeszcze nigdy książka nie zmęczyła mnie tak jak ta i póki co jest numerem jeden listy najgorszych książek, które przeczytałam.
    Tak, że nie ma co się nastawiać pozytywnie czy negatywnie do danej książki kierując się doznaniami innych.
    Uwielbiam czytać książki napisane przez Polaków, niestety niekonieczne te najnowsze…
    Po tą wiem, że nie sięgnę, bo to nie moje "klimaty".
    Serdecznie pozdrawiam 🙂

  11. Szczerze mówiąc ta książka u mnie jest następna w kolejce do przeczytania i teraz mam obawy czy dobrze zrobiłam sięgając po tą książkę. No, ale cóż nie zawsze trafiamy na dobre książki, chociaż łudzę się ostatkiem nadziei, że jednak trochę mi się spodoba.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *