Wdówki futbolowe, Karolina Macios

Ponieważ od dawien dawna wiadome było, że w połowie 2012 roku polski naród wpadnie w piłkoszał, spece od marketingu i reklamy świetnie się na ten wyjątkowy czas przygotowali. Polskę zalała fala gadżetów, zwiększono produkcję flag, na wystawach sklepowych pojawiły się biało-czerwone stylizacje i generalnie wszystko zmierzało ku temu, by ufutbolowić naszą rzeczywistość. W całe to szaleństwo postanowiła wpisać się również Karolina Macios ze swoją powieścią traktującą rzekomo o kobietach, które przegrywają z piłką nożną w starciach o zainteresowanie swoich facetów…

Dziś dołączyłam do sporego grona kobiet, które muszą wyznać: „Mój mąż mnie zdradza”.

Nie dość, że mnie zdradza, to jeszcze robi to w naszym mieszkaniu, na kanapie przed telewizorem i na moich oczach.

Z jedenastką spoconych i umorusanych błotem i trawą facetów.

Muszę was zmartwić, drogie panie: czeka was taki sam los.

Nie wierzycie?

Rozejrzyjcie się dookoła, wszędzie widać zapowiedź apokalipsy:
Euro 2012 (Liga Mistrzów/Liga Europy/Mundial 2014*) nadciąga!
*niepotrzebne skreślić

Wdówki futbolowe Karoliny Macios to błyskotliwa opowieść o tym, co dzieje się z kobietami, gdy całą Polskę ogarnia futbolowy szał.

Źródło: znak.com.pl

W pierwszej kolejności zobowiązana jestem zwrócić uwagę na fakt, że opis książki nijak ma się do jej zawartości. Tytułowych wdówek nie mamy tu zbyt wiele (od biedy trzy, choć i to mocno naciągana teoria), samej piłki nożnej również. Jakieś jej elementy wpisane są w niektóre fragmenty zwierzeń udręczonej ciężarnej, ale wygląda to na fragmenty doklejone na siłę, byle podpiąć się pod szyld Euro 2012. Z marketingowego punktu widzenia może i jest to trafny zabieg, w końcu każdy chce coś urwać z wszechobecnego piłkoszału, ale czy naprawdę ma sens opieranie się na oszustwie?

Bo ja czuję się oszukana.

Pomijając już fakt, że cholernie irytująca bohaterka winą za wszystkie problemy małżeńskie obarcza futbol, to jeszcze sama autorka ma o nim pojęcie tak mgliste, że w pewnym momencie czytelnik może się zastanawiać czy lepiej zapłakać czy zaśmiać się z rozpaczy. Karolina Macios tak mocno uczepiła się stereotypów i szablonów, że w żadnym punkcie swojej powieści nie wysiliła się choćby na maleńką inwencję, na lekkie zboczenie z toru. Jak można uważać, że każdy kibic piłkarski żłopie piwsko, drze mordę i ma klapki na oczach, a każda kobieta na widok piłki dostaje wysypki? Jak można uważać, że każdy kibic i każdy piłkarz to półgłówek? Co więcej – jak fani Cracovii mogą jechać w czasie Euro na mecz ligowy i jeszcze śpiewać po drodze piosenki obraźliwe dla samych siebie? Przykro mi to stwierdzać, ale autorka w swojej książce dała rażący i żenujący popis braku wiedzy, który dla mnie, jako dla czytelniczki, jest obraźliwy i zniechęca mnie do jej twórczości całkowicie.

Gdyby z Wdówek futbolowych wyciąć wszystkie niepotrzebnie wciśnięte fragmenty o piłce, powstałaby z tego całkiem zgrabna opowieść o perypetiach ciężarnej, która musi radzić sobie z nieodpowiedzialnym mężem, średnio zaradnym synem, przemądrzałą matką, wyzwoloną przyjaciółką, upierdliwymi sąsiadami i trzydziestoma nadprogramowymi kilogramami. Co prawda każda z postaci przedstawiona jest mocno szablonowo, ale można to autorce wybaczyć, skoro sama przyznaje, że jej literatura ma nie być ambitna, a jedynym jej celem jest zabawianie czytelnika.

Co podobało mi się bardzo, to przedstawienie trudów słodko-gorzkiego życia literata, osadzenie akcji w realiach Krakowa i oparcie każdego rozdziału na ciekawym schemacie. Zaczyna się od wyboldowanej złotej myśli żywcem wyciągniętej z poradnika małżeńskiego, kończy fragmentem z życia bohaterki, której perypetie pokazują, jak trudno dostosować się do wskazówek serwowanych przez psychologów i doradców małżeńskich. Do tego dochodzi spora dawka humoru i autoironii, które stanowią o sile Wdówek futbolowych. Z tego też powodu choć w książce tej wietrzę tanie oszustwo i brak rzetelności, uważam, że dla odrobiny relaksu i humoru można z powodzeniem sięgnąć po nią w leniwe, letnie popołudnie.

Moja ocena: 5/10

0 komentarzy

  1. Eeee….. w ogóle mnie ta książka nie zainteresowała i już wcześniej wiedziałam, że nigdy w życiu po nią nie sięgnę. Po Twojej recenzji i wystawionej ocenie wiem dodatkowo, że zdecydowanie nic nie tracę 😉

  2. Muszę przyznać, że nawet miałam ochotę przeczytać tę książkę, ale chyba sobie jednak odpuszczę..
    Swoją drogą, czy tylko mnie okładka kojarzy się z serią "Pretty little liars"?

  3. Mam bardzo podobne wrażenia po lekturze. Książka ok, ale gdyby nie ten futbol nieszczęsny, który nomen omen miał być jej motywem przewodnim. Możesz sobie przeczytać moją recenzję dla Lubimy Czytać http://lubimyczytac.pl/profil/4446/malwina/oficjalne-recenzje/1/907/pilka-jest-kobieta Napisałam tam, że w sumie to czy ta książka się komuś spodoba, zależy od jego nastawienia do piłki. Typowym "wdówkom futbolowym" pewnie spodoba się i to bardzo.

  4. Ja jeszcze przed Euro normalnie się trzęsłam na samą myśl o tych mistrzostwach, choć piłkę nożną lubię, ale w ograniczonych ilościach. Później, po pierwszym meczu, wkręciłam się w całą atmosferę i z niecierpliwością czekam na dzisiejsze spotkanie Portugalii z Czechami, a potem i inne mecze ;))

    Ale jeśli chodzi o tę książkę, to na pewno jej nie przeczytam. Skoro autorka powciskała tam tyle stereotypów o kibicach i piłkarzach, to ja dziękuję. Jeśli ktoś się na czymś nie zna, to raczej nie powinien się za to zabierać…

  5. Ten fragment o kibicach Cracovii mnie rozwalił. Po prostu padłam.:D
    Książka oczywiście na nie. Nie wiem, czy ogarnął mnie piłkoszał, czy może po prostu nie trawię takich czytadeł.

  6. Zacytuję samą siebie z innego komentarza pod recenzją tej książki:

    "Popłynięcie na fali Euro… A nuż jakiś grosik ze sprzedaży wpadnie? A nuż uszczknę odrobinę eurotortu… Okładka świetna, tytuł dobry, ale tak naprawdę to ten "wielki, piłkarski problem kobiet" jest tak smutny, że aż żenujący. Daczego nie dać chłopakowi / narzeczonemu / mężowi wolnego czasu na oglądanie meczu? Błazenada…"

    Już nawet pominę kwestię książki, którą – jeśli przeczytam – to chyba tylko w celu przyznania Ci racji. Najbardziej bawi mnie robienie problemu z piłki nożnej. Ciekawi mnie, czy te wspaniałe, udręczone, umęczone "futbolowe wdówki" ciągną swoich mężczyzn na wielogodzinne zakupy, zamęczają ich swym nieustannym trajkotaniem o byle gównie, zawracają im dupy problemami, które w istocie nimi nie są i same spędzają godziny na oglądaniu polskich seriali. Jeśli tak, to najpewniej robią to przez CAŁY ROK, BEZ PRZERWY. A facet ma piłkarskie rozgrywki raz na dwa lata (jeśli ogląda tylko mundial i Euro) i NIECH SOBIE OGLĄDA, na litość boską!
    U mnie sytuacja jest dość inna, bo W. w ogóle nie przepada za piłką nożną, ale podczas Euro postanowił wczuć się w rolę, więc pije piwo, je czipsy i drze buźkę, bluzgając przy okazji jak szewc. Ale to, że każdy w związku ma prawo do frajdy, jest święte 🙂

    1. O, Twój cytat idealnie oddaje to, co sądzę o takich zabiegach marketingowych 😉

      Mój M. antyfanem futbolowym może nie jest, ale źle znosi to, że podczas Euro spędzam tyle godzin przed TV. Cóż, powinien się przez lata przyzwyczaić ;))

  7. Ależ autorka musiała podnieść Ci ciśnienie 😉 Nie mniej pomysł na książkę na kanwie piłkoszału uważam za trafny. Skoro koszulki, piłki i inne euro gadżety rozchodziły się jak świeże bułeczki rynek wydawniczy również dopasował się do otoczenia. Inna treść, duża dawka humoru z przymrużeniem oka i mogło być miło 🙂

  8. Czytam drugą podobną recenzję o tej książce. Dzięki temu teraz jestem pewna, że książkę powinnam omijać szerokim łukiem…Szkoda mi czasu na książkę w której jest wiele stereotypów.

  9. Też denerwują mnie takie stereotypy, że każda kobieta jest wrogiem piłki nożnej – dla mnie mistrzostwa to zawsze jest święto. No i zgadzam się, że jak to jest święto i trwa raptem trzy tygodnie, to dajmy żesz tym facetom (i nie tylko facetom) spokój 😉

  10. Mam tę książkę i jak widzę nie zapowiada się aż tak fajnie, jak myślałam. Ja piłką nie interesuję się aż tak, właściwie to w ogóle, ale mecz oglądałam *__*
    W każdym bądź razie – przeczytam 😀

  11. Przeczytałam recenzję i tak się zirytowałam, że wcale nie mam ochoty po tę książkę sięgać. To jest nie tylko brak wiedzy i rzetelności, ale ignorancja podstaw kultury, bo dla mnie sport, kibicowanie i wszystkie inne pozytywne kwestie wpisane w piłkę nożną, żużel i inne dyscypliny, to samo piękno, które w tę kulturę się wpisuje.

    Można nie rozumieć takich pasji, można nie kibicować i nie wiedzieć, co to jest spalony. Ale nie można sprowadzać takiego zjawiska jak sport do jednego schematu, czy stereotypu.

    Może to nie jest reakcja współmierna do powyższych refleksji i może powinnam najpierw tę książkę przeczytać, żeby móc się wypowiedzieć. Może nawet na pewno.

    Ale jako kibicka typowo męskich sportów i kobieta, dla której niedziela to przede wszystkim stadion i zapach spalin, nie mogłam się pohamować 😉

  12. Karolinę Macios znam z świetnych "Wszystkich mężczyzn mojego kota" i "Pieskiego życia mojego kota" – obie książki bardzo mi się podobały, były zabawne i ciekawe + czułam się jakbym chodziła uliczkami Krakowa.

    Szkoda, że autorka poleciała na stereotypach we "Wdówkach" i ewidentnie napisała ksiązkę pod publiczkę i "popłynęła na fali Euro".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *