KKD #5: Pisarze, których wstyd czytać

Klub Dyskusyjny

#5: Pisarze, których wstyd czytać

Portale internetowe często i gęsto wymyślają różne rankingi i plebiscyty. Jednym z dość popularnych zagadnień jest – o dziwo! – kwestia autorów, których wstyd czytać. A raczej – do czytania których wstyd się przyznać przed ludźmi.

Przyznaję, nigdy nie zastanawiałam się nad tą kwestią, gdyż problem był mi obcy. Czytam to, na co mam ochotę i nie powinno nikogo obchodzić, jakim kluczem dobieram lektury, po które sięgam. Choćby były to największe, głupawe czytadła. Ale fakt jest jednak taki, że kiedy zaczytuję się w tego typu historie, wśród których można wymieniać utwory np. pani L.J. Smith lubię się wytłumaczyć. Że potrzebowałam rozrywki, że odprężenia, że czasem tzw. literatura niskich lotów jest potrzebna. Jest to pewien rodzaj asekuracji, który zauważam u siebie i u innych w przypadku autorów, którzy w rankingach 'wstydu’ królują. Czyli problem jednak istnieje, ale nie dość, że jest zakamuflowany, to nie można mówić, aby był jakiś gigantyczny. Bo fakt, że się tłumaczymy z naszych wyborów nie oznacza od razu, że się z książką po kątach chowamy i wstydzimy przyznać do niej. Mam rację czy jednak ta logika jest zbyt pokrętna? 🙂

Dyskutowałam kiedyś z Niedopisaną, że za dobór czytanych książek często obrywa się studentom polonistyki. No, bo jak to tak, żeby zamiast o Proustach, Joyce’ach, Beckettach i Balzakach, pisać o Grocholach, Wiśniewskich i innych Harrisach. Jakby nam mało lektur było w szkole, powinniśmy jeszcze 'po godzinach’ o nich dyskutować. Ba! Po inne tytuły sięgać nie wolno, bo to wstyd dla polonistycznego świata. Muszę niektórych rozczarować – w polonistycznym świecie mojej uczelni czytanie jest powodem do drwin. Fakt, nie ze wszystkich stron, ale jednak. Jeszcze dwa czy trzy lata temu, kiedy zaczytywałam się w jakiś tytuł, kucając w kącie korytarza, musiałam milion razy odpowiadać na głupie pytania, po co czas na pierdoły marnuję. Bo to taki wstyd czytać na polonistyce. Tę zasadę wyznaje zresztą znaczna część mojej kochanej grupy, która ma problem nawet z 60-stronicowymi lekturami (specjalnie do naszych 'potrzeb’ prowadzący dostosowują listę tytułów). Śmieszna sprawa, co? Więc niech mi nikt nie mówi, że poloniście czytać lekkich książek nie wolno. Każdemu wolno, niezależnie od tego, czym się zajmuje.

Na listach autorów, których należy się wstydzić, królują: Janusz L. Wiśniewski, Katarzyna Grochola, Paulo Coelho, Dan Brown, Danielle Steel, Nicholas Sparks, Stephenie Meyer, Małgorzata Kalicińska, L. J. Smith, Harlan Coben i paru innych. Znam kilka osób, które takich rankingów trzymają się mocno, nieustannie krytykując tych, którzy książki 'wstydliwych’ autorów czytają. Albo – nie daj Bóg – lubią! To dopiero są ludzie bez gustu, którzy nie wiedzą, co to prawdziwa literatura, bo śmią Zmierzch albo Samotność w sieci uwielbiać. Tak, tak – są jednostki, wyznające takie poglądy. I mają do nich prawo, to jasne. Ale ja nikogo nie krytykuję za miłość do Prousta, więc niech on mnie nie wyśmiewa za czytanie Schmitta albo Sparksa.

Są książki lepsze i gorsze, są autorzy bardziej i mniej zdolni. U jednych i drugich szukamy czegoś innego – czy to rozrywki, czy wzbogacenia. Miło jest spędzać czas z książką, nawet najmniej docenianą. W każdej powieści staram się znaleźć coś dla siebie, z każdej chcę coś wynieść. Nawet jeśli jest to taki 'gniot’, jak Zmierzch, albo taka 'bzdura’ jak Jesienna miłość (które – swoją drogą – lubię). Nie wstydzę się ani żadnych tytułów, ani żadnych nazwisk, z którymi się zetknęłam. Niech wstydzą się ci, którzy niewiele czytają, a krytykują innych. Którzy dowartościowują się znajomością największych nazwisk i najtrudniejszych lektur. Każdy niech zajmie się swoim ogródkiem, tak będzie lepiej dla wszystkich 🙂

A teraz kochani,
jak ten problem wygląda z Waszej perspektywy?
Czy istnieją jacyś autorzy, których faktycznie wstyd czytać?
Czy powinniśmy promować na blogach tylko wielkie nazwiska?
Czy czytelnik, szukający inspiracji w sieci, naprawdę dałby się zachęcić do czytania Zoli albo Prousta?
Co sądzicie o zjawiskach, które opisałam?

Do dzieła!

0 komentarzy

  1. Hehehe, widzę, że czas na małą spowiedź. No cóż, dla mnie problem po prostu nie istnieje, czytam totalne pierdoły, zdaję sobie z tego sprawę. Promuję literaturę młodzieżową i czytadła dla kobiet, nie znam za to wielkich dzieł, nie czytałam większości z nich i możliwe, że nigdy nie przeczytam, tylko co z tego? Czytam. Po prostu. Na tle większości moich znajomych czytam bardzo dużo, a że większość tych lektur do małowartościowych należy to już inna sprawa. Zawsze podkreślałam, że książka jest dla mnie przede wszystkim rozrywką. Po ciężkim dniu spędzonym na uczelni, w pracy, na użeraniu się z chłopakiem/rodziną, chodzeniu od lekarza do lekarza czy innych dołujących, codziennych sprawach, naprawdę średnio mam ochotę na dodatkowe dołowanie się literaturą. Ja uwielbiam Cobena, wzruszają mnie książki Sparska, lubię humor Grocholi i intrygi wymyślone przez Browna, a i Coelho swego czasu pochłaniałam jak głupia. I nie sądzę, bym naprawdę miała się czego wstydzić, to że czytam jest raczej powodem do dumy.

  2. A ja czytam to, co sprawia mi przyjemność! Przestałam się przejmować, że ktoś określi książkę jako gniot czy romansidło. ważne, aby mi się podobała i sprawiała przyjemność! Ludzie mają na szczęście różne gusty i ksiązka znajdzie się dla każdego!

  3. Jeśli ktoś czyta tylko "wstydliwych" autorów, albo wielbi ich książki bezkrytycznie i uważa, że nic lepszego nie napisano- wywołuje u mnie lekką pogardę i rozbawienie. Jak każdy zaślepiony.
    Ale taką sama reakcję wywołują we mnie osoby, które potępiają takich autorów i czytelników, nie zapoznawszy się z treścią.
    Te książki są jak śmieciowe jedzenie. Wszyscy wiemy, że jest niezdrowe, bezwartościowe i tuczące. Ale czasem po prostu ma się ochotę na hamburgera 🙂

  4. Ja mam straszny uraz do Coelha – czytałam 3 lub 4 jego książki i no niestety, prawdy życiowe są jakieś banalne, zbyt wyolbrzymione. Metafizyczne przeżycia zbyt codziennych kwestii. Co do innych wymienionych autorów, zdarza mi się czasem coś przeczytać ich autorstwa. Głównie dlatego, że są dobrą rozrywką, nie wymagającą od nas zbytniego skupienia:)

  5. Też się czasami tłumaczyłam, jak sięgałam po L.J. Smith 😉
    Ale poza tym dla mnie ten problem po prostu nie istnieje. Czytam to, na co mam po prostu ochotę. I tyle.
    Na szczęście nigdy nie spotkałam się, by ktoś się podśmiewał z doboru moich lektur.

    Ale bardzo irytuje mnie, gdy ktoś uważa się za lepszego od kogoś, kto zaczytuje się np. w Grocholi. Najczęściej spotykam takie zjawisko na forach internetowych.

  6. Też się nad tym zastanawiałam po słowach mojego brata (on ma na koncie kilkadziesiąt przeczytanych książek, ja kilka tysięcy…), że "czytam takie głupoty, powinnam zacząć czytać inteligentne książki". Nie pamiętam, co wtedy czytałam, ale wręcz rozbawiły mnie jego słowa. Bo w końcu czym jest "inteligentna" książka? Dla kogoś, kto kocha czytanie, dobór powieści jest zależny od nastroju.* Jeżeli potrzebuję odprężenia, sięgnę po ckliwy romans; jeśli chcę trochę pokombinować, to sięgam po kryminał; itd… Irytują mnie jedynie zachwyty nad pisarzami typu P. Coelho, S. Meyer – chodzi mi o sytuację, gdy słyszę, że to pisarze wszech czasów i tym podobne opinie. Wiadomo, jest klasyka literatury, są pisarze, którzy pisali/piszą po mistrzowsku, ale wszystkie książki są dla ludzi. I każdy znajdzie coś dla siebie, nie rozumiem takiej krytyki.

  7. Klaudyno, mówiłam kiedyś, że Cię bardzo lubię? Kocham wręcz za ten temat :)) Swoje zdanie wyraziłam już w tamtej dyskusji. Na moim roku jest dokładnie tak, jak u Ciebie – wstyd czytać, wstyd wypożyczać, bo jak to, jeszcze Ci się nie znudziło przy takich listach lektur? Nie znudziło. Między innymi dlatego, że Słowackiego sobie przeplatam Harris. Wstyd się przyznać, że człowiek stara się chociaż opanować te listy lektur. "Odpuść sobie Parnickiego, po co to…"

    Dla mnie to jak z muzyką. Na przykład. Ot, mam nastrój, to słucham ABBY i w nosie mam to, czy dla kogoś to muzyka tania i niewiele warta 😉 Na mojej playliście są The Beatles obok The Cranberries. Dobrze im obok siebie, jak sądzę. Na półce "Dziwne losy Jane Eyre" stoją sobie obok Dana Browna. Nie mają postrzępionych okładek, więc jak sądzę nie gryzą się w nocy 😉

    Dlaczego próbujemy dopasować innych do swoich gustów? Mam przyjaciółkę, która uwielbia romanse. Różne. Nie nawracam jej na jedyną słuszną drogę. Podsuwam jej czasem jakąś inną książkę. Czasem się wciągnie, czasem nie. Też studiuje polonistykę zresztą 😉 I taki ma sposób na odreagowanie ciężkiej listy lektur.

    Jasne, co za dużo, to niezdrowo, przesada w obie strony jest niewskazana. Słodycze mogą się znudzić tak jak zdrowe posiłki. Byle wiedzieć, co nam potrzebne. I nie narzucać innym swych gustów. Często ci, które krytykują dajmy na to czytających "Zmierzch" i wszystko, co o wampirach, bo to miałkie, nie ma pojęcia, że o wampirach pisał i Mickiewicz, i Słowacki. Jak sądzę, wymienieni panowie to też reprezentanci literatury niskich lotów? ^^ Po co mówić innym, co mają czytać? Nie ma jednego właściwego sposobu na życie, nie ma jednego doboru lektur dla wszystkich. "Zalewa nas tandeta" – mruczy z wyższością miłośnik klasyki. Ale przecież może czytać to, co lubi? Nie bądźmy dla siebie tak krytyczni… Tak pogardliwi. Cieszmy się, że ktoś czyta. Tak uważam. Bo po czytających literaturę popularną są jeszcze ci, którzy skończyli czytanie na "Dzieciach z Bullerbyn". Jak ich ocenisz, skoro krytykujesz miłośników Dana Browna?

    Moje doświadczenia mówią raczej, że świat nie jest taki czarno-biały… I ja lubię niezmiernie czytających. Wszystkich 😉

  8. Znowu mogę się zgodzić z Izą i kilkoma innymi osobami. Koncept lektury wstydliwej to dla mnie bzdura. Niech każdy czyta to, co lubi i nie spieszy się do osądzania innych.

    Dla mnie Ci, którzy twierdzą, że czegoś należy się w tym kontekście wstydzić, to ci, co:
    a/ pozują na yntelektualystów,
    b/ są snobami,
    c/ mają kompleksy i niezbyt nad nimi panują (np. mania udowadniania innym, że są gorsi, mania segregowania ludzi, mania wmawiania ludziom, że to co robią jest złe, nawet wtedy, gdy się tego czegoś nie liznęło).

    Dajmy spokój, czy naprawdę nie ma większych problemów niż osądzanie ludzi na podstawie lektury?

    Czytam, bo lubię. Czytam co lubię.

  9. Zawsze denerwują mnie takie rangingi. Bo czytam co mi się nawinie, co mnie zainteresuje. Czytałam S@motność w sieci iczasami do niej wracam, czytałam Grocholę i Coelho, przestałam, ale nie dlatego, bo nie wypada, tylko przestały mi te ksiązki pasować. W obecnych czasach super, ze ktoś czyta, cokolwiek, wiec jak czytanie moze być wstydem…

  10. Uważam, że każdy powinien czytać to, co lubi – i się tego nie wstydzić! Nikogo nie powinno obchodzić co czytamy. Osobiście uwielbiam wspomnianego u Ciebie w poście Sparksa oraz podoba mi się twórczość Meyer – mogę to ogłosić całemu światu, nie obchodzi mnie, co inni będą mówili. Podobny problem jest ze słuchaniem muzyki – jestem potępiana za to, że słucham Tokio Hotel i Lady Gagi, czyli w mniemaniu moich znajomych: pedałów i poj*banej baby. I co? I nic. Robię co chcę, a złośliwe komentarze po mnie spływają. Mam nadzieję, że wśród naszych znajomych recenzentów nikt nie wstydzi się autorów i typów literatury, które czyta :).

  11. Ja już nie muszę niczego pisać, bo moje słowa napisały Iza i Enga – zgadzam się z nimi i często na swoim blogu podkreślałam – czytam dla przyjemności. Li i jedynie. Moje motto zresztą cały czas wisi w zakładce "o mnie" – zdania nie zmieniłam.
    Są gatunki, których nie będę czytała, np. poradniki, ale to nie znaczy, że uważam je za zło. One nie są po prostu dla mnie. Niech pomagają tym, którzy ich potrzebują.
    Nigdy nie przyszło mi do głowy wyśmiać czy patrzeć z pogardą na moją znajomą, która kocha Coelho. No kocha. Zbiera, czyta po kilka razy, szuka w nim pocieszenia. Czy to znaczy, że jest głupia, zła? To mądra kobieta. Po prostu ją przekonują truizmy autora. Ok, skoro jej to pasuje? Nadal ją lubię:)

  12. Kompletnie niczego się nie wstydzę ;D Czytałam sagę Zmierzchu parę razy i nawet ją lubię ,choć nie tak bardzo jak na początku. Jak ją odkryłam to każdą przerwę przegadywałam na ten temat z kumpelą.Mam też wszystkie serie L.J Smith. Dużo czytam też romansów. Inni by się wstydzili ,a ja każdemu z uśmiechem na twarzy mówiłam ,że czytam serię "Romans z Szejkiem" 😛 W ogóle nie wpadłabym na pomysł ,że są jacyś pisarze ,których wstyd czytać. To pojęcie jest mi kompletnie obce. Wszyscy wiedzą co czytam ,wiedzą że się tego nie wstydzę i zostawiają mnie w spokoju 😉 Pragnę zauważyć ,że są ludzie ,którzy sądzą ,iż samo czytanie czegokolwiek to wstyd !

  13. Mnie w ogóle razi samo stwierdzenie, że coś tam wstyd czytać. Nigdy nie powinniśmy wstydzić się czytania, nigdy.

    Nigdy, nawet w latach szkolnych, nie można zmusić mnie było do przeczytania czegoś, co mi nie leżało kompletnie i zawsze w nosie miałam opinie innych na temat mojego wyboru lektur. Nie przeczytałam sienkiewiczowskiej Trylogii, bo zwyczajnie mnie to nudziło, Krzyżaków również nie (co zostało rzecz jasna odpowiednio ocenione) i to samo moim uczniom powiedziałam: możecie nie czytać, nie zmuszę was, ale wasz interes – nie przeczytanie skutkuje konsekwencjami.
    Za to był czas, gdy namiętnie Harlequiny połykałam (7-8 klasa podstawówki 😀 ). Zamiast "Innego świata" dyskutowałam z polonistką o trylogii Grzesiuka i jakoś wybrnęłam 😉 Znam i coś Grocholi, i Wiśniewskiego, i nawet jedną rzecz Coelho (Weronikę, reszty nie strawiłam). Zmierzch czytałam kilka razy 🙂 Ale co mnie ma obchodzić, że ktoś całego autora uwielbia? Czytasz? Super, to już jest o czym pogadać. Mickiewicza odrzucasz, ale kochasz Gałczyńskiego? No dla mnie bomba.
    Z polonistką z pracy pożyczamy sobie książki przeróżne, niekoniecznie klasykę. W gim. przerabiamy opowiadania Sapkowskiego 😀
    Caroline, Lady Gaga ma rewelacyjny głos 🙂

  14. Mam koleżankę, która uważa, że połowa moich książek jest głupia, ale tylko dlatego, że to fantastyka, kryminały i inne gatunki, niż dla nastolatek i paranormal romance. Ona czyta Pamiętniki Wampirów, które uwielbia i ja jej tego nie wypominam, chociaż mimo, że mi też się podobały, to nie będę wychwalać ich pod niebiosa, bo dużo im jeszcze brakuje do książek z wyższej półki. Jednak nic sobie z tego nie robię, że ona mnie krytykuje. Każdy ma swój gust i ja się swojego nie wstydzę. Wstydzić powinni się ci, którzy nie czytają, albo krytykują książki, po które nawet nie sięgają.

  15. Ja zamiast się wstydzić raczej się złoszczę, że zmarnowałem czas na coś kiepskiego 🙂 W ogóle to jestem zdania, że napisanie dobrej powieści gatunkowej jest nie lada sztuką. Cenię je bardziej niż wyszukane eksperymenty językowe i stylistyczne którymi autor stara się zakamuflować kompletny brak pomysłu na fabułę. Zatem czytam "wstydliwych" autorów, ale też świadomy jestem tego że ich książki nie wnoszą do mojego życia nic poza godziwą porcją rozrywki.

  16. Zgadzam się z Elveą- "Dla kogoś, kto kocha czytanie, dobór powieści jest zależny od nastroju.* Jeżeli potrzebuję odprężenia, sięgnę po ckliwy romans; jeśli chcę trochę pokombinować, to sięgam po kryminał". Wiadomo, krytyka jest od tego, by szufladkować, oceniać, ale to też pomaga. wiadomoze literatura popularna zawsze będzie traktowana po macoszemu, choć takie lekkie książki są bardzo potrzebne. I wtedy do oceniania bierze się inne narzędzia, inne kryteria bierze się pod uwagę. /że Grochola jest zła, bo masowa? Ależ skąd! Uwielbiam jej humor, choć, jak każdemu pisarzowi zdarzają się słabsze i lepsze książki. Wstydzić się, ze się czyta jakiś autorów- nigdy, wstydzić to się należy, jak się w ogóle nie czyta.

  17. Po pierwsze, zawsze należy pamiętać, że istnieje podział literatury na tę bardziej ambitną i mniej ambitną. Do tej drugiej grupy zaliczam pisarzy, których wymieniłaś.
    Nie cierpię nieuzasadnionej krytyki. Dlatego np. przeczytałam dwie części sagi Zmierzch, po to właśnie, aby móc krytykować. I choć dla mnie ta książka jest po prostu głupia, to rozumiem, że są ludzie, którzy mogą się nią fascynować. Każdy lubi co innego, tyle. 🙂

  18. Nie rozumiem co oznacza wstyd czytać?

    Dla mnie czytania to ciekawe doświadczenie, któro nie klasyfikuję na topowe gatunki czy na wstydliwych lub wybitnie modnych autorów. Poszerzanie horyzontów to podstawa.
    Czytam to na co mam ochotę i w nosie mam zdanie innych. W moim otoczeniu nie ma osób czytających, wiec nikt nie gani mnie za wybór pisarzy czy gatunku.
    Uważam ze klasykę trzeba znać, ale nic na siłę. Wymieniłaś kilku autorów których wstyd czytać – szczerze, to nie czytałam ani jednej książki Janusza L. Wiśniewskiego, Katarzyny Grocholi, Paulo Coelho, L.J. Smith czy Dana Browna, ale nie ze względu na to ze są bee, tylko dlatego, że nie ciągnie mnie do poznania ich twórczości, za to przeczytałam całą "Sagę o ludziach lodu" – obciachowe?, nawet jeśli to co z tego, czytając świetnie się bawiłam i nie żałuję ani chwili spędzonej z tymi książkami.
    Nie patrzmy na zdanie innych, ignorantów i prześmiewców bo wstydem jest nie czytać.

  19. Izusr,
    masz całkowitą rację! Mamy na co dzień tyle zadań, tyle zmartwień i tyle rzeczy na głowie, że książka ma być od tego odskocznią, rozrywką. Ma nas oderwać, a nie zmuszać do wysiłku intelektualnego. Jasne, można czasem nabrać ochoty na coś z ‘wyższej półki’ – żaden problem. Ale niech nikt nie mówi, że trzeba się wstydzić czytania mniej znaczących tytułów. To w końcu tylko nasza sprawa 🙂

    Anna,
    w tym miejscu mogłaby się wypowiedzieć moja koleżanka (Justa, pozdrawiam! :*), która stwierdziłaby, że ‘własnym gustem’ zasłaniamy brak gustu. Bo albo się go ma, albo nie. A ci, którzy czytają ‘pierdoły’ zwyczajnie go nie mają 😉

    Sumire,
    to już jest inna sytuacja. Bezkrytyczne podchodzenie do czegokolwiek jest bezsensowne, a już zwłaszcza do autorów niższej klasy. Trzeba mieć świadomość, że nie piszą wybitnie, ale też nie ma powodu, aby kogokolwiek wyśmiewać za to, że takie dzieła lubi.

  20. Kolmanka,
    dla mnie Coelho jest totalnie wydumany i produkuje dość mierne, tendencyjne historyjki, pełne pseudomądrości. Nie lubię jego twórczości bardzo, bardzo. Ale znam wielu ludzi zakochanych w jego stylu i szanuję to. Ich sprawa 🙂

    Penny Lane,
    w Internecie łatwo krytykować i wyśmiewać. Nie ma się co przejmować – jak mi ktoś powie, że gówniana ze mnie polonistka, bo lubię się rozerwać przy L.J. Smith, zamiast przy Prouście, to mu powiem, żeby – za przeproszeniem – poszedł się bujać na bambus. Jasne, muszę znać klasyki i najważniejsze dzieła historii literatury, ale nie będę o tym pisać na blogu. Prowadzę go dla przyjemności, a nie dla popisu znajomością tzw. ‘kanonu’. Wolę przeciętnemu Kowalskiemu podpowiedzieć dobrą książkę na letnie popołudnie, niż dać uciechę ‘wielkim znawcom’ tematu 🙂

    Elvea,
    ‘inteligentne książki’, powiadasz? 🙂 Bardzo to zabawne. Jasne, czytanie gniotów może nie bardzo wzbogaca czytelnika, ale moim zdaniem z wielu książek z nie najwyższej półki można ‘coś’ wynieść. Dlatego też nie zgadzam się ze stwierdzeniami, że czytadła to bezwartościowe twory. Może nie mają takiego znaczenia dla literatury, jak ‘Ulisses’, ale są ważne np. z punktu widzenia socjologii, mają ogromny wpływ na społeczeństwo i kulturę. Oczywiście nie wszystkie, ale np. już taki ‘Zmierzch’ okazuje się fenomenem, nad którym zastanawiają się badacze. Czytadło? Owszem! Mało wartościowe literacko? Zgadza się! Ale nie tylko o to w kulturze chodzi 🙂

  21. Przepowiednia,
    dokładnie tak! 🙂

    Niedopisanie,
    :)))
    Ubawiłaś mnie tym nocnym podgryzaniem się! Muszę sobie przypomnieć koło jakiego tytułu stał ‘Ojciec chrzestny’, że taki poobgryzany 😀
    Też lubię każdego, kto czyta! Kiedyś spotkałam w autobusie panią z ‘Pensjonatem Sosnówka’ i posłałam jej najszerszy z moich uśmiechów. Książka prawie wcale mi się nie podobała, ale strasznie to fajne, że ktoś lubi – tak, jak ja – czytać gdzie popadnie.

    Cieszą mnie też znajomi, których zachęcam do czytania. Jasne, połowę książek mam teraz rozpożyczonych przez to, ale wolę czytaniem zarażać i w znalezieniu niektórych tytułów pomagać, niż zostawiać przyjaciół na pastwę losu 😀

    Ksiazkowo,
    dokładnie tak, dokładnie tak! Całkowicie zgadzam się z Twoim podziałem i ze wszystkim, co napisałaś.

  22. Kasiek,
    mam podobnie – czytam to, na co mam ochotę, nie bacząc czy to czasem nie jest najsłynniejszy gniot świata albo autor, którego ‘wstyd czytać’ 😉

    Caroline Ratliff,
    jak widać – na szczęście – blogerzy się swoich gustów nie wstydzą. Tego by jeszcze brakowało, żebyśmy celowo ‘objeżdżali’ czytadła, skoro wstyd polubić książki Meyer albo Sparksa 😉 A z muzyką mam podobnie – zawsze miałam problem z wytłumaczeniem ludziom, dlaczego jednocześnie kocham Beatlesów i Paktofonikę, Tracy Chapman i Kaliber 44, albo nawet Britney Spears obok Budki Suflera. Jest jak jest, nic nie poradzę na to, że coś mi się podoba.

    Kalio,
    o to właśnie chodzi! Niech każdy kocha co chce kochać, jego prawo, jego sprawa. Wystarczy, abyśmy wszyscy szanowali się wzajemnie, a wtedy będzie już wszystko dobrze 🙂

  23. Ana May Pierce,
    o tak, często wspominam, że nierzadko ludzie krzywo spoglądali na moje czytanie. Jeszcze tego by brakowało, żebym się wstydzić książek miała. Mało to problemów na co dzień…? 🙂

    Szajabaja,
    takie podejście mi się podoba! Też miewałam problem z niektórymi lekturami – w pewnym wieku z góry odrzucałam wszystko, co narzucone. Do tej pory zresztą jak ‘lektura obowiązkowa’ do mnie nie trafia, to się nie zmuszam. Znienawidziłabym chyba książki, gdybym musiała z musu czytać coś, przy czym wyłącznie się męczę.

    Przepowiednia,
    w ogóle nie rozumiem tej kwestii, że książka może być ‘głupia’. Zwłaszcza książka, której się nie czytało. Też mam taką koleżankę, która wiecznie mi wytyka, że czytam ‘pierdoły i romanse’, chociaż żadna z książek, którą ma na myśli nie jest ani romansem, ani tym bardziej ‘pierdołą’. Ale niewiedza właśnie tak się kończy.

  24. Slavkomir,
    o to, to! Też zdarza mi się być złą na siebie. Ostatnio nawet nad którąś z książek prawie się rozpłakałam, że się do jej czytania z własnej woli przymusiłam 🙂

    Mag,
    otóż to. Niech się wstydzą ci, którzy w ogóle omijają literaturę. Nie czuję się lepsza dlatego, że czytam, bo każdy ma prawo do własnych zajęć i pasji, ale uważam, że każde zainteresowanie można podpiąć pod jakąś książkę. Lubisz piłkę nożną? Sięgnij po biografię ulubionego piłkarza albo album ze stadionami. Lubisz modę? Ogrom książek o niej traktuje! W literaturze każdy powinien znaleźć coś dla siebie – wystarczy poszukać.

    Kobra,
    no i o to właśnie chodzi 🙂 Też lubię i się nie wstydzę! Wielki sentyment mam do tej sagi 🙂

  25. Domi,
    jak pisałam wyżej – nie lubię stwierdzeń, że coś jest ‘głupie’. Wolę inne, bardziej ‘wyszukane’ określenia 😀 Ale lubię właśnie takie zdrowe podejście – znam, mam prawo krytykować. Nie znam – milczę.

    Natula,
    całkowicie zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś. Zwłaszcza podoba mi się Twoje zdanie o samym czytaniu.

  26. W sumie to podzielam Twoje zdanie. Uważam, że powinno się czytać to co się chce i lubi. Szczerze mówiąc nie rozumiem jak ktoś może krytykować coś czego nie znają. Ale owszem mają prawo i nikt tego nie kwestionuje. Jednak miło by było jeśli by nie krytykowali czyiś gustów literackich. To nie jest miłe. Sama wiem jak nie fajnie się czuje ktoś kogo się krytykuje bo czyta np. książki o wampirach. Kurcze no! Czytam bo lubię! Nigdy nie kryłam się z tym co akurat czytam, nawet jeśli to był romans ;). Ja szanuje innych gusta, niech inni szanują moje 😉

  27. Futbolowa – a spytaj tej Twojej koleżanki kto jej dał prawo decydować o tym, co jest w dobrym guście, a co nie? Co ona – wyrocznia? Czy może Pani Bogowa? 😉

    Niech pojeździ po Polsce, Europie, świecie, niech pozna ludzi tak różnych niesamowicie, o różnych doświadczeniach, wykształceniu i przeżyciach i wtedy zobaczy, że "dobry gust" to coś totalnie abstrakcyjnego, zależącego od każdego aspektu życia danej osoby i to, co dla jednych jest w dobrym guście, dla drugich już niekoniecznie ;p

    A na koniec: co z tego, że to nie jest w jej dobrym guście? Świat się wali, że ktoś nie sądzi tak, jak ona? :> Zadziwia mnie szybkość osądzania ludzi i decydowania o tym, co mają i czego nie mają robić 😀

    I nie jest to żaden atak personalny, tylko kwestie do przemyślenia.

  28. Wstyd – to nie czytać wcale. Wstyd- krytykować coś, czego się nie zna.
    Zgadzam się z poprzednimi wypowiedziami; czytamy dla siebie, dla przyjemności, w zależności od nastroju dobieramy repertuar. Osobiście czytam bardzo różne książki, zarówno klasykę, jak i lit.popularną, sięgam po twórczość noblistów, ale i czasem po harlekina. Zależnie od moich potrzeb. Żadnej lektury się nie wstydzę. Wręcz przeciwnie – wstydzę się, że nie znam nic N. Roberts, D. Steel, N. Sparksa…a o wspomnianej L. J. Smith nawet nie słyszałam. Jeśli nie sięgam po np. Cobena, czy Browna, to dlatego, że spróbowałam i mi nie pasują, wybieram więc inne. A w ich czytaniu nic wstydliwego nie widzę. Ktoś kiedyś powiedział, zenie ma tak złej książki, która by nie zawierała czegoś dobrego.
    Ogólnie spotkałam się z wyśmiewaniem osób czytających harlekiny. Owszem, nie jest to literatura wysokich lotów, ale skoro ktoś to lubi, to co komu do tego… taki czytelnik, a raczej czytelniczka nie jest przez to gorsza, czy głupsza; ba, gdzieś czytałam, ze po harlekiny sięga duża liczba osób z wyższym wykształceniem. Spotkałam się też z nagonką na czytelników Coelho. Właśnie, nie krytyką książek, bo te mogą się nie podobać, a tych, którzy je czytają. Uważam to za żałosne, nie można nikogo dyskredytować tylko dlatego, że czyta to czy tamto, a tamtego nie. Generalnie, hołduję zasadzie: de gustibus non est disputandum, czyli o gustach się nie dyskutuje.
    Inaczej: Co konia obchodzi, ze gospodarz w trampkach chodzi… Niech każdy zajmie się sobą i tyle.
    Miłego czytania!

  29. Bujaczek,
    rzecz w tym, że nie mają prawa. Bo niby jakie? Nie znam książki, to nie mam prawa jej oceniać. Bo na jakiej podstawie? Jasne, gadać to można wszystko i o wszystkim, ale lepiej nie narażać się na śmieszność, kiedy nie zna się tematu 🙂

    I zgadzam się z Twoimi wnioskami. Szanujmy się, ot co 🙂

    Ksiazkowo,
    znam wielu ludzi, którzy nie szanują zdania innych i pozwalają sobie na krytykę, by choć w ten sposób się dowartościować. Sama zresztą wiesz jak to wygląda – wymienione przez Ciebie powyżej punkty doskonale to oddają. Dlatego właśnie moim zdaniem całe to gadanie o gustach/nie-gustach zawsze mija się z celem. Nie istnieje bowiem nikt, kto miałby prawo mi mówić, co jest dobrym gustem, a co jego brakiem. Wolę tę zasadę, że każdy ma własny. I niech tak pozostanie.

    Agnesto,
    masz całkowitą rację (kurczę, przydałby się ktoś z innym zdaniem, żeby było jakieś pole do szerszej dyskusji, bo na razie z każdym się zgadzam ;)). Zwracasz uwagę na ważny problem – krytykowanie ludzi, zamiast książek czy autorów. Być może dobór lektur jakoś świadczy o człowieku, ale ja bym tego nie wyolbrzymiała. Miłośniczka harlekinów nie jest idiotką, szukającą księcia z bajki. Fanka 'Zmierzchu' nie jest od razu rozwichrzoną małolatą. Często sięgamy po książki wyłącznie dla rozrywki. To, że jeden lubi romans, a drugi kryminał nie znaczy, że jeden uparcie szuka miłości a drugiego pasjonuje mordowanie. Bawią nas inne rzeczy, ot po prostu. I – ponownie – nikomu nic do tego 🙂

  30. Futbolowa – :))

    Agnesto – o tak, krytykowanie ludzi za to, że czytają nieznane nam książki, to już żenada. A co do czytania "niskiej literatury", to często sięgają po nią ludzie bardzo dobrze wykształceni, inteligentni. Tak na przekór chyba 😉

  31. Powiem tak: pamiętam, jak na jednych zajęciach z mojej specjalizacji (archiwistyka), koleżanka powiedziała, że jej siostra jest fanką "Zmierzchu". Było to dwa lata temu, ja coś tam bąknęłam, że to jakaś tanizna dla rozemocjonowanych nastolatek, ale prawdą jest, że książki tej w ręku nie miałam. Dopiero później, gdy miałam trochę problemów hipochondryczno-nerwicowych pt. "o-boże-sesja-idzie-a-tu-jeszcze-pół-roku-zanim-się-przeprowadzę-do-ukochanego-do-Gdańska" (poważnie, bałam się, że coś mi się stanie, zachoruję, umrę itp. i już go nie zobaczę :/), sięgnęłam po audiobooka… Potrzebowałam czegoś, co pozwoliłoby mi spokojnie zasnąć i postanowiłam posłuchać wieczorem "Zmierzchu" właśnie. Możecie sobie tylko wyobrazić, jaka to była dla mnie ulga – przez chwilę myśleć o czymś innym, niż o przykrych rzeczach. To był moment, w którym zaprzestałam całkowitej książkowej "pokazówki". Bo cóż w istocie zwykle czytałam? Chryste, ja czytam książki, przy których mogę ODPOCZĄĆ. Naprawdę, życie jest wystarczająco skomplikowane i nie trzeba się męczyć z książkami, które nie sprawiają nam radości. Jestem zdania, że lepiej czytać cokolwiek, niż nie czytać wcale. Cóż jest złego w tym, że ktoś szuka pocieszenia w powieściach, których nigdy bym nie tknęła? Cóż jest złego w tym, że czasami podczytuję książki, za które zlinczowaliby mnie znajomi? Szczerze? Lata mi to koło tyłka, bo czytanie ma sprawiać przyjemność MNIE, ma być ulgą i odskocznią dla MNIE, a nie dla otaczających mnie snobów.

  32. Przypomniało mi się coś bardzo a propos tej dyskusji.
    Ta moja koleżanka od poradników ma swoją bardzo starą znajomą. Ja tej babci nie znam, ale z jej opowiadań wynika, że kobieta mimo że po 90 jest nadal młoda duchem.
    Całe życie czytała książki. Mimo że wyrosła z biedy i w ogóle, to czytała każdy papier zadrukowany, bo nie było co czytać. I teraz, jak ma dostęp do książek w bibliotece, musiała ostatnio przerzucić się na harlequiny. Wiecie dlaczego?
    Bo ręce ma schorowane i ją bolą. I tylko harlequiny są cieniutkie i lekkie i tylko je może utrzymać w ręku bez bólu. A nie czytać w ogóle nic – to się jej w głowie nie mieści.
    Żeby te czytniki były tańsze, to normalnie bym jej sprezentowała, nawrzucała jej tam milion książek z chomika i pouczyła, jak się obsługuje. I wiem, że to byłby dla niej najlepszy prezent. Mówiłam o tym mojej znajomej, ale ona też nie ma kasy:(

  33. a nie sądzicie, że życie jest za krótkie by zaczytywać się 'nieambitną literaturą'? Jest tyle wartościowych książek do przeczytania, po co więc 'marnować' czas na jakieś bzdety, które niczego do naszego życia nie wniosą? Jeśli chcemy odpocząć, to czy nie lepiej położyć się i posłuchać muzyki? Dla naszego ciała jest to większy pożytek bo ani nie nadwyrężamy oczu, ani kręgosłupa.

    Poza tym klasyka tez może odprężać i nie trzeba przy niej wysilać mózgu. Od 17 wieku powieści pisane były dla mas, a wiadomo, że przeciętny na przykład Anglik czy Rosjanin nie ukończył żadnej szkoły, umiał jedyni czytać i pisać. Więc klasyka pisana była w jak najprostszy i jak najprzystępniejszy sposób. Jeśli jest ona dla nas za trudna to albo jesteś głupsi niż przeciętny osiemnastowieczny niewyedukowany anglik albo po prostu źle do czytania podchodzimy…

    (P.S- to jest wypowiedź nie moja lecz jednego z moich profesorów od literatury wiktoriańskiej) 😉

    Co o tym sądzicie?

  34. Czytam wszystko co mi wpadnie w ręce, więc ten problem dotyczy też po części mnie.
    Nie wstydzę się przyznać, że z przyjemnością czytałam powieści Grocholi, Fielding, iż przypadły mi do gustu książki Coelho, że pałam miłością do Janusza L. Wiśniewskiego, a nawet, że czytałam niejedną książkę Danielle Steel.
    To wszystko jest literatura – może niezbyt mocnego kalibru, ale gdybym chciała czytać tylko Dostojewskiego, zagryzać go Tołstojem, Proustem, Miłoszem, a na deser zaserwować sobie "Ullysesa" to najpewniej szybko wylądowałabym w psychiatryku. Niestety ambitne powieści, chociaż uwielbiam, są bardzo wyczerpujące i wymagają od czytelnika dużego nakładu koncentracji, sił, uwagi i oczywiście zaangażowania. Nic więc dziwnego, że po Myśliwskim sięgam po jakiś kryminał, czy odprężające czytadło.

    Ale muszę tutaj jeszcze zawrzeć pewną historię, która nie daje mi spokoju. Otóż z faktycznym zaciekawieniem czytałam o Twoich znajomych z grupy, dla których 60-stron to maksimum możliwości. Nie zdziwiło mnie to, od dawna wiem, że coś się w tym świecie, typowo studenckim poprzestawiało i powariowało. Mianowicie na moim kierunku czyta bardzo duża część studentów. Czytają nie tylko kodeksy, jak mogłoby się wydawać, ale też inne, bardzo ambitne lektury. Nie wiem, czy czynią to z przyzwyczajenia (wszak skoro komentarz do kk ma 1 tys stron, to czymże jest 400-stronnicowa książeczka), czy też z prawdziwej pasji, ale robią to w dosyć dziwny sposób. Czytają bowiem tylko i wyłącznie literaturę wysokich lotów. I biada tym, którzy pochwalą się na forum publicznym, że przeczytali książkę Grocholi, czy cokolwiek Coelho. Zostaną zmieceni z powierzchni ziemi, zmieszani z błotem i wypluci, tak że wstyd im będzie pokazać się na uczelnianych korytarzach. Przyznam, że byłam blisko takiego stanu, gdy na forum uczelnianym, na którym odbywała się dyskusja na temat "Ulubionych książek" śmiałam napisać, że "Cesarz" Kapuścińskiego trochę mi nie podszedł i strasznie długo go męczyłam (faktycznie czytałam go jakiś miesiąc). Zaraz zostałam zrugana, że "Cesarz" to dzieło wybitne, czyta się je jednym tchem i w ogóle jak śmiem obrażać Kapuścińskiego swoją ignorancją wobec jego książek. Sprawa ucichła, ale tak się zastanawiam – może Ci wszyscy ludzie minęli się z powołaniem?
    Może powinni zasilać szeregi filologii polskiej, czytać wszystkie lektury i potem o nich długo dyskutować? Może stąd na polonistyce jest coraz gorzej z czytającymi?

    Niemniej jednak do czytania lekkich lektur się przyznaję bez bólu. Są mi one potrzebne do życia prawie tak bardzo jak powietrze 🙂

  35. Mam swój smak literacki, który ciągle się kształtuje i potrafię powiedzieć, co jest dobre, co lepsze, a co dno. Kiedy mówię, że książki Coelho są kiepskie, to znaczy, że potrafię uzasadnić, dlaczego.
    Nie uważam natomiast, aby czytanie Coelho było czymś wstydliwym. Przecież, aby coś skrytykować, trzeba pierwsze to poznać, proste.

  36. A mnie się jeszcze przypomniało, co powiedzmy podchodzi pod kategorię wstyd – mam koleżankę-bibliotekarkę, która nie czyta książek. I to jest wstyd. Wybrała sobie sama zawód, nikt jej go nie narzucał, a nie czyta. I teraz człowiek czytający idzie coś wypożyczyć a ona co? Ani me, ani be, nic nie poleci, na pytanie o szukaną książkę nie odpowie, bo nie ma o swojej pracy właściwie – bladego pojęcia.

  37. Do Claudette: A nie sądzisz czasami że oni robią to ze zwykłego snobstwa? U mnie w pracy (99 % ludzi jest po studiach menedżerskich, ekonometrii, MBA ) i kiedy wspomniałam im o mojej miłości do Harrego Pottera, to od tego momentu została wyalienowana z całej grupy :DDD Ja po prostu uwielbiam te ich dyskusje o Julio Cortazarze czy o M.V Llosie, są takie….. snobistycznie…. A kiedy im zaproponowałam coś lekkiego, na odprężenie, na przykład Elizabeth Gilbert czy Dana Browna, to zostałam zdegradowana do najniższej warstwy społeczeństwa (czyt. menelstwa) :DDD

    Wnioski: patrz definicja "snobstwo" 😉
    Nie mówię tego ze złośliwości, no ale co powiedzieć w sytuacji kiedy 28 letni tatuś czteroletniego synka mówi mi że "nawet jego czteroletni syn nie zabrał by się do czytania czegoś tak prostackiego (!!!) jak Harry Potter"….

  38. też… zamiast się cieszyć że w ogóle chcemy jeszcze czytać, to będą jeszcze ranking kogo wstyd czytać tworzyć. Lubie czytać i będę czytała to co lubię:) A swoją drogą lubię i Cobena i Mayer i Wiśniewskiego i Browna i Sparksa…cóż za wstyd:P

    Pozdrawiam!

  39. Klaudyno – bardzo ciekawy temat nam zadałaś- wielkie dzięki. Przychylam się do zdania poprzedniczek- wstyd to nie czytać wcale, a kto co czyta to jego prawo i jego przyjemność. Jestem "nieco starsza" od wielu blogowiczek, doszłam do pewnego etapu, kiedy zaczęły mnie pewne pozycje nużyć i lepiej mi "wchodzi" klasyka. Nie oznacza to jednak, że nie mam/ czy nie miałam swoich ulubieńców spośród wymienionych przez ciebie. osobiście cenię sobie osoby, które potrafią, mają odwagę się przyznać, że czytają i lubią któregoś z poczytnych autorów. I nie należy od razu dodawać, wiem, że to literatura niskich lotów, ale tak dla odprężenia. Po co szukać pretekstu, tłumaczenia, uzasadnienia tego, co nam się podoba. Najlepszym oczywiście byłoby zachowanie równowagi i nie popadanie w skrajności; różnorodność w doborze lektury. Ale jeśli ostatnio nie podchodzą mi kryminały, nie przepadam za fantastyką, to po co mam się zmuszać. Jeśli ktoś ma wstręt do klasyki, to dlaczego ma cierpieć. Czytałam kiedyś dużo Grocholi i Szwai, mam niemal wszystkie ich książki, gdyby mi się nie podobały to nie zdobiłyby teraz moich półek. Uwielbiam Dan Browna- tak uwielbiam i nie wstydzę się do tego przyznać. A z drugiej strony przepadam za Hugo, podoba mi się Zola, z chęcią czytuję Balzaka i Kraszewskiego. Pozdrawiam

  40. Ja również uważałam kiedyś, że lepiej czytać cokolwiek niż nie czytać wcale, ale teraz nie jestem już tego taka pewna.

    Nie ma niczego złego w sięganiu po literaturę z niższej półki – zresztą i ja to czasami robię – chodzi o to, żeby na niej nie poprzestawać i żeby się nią nie zachwycać bardziej niż na to zasługuje. Nie wyśmiewam osób, którym podobają się książki np. Coelho czy Meyer, ale o ich literackim guście nie mam najlepszego zdania – w końcu przeczytałam trzy części "Zmierzchu" i kilka stron "Alchemika":).

    Z drugiej strony czytelniczy snobizm irytuje mnie w tym samym stopniu co peany na cześć literackiego disco-polo.

  41. "Nie ma niczego złego w sięganiu po literaturę z niższej półki – zresztą i ja to czasami robię – chodzi o to, żeby na niej nie poprzestawać i żeby się nią nie zachwycać bardziej niż na to zasługuje."
    Dlaczego nie wypada się zachwycać bardziej, "niż na to zasługuje"? Kto to ocenia? Szanowne gremium snobistycznych czytelników? No do jasnej anielki, zawsze lepiej ocenię książkę, której fabuła mi się podobała, nawet jeśli nie była zbyt "ynteligentna", niż powieść, którą WYPADA znać, bo jest taka super mąąąąądra i niosąca za sobą tyyyyyyle nauki o życiu. Bzdura.

  42. A czy to nie jest tak, że nie mamy najlepszego zdania o literackim guście tych, którzy czytają książki autorów, za którymi my nie przepadamy. Ale jeśli czytają autorów z "tzw. niższej półki" (rzecz względna, co dla kogo jest niższą półką"), których i my darzymy sympatią to nie będziemy kwestionować ich gustu, bo tym samym wystawilibyśmy sobie nie najlepszą ocenę?

  43. @slaviankaa – na pewno jest to swoistego rodzaju snobstwo. Takie podejście w stylu "dyskutujemy tylko o wspaniałych książkach, a o literaturze wysokich lotów nie mówimy źle" sprawia, iż człowiek nie ma własnego zdania na temat jakiejś lektury, a więc sugeruje tym samym, że nie ma też własnego zdania w innych, bardziej życiowych kwestiach. Co ciekawe wszyscy ci intelektualiści z Bożej łaski od pierwszego roku chodzą w garniturach na wykłady, z laptopem i najnowszym Llosą pod pachą oraz kubkiem ze Starbacksa (koniecznie, inna kawa jest passe) ręce. Żenujące…

    @Elenoir – ja też czytałam "Alchemika", a oprócz tego jeszcze "Weronika postanawia umrzeć", "Piąta góra", "Na brzegu rzeki Piedry" , czy choćby "Demon i panna Prym" i uważam, że tego typu literatura jest świetna – lekka, niewymagająca, wprost doskonała na letnie dni, bądź na odpoczynek po okresie intensywnej pracy. I teraz odpowiedzmy sobie na pytanie – czyje zdanie się tu liczy? Moje, czy też Twoje? Każda z nas ma swoje rację, z tym, że ja staram się nikogo nie obrażać wyśmiewając lektury jakie czyta i jakie mu się podobają. Co więcej, wydaje mi się, że mam szerszy ogląd na książki Coelho, bo znam ich po prostu więcej i wiem, że potrafią być naprawdę interesujące.
    Inną sprawą jest, że o gustach się nie dyskutuje…

  44. at Claudette: mam znajomą, która studiuje prawo (chociaż właściwie właśnie je skończyła)i ile razy ona mnie odwiedza to zawsze przez głowę jej nie może przejść dlaczego na wszystkie notatki robię w zeszycie a nie w netbooku :DDD
    Ale z tymi garniturami na wykładach mnie przeraziłaś! Ile razy wracam z zajęć do domu i przechodzą koło Gołębiej, to zawsze zastanawiam co tu tyle ludzi w garniturach :DDDDDD

    no i może później dlatego załatwienie cokolwiek w tym kraju jest niemożliwe, bo wszyscy patrzą na ciebie z pogardą…. :/

  45. Muszę przyznać, że zszokowało mnie i bardzo zaskoczyło wszystko to, co napisałaś. Zasmuciło też. W ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że istnieje takie zjawisko. Wiadomo, niektórych pisarzy ceni się bardziej, innych mniej. Jedne książki są bardzo wartościowe, inne dotyczą zwykłych, błahych spraw. Ale żeby wyśmiewać kogoś, bo czyta książki Browna, Coelho, Sparksa czy Cobena?! Dziwi mnie to ogromnie. Ja książki tych autorów czytam, lubię je i zdecydowanie nie czuję się przez to "gorsza". Nigdy się z takim dyskryminowaniem nie spotkałam, i mam nadzieję, że nie spotkam. ;)A osoby, które wyśmiewają czytanie "lżejszych" autorów, czy w ogóle czytanie samo w sobie powinni palnąć się w głowę, najlepiej jakimś opasłym tomiszczem. 😀 Jeśli osoba czyta same wybitne dzieła klasyczne to albo jest zapalonym filologiem (Ignacy Borejko XD) albo robi to wyłącznie dla wywyższania się i szpanu. O! 🙂

  46. Ja nie wyobrażam sobie nieczytania tzw. "lżejszej literatury". Gdybym czytała klasykę, którą muszę czytać na studiach (anglistyka) to chyba bym oszalała :DDD I niw wierze że są ludzie, którzy takiej odprężającej literatury NIGDY nie czytają….

  47. Slaviankaa, a ja znam JEDNĄ taką kobietę. Ale, chociaż ją lubię, to wychodzi z niej nieraz ogromne zakompleksienie i życie pod butem ojca (dorosła, ok. 40letnia kobieta!) i mam wrażenie, że to czytanie wyższych półek bierze się właśnie z kompleksów.
    Smutne to bardzo.
    PS Gwoli wyjaśnienia (by nie być posądzoną o plagiat blogowy), niedawno założyłam bloga przeczytana.blogspot.com, widniałam w podpisie jako szajajaba. Niestety z kilku powodów musiałam bloga usunąć (co wyjaśniam na nowym) i od dzisiaj, wraz z całą przeniesioną zawartością, występuję w blogowym świecie jako Smaczna Książka właśnie. Pozdrawiam cieplutko 🙂

  48. limonko, wydaje mi się, że niezbyt uważnie przeczytałaś mój komentarz i odniosłaś się do stwierdzeń, których wcale tam nie było.

    guciamal, oczywiście, każdy z nas jest przekonany, że akurat jego gust – i gust osób, które podzielają jego opinie o książkach – jest dobry:). Co do drugiej części Twojej wypowiedzi – w moim przypadku tak nie jest, a w Twoim?

    Claudette, wiesz, nie pozuję na znawczynię prozy Coelho, ale początek "Alchemika" po prostu mnie odrzucił, a często trafiam też na cytaty z jego twórczości (np. tutaj). Nie znoszę banałów i prostych uogólnień.

    Ja również lubię od czasu do czasu sięgnąć po niewymagające absolutnie żadnego intelektualnego wysiłku książki, ale staram się nie mylić źródła prostej rozrywki czy odprężenia z dobrą literaturą.

    Smaczna Książko, czytanie ambitnej literatury bierze się, Twoim zdaniem, z kompleksów?! Ciekawy pogląd.

  49. At Smaczna Książka: Tak, niestety masz racje. Sama pamiętam jeden z wykładów z psychologii na podobny temat. Są po prostu osoby niedowartościowane, któe żeby zyskać wartość w swoich oczach i być akceptowane przezz otoczenie, robią wszystko by na tej wartości zyskać: i są to na przykład osoby, któe kupują tylko najdroższe jedzenie i najdroższe ciuchy, słuchają muzyki klasycznej i czytają tylko najbardziej trudne, wyszukane lub egzotyczne książki, nie zadają się z osobami o niższym statusie społecznym lub jeśli pochodzą z niższej wartswy społecznej to od niej się izolują i wyrażaja dlan iej pogardę. Pamiętam, że całe to zachowanie określone mianem jakiegoś syndromu, ale nie pamiętam już jakiego… w każdym razie jest do dysfunkcja psychiczna….

  50. można pod to zachowanie podciągnąć 'kompleks niższości" który nie jest tylko takim zwykłym hasłem, lecz terminem czysto psychologicznym i jest zaburzeniem, więcej można sobie o tym poczytać na różnych stronach dotyczących psychologii, najlepsze informacje są podawane przez źródła angielskojęzyczne…

    no ale przecież nie o tym jest dyskusja 😉

  51. Każdy ma swój gust i według mnie powinien robić i czytać to co chce i na co ma ochotę. Nastolatki też mają czytać tylko tych największych ? Przecież oni po pierwsze by się zanudzili na śmierć, a po drugie połowy nie zrozumieli… Niech każdy czyta to co lubi, ja na przykład klasyki nie trawię i nie polubię… Co do nie czytających studentów polonistyki to to śmiech na sali…

  52. Po pierwsze chciałam zwrócić uwagę, że Twój Klub Dyskusyjny to dla mnie przebój, głównie dlatego, że nie boisz się poruszać tematów trudnych i… wstydliwych 🙂
    Zgadzam się, że nie ma co wstydzić się czytania. I tego trzymać się trzeba. Czytanie ma sprawiać nam przyjemność, poprawiać humor, bawić. Nie powinno się więc czytać na siłę tego, co nam się nie podoba – szkoda czasu. Ja staram się dobierać książki do nastroju, w upalne dni czytam Sparksa czy Wiśniewskiego, a kiedy jestem w stanie wznieść mój umysł na wyżyny sięgam po klasykę lub "cięższe" lektury, które zmuszają do refleksji. Zachwycam się przy tym tak samo "Samotnością w sieci", jak i Mannem czy Myśliwskim (do Prousta jeszcze nie doszłam :)) Sama po sobie zauważyłam, że dopóki nie poznałam kilku negatywnych recenzji książek Schmitta, bardzo lubiłam go czytać, a teraz patrzę na niego trochę z góry. Dlatego zastanawiam się, co właściwie ma kształt moich opinii – moja własna, subiektywna ocena, czy oceny innych – ale to już zupełnie odrębny problem 😉

  53. @slaviankaa – a propos tej wypowiedzi profesora: czy nie lepiej położyć się i posłuchać muzyki – ha, ale tu zaczyna się nowa dyskusja: Bacha czy Wilków, koncert fortepianowy czy Lady Gagę… 😉 podobnie jest jak z książkami. Zmierzam do tego, że każdy odpoczywa na swój sposób i czyta na swoją odpowiedzialność.
    Czytam ze zgrozą o tych studentach w garniturach z najnowszym Llosą pod pachą i im podobnym, nie mieści mi się w głowie jak można kogoś wykluczyć z grona i zmieszać z błotem tylko dlatego, że czyta coś innego – w sensie lekkiego- lub ma inne zadnie na temat danej książki.
    I jeszcze jedno mi się nasunęło. Przeważnie ci, co czytają tę umownie nazwaną "literaturę z niższej półki" mają tego świadomość i nie apoteozują tych książek/pisarzy, traktując to jako rozrywkę. Świadomie dokonują takiego wyboru mając ogólne rozeznanie w literaturze, bo spróbowali i tego i owego. Są jeszcze tacy, którzy znają tylko i wyłącznie tę lekką twórczość i poza nią na krok nie wychodzą – czy jak przeczytają Prousta będą przez to szczęśliwsi/lepsi/mądrzejsi?Nie.
    I wiecie, co? Nie lubię takiego nawracania kogoś w żadnej dziedzinie. Jak ktoś nie lubi fantastyki, a drugi nie gustuje w klasyce, no to co… Na tym polega urok świata i ludzi, ze jest różnorodność 😉 Gustów i poglądów też 😉

  54. Elenoir – czytanie wyższych półek OGÓLNIE nie bierze się z kompleksów, skądże. Podałam ten jeden KONKRETNY przypadek, gdzie kobieta nie czyta NICZEGO lżejszego. A, przepraszam, jeden wyjątek – historie o Harrym Potterze, bo do pracy było jej to potrzebne. A naprawdę nie znam nikogo (a czytających akurat u mnie dostatek), kto by tak dokumentnie ignorował lżejszą literaturę. I znając co nieco sytuację rodzinną tej pani wyciągam takie a nie inne wnioski.

  55. Straszne jest to, co napisałaś o atmosferze panującej wśród studentów polonistyki… Co jak co, ale myślałam, że taki kierunek jest najbardziej obleganym przez zagorzałych miłośników książek. Jeżeli chodzi o "wstydliwych" autorów to pod tym pojęciem raczej wstawiłabym autorów bezwstydnych, to znaczy takich, których wstyd czytać, bo piszą niemoralnie i pod to podciągnęłabym Glena Duncana, bo choć jego "To, co zostaje" zrobiło na mnie piorunujące wrażenie i jest książką genialną, to z pewnością odstraszającą większość swą zwichrowaną estetyką. Czy wstyd czytać Grocholę, Wiśniewskiego? Jest to dla mnie literatura zdecydowanie niższych lotów, ale z pewnością nie przynosi powodu do wstydu, bo człowiek potrzebuje odmiany. Muszę również napomknąć co do Twego zapytania o Zolę i Prousta. Ja pokochałam klasykę całym sercem i nie odnajduję w niej jedynie cennych mądrości,inspiracji, ale również wiele rozrywki 🙂 PS. Gorąco pozdrawiam i całuję za piękne słowa przy dzisiejszym wpisie Domi 🙂 Ogromnie mi miło!

  56. @Książkowo – dziękuję
    @Elenoir – jeśli pytasz, czy uważam, że osoby, które czytają autorów, których i ja lubię (z tzw. niższej półki- np. Dana Browna) mają dobry gust to odpowiem, że nie oceniam ich gustu (de gustibus non est disputandum), ale uważam je za osoby, z którymi mogę wymienić się wrażeniami na ten temat i czynię to z przyjemnością.
    @ka-mila masz rację z tym kreowaniem opinii – co jest naszą własną opinią, a co powielaniem opinii innych.

  57. Guciamal, ja nawet wczoraj z moją mamą rozmawiałam o tym, że nawet jeśli spotka się dwoje ludzi z całkowicie innych światów, o innych poglądach, z innych środowisk, teoretycznie niemających ani jednego punktu stycznego – a oboje będą czytający – to już mają punkt zaczepienia, nawet gdy inne rzeczy lubią czytać 🙂

  58. @Elenoir – ja również znawczynią Coelho nie jestem, ale przykład, który podałam wskazuje na to, iż mogłabym się też nazywać osobą, która "wie lepiej", chociaż tego nie robię.
    A "dobra literatura" to pojęcie względne. Dlaczego książki lekkiej, miłej i przyjemnej, która podoba mi się, potrafi mnie rozśmieszyć lub wzruszyć mam nie nazywać dobrą literaturą?
    Czy ktoś wymyślił jakieś ogólne pojęcie książek, które mogą pretendować do miana dobrych, czy znakomitych? Wydaje mi się, że my, Czytelnicy, sami to oceniamy i jedna książka może być przeze mnie uznana za wspaniałą, a ktoś inny może stwierdzić, iż jest całkowitą szmirą. Takie są prawa rynku, takimi zasadami rządzi się nasz świat – każdy z nas ma wszak inny gust i lubimy coś innego. Grunt żebyśmy umieli się zaakceptować.

  59. Fakt, po o oceniać coś czego się nie zna? To jest śmieszne.
    Spotkałam się z przypadkiem, że ktoś wyśmiewał moją mame, że czyta romanse (wiecie te takie zwykłe), a później się okazało, że sama je czyta. Na pytanie czemu tak gada skoro sama je czyta usłyszałam "bo to wstyd". Zdębiałam po prostu… No naprawde czego to ludzie nie wymyślą. Ae z drugiej strony to smutne. Czasem to się nie dziwie, że ktoś się nie przyznaje, że czyta jakiś rodzaj książki. Sama mam tak, że z niektórymi o tym nie gadam bo narażam się na drwiny. Zbytnio się tym nie przejmuje, ale jednak przykro się robi.

  60. @ Claudette – widzę, że myślimy podobnie. Każdy z nas jest inny i każdemu podpasuje coś innego. Co by było jakby każdy lubił to samo? A tak mamy szansę rozmowy na różne tematy, czasem się skusimy na coś innego by się przekonać co ta książka w sobie ma. Ja zawsze mówiłam, że nie przeczytam kryminału/thrillera/horroru, a teraz potrafię się w nich zaczytywać 😉 Prędzej nie znając nic z tej literatury milczałam bo nie miałam o czym mówić.

  61. Limonko,
    zgadzam się. Czytamy dla siebie i dla własnej przyjemności, a nie dla zadowolenia wszystkich wokół. Dlatego ja niczyich wyborów nie komentuję – niech czytają co chcą i niech mnie pozwolą czytać to, na co mam ochotę.

    Kalio,
    to bardzo przejmująca historia. I bardzo piękne jest zarówno to, co chciałabyś zrobić dla tej kobiety i to, że ona wciąż stara się utrzymać kontakt z literaturą. Pomimo takich trudności.

    Slaviankaa,
    dosyć ciekawy pogląd pana profesora, ale myślę, że nie chodzi tu o kwestię naszego opóźnienia względem ludzi sprzed dwóch stuleci. Od ‘starych’ dzieł często odstrasza sam język, pochodzący z tamtego okresu. Ja lubię prozę sprzed wieków, ale nie każdy musi odnajdywać przyjemność w tego typu literaturze.

    Poza tym, owszem, przy klasyce można się odprężać. I pewnie gros ludzi się przy niej odpręża rzeczywiście. Ale inni wolą ‘niższą półkę’, więc po co mają się zmuszać do ‘wielkich’ dzieł? Dla pokazu?

    Swoją drogą ciekawe ilu tych znawców od Pottera kiedykolwiek sięgnęło choćby po fragment książki.

  62. Claudette,
    brać studencka potrafi zaskoczyć, co nie? Szkoda, że nie zawsze pozytywnie. Niektórzy są tak zapatrzeni w ‘kanon dzieł wybitnych’, że nigdy nie przyznają się, że coś im się nie spodobało, albo czegoś nie zrozumieli. Smutne.

    Oleńka,
    i o to właśnie chodzi – aby każdy samodzielnie kształtował swój literacki gust. Dla jednych coś jest dnem, dla innych dziełem wybitnym. Niech będzie tak, jak każdy sobie życzy 🙂

    Guciamal,
    cieszę się, że spodobał Ci się temat dzisiejszej dyskusji 🙂 Zwróciłaś uwagę na pewną formę asekuracji, o której wspominałam. Muszę się wyzbyć tych tłumaczeń, dlaczego sięgam po niektórych autorów, bo sama zauważam, że to brzmi trochę – no cóż – beznadziejnie.

  63. Elenoir,
    masz rację – można czytać słabych autorów, jeśli daje nam to przyjemność, ale wygłaszanie pod niebiosa, że są wybitni i tworzą arcydzieła… Cóż, może być to nieco śmieszne. Ale z drugiej strony – każdy ma swój świat i może w jego świecie królową literatury być nawet Meyer. I niech tak będzie, mnie to nie razi i nie krzywdzi, w końcu to nie mój świat 🙂

    Annie,
    być może kryje się za tym szpan, być może snobstwo, a może jeszcze coś innego – pojęcia nie mam. Nic nie tłumaczy chamstwa i lekceważenia tych, którzy ośmielili się zachwycić Sparksem albo Brownem.

    Mol książkowy,
    wiesz, klasyka klasyce nierówna. Myślę, że parę ‘wielkich tytułów’ jednak mogłoby Cię zainteresować 🙂 To różne epoki, różni autorzy, różne gatunki i istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że wielu z nich byś polubiła 🙂

  64. Ka-milla,
    dziękuję za miłe słowo. Brakowało mi długich literackich wymian zdań, toteż zapoczątkowałam je u siebie. Cieszę się, że z każdym tygodniem dyskusje są coraz żywsze 🙂

    Też z reguły dostosowuję książkę do aktualnego humoru czy stanu ducha. Raz mam ochotę na coś lekkiego, innym razem na coś ciężkiego – wpływa na to nawet pogoda 😀

    Agnesto,
    zgadzam się z Tobą. Nic na siłę! Uważam jednak, że warto próbować, szukać, zaglądać tu i tam, nie ograniczać się. Sama nie znoszę fantastyki, ale próbuję – zaczynam od czegoś ‘łagodnego’, potem wytoczę ‘cięższe działa’ – lubię odkrywać coś nowego, szukać inspiracji, poszerzać horyzonty. A nuż pokocham nowy gatunek? Poznam ciekawego autora? Gdybym zamknęła się tylko na kilka określonych nurtów mogłabym wiele stracić.

    Kasiu,
    to mnie jest miło, że mogę wymieniać z Tobą poglądy i czytać Twego bloga 🙂
    I zgadzam się, oczywiście, że klasyka może być dobrą rozrywką, a nie tylko kopalnią mądrości. Każdy odnajduje przyjemność w czym innym – dla kogoś ‘Pan Tadeusz’ jest męczarnią, a dla mnie jedną z książek, którą uwielbiam tak mocno, że jej fragmenty czytam sobie do poduszki, odkąd skończyłam 8 lat 🙂

  65. Ja romansideł nie czytam bo ich nie lubię. Ale czy potępiam osoby, które to robią? Nie! Wstyd to jest czytać "Świat seriali" albo "Show" Ja czytuję z tej listy tylko Cobena i nie widzę w tym nic złego.

  66. ogolnie osądzanie ludzi to zło, a osądzanie ludzi po tym, jakich autorów czytają..? totalna bzdura.
    każdy ma swój sposób na książkę i niech się tego trzyma. najwazniejsze, że książki idą w ruch 🙂

  67. No dobra. Miałam napisać, że ja mam gdzieś co kto o mnie myśli i czytam to, co podoba się mnie. Ale skłamałabym. Jadąc tramwajem wstydzę się wyjąć czytany od nowa "Zmierzch", czy jakiekolwiek paranormal romance. Bo ja też (o zgrozo!) patrzyłabym krzywo na osobę, która czyta tego typu lektury. Czemu? Ja czytam Zmierzch, bo lubię. A wiele osób, które czytają ową książkę to zwykłe fangirlsy, które śnią po nocach o Edwardzie. I taką krzywdzącą opinię wystawiam wszystkim, których widzę z tą książką. I wiem, że inni ludzie mają o mnie podobną opinie, jak bliżej mnie nie poznają, jak im nie wytłumaczę CO podoba mi się w tej powieści. I dlatego właśnie się tłumaczę, bo nie chcę wyjść na fangirlsa… To okropne.

  68. Nyx – masz u mnie ogromnego plusa za szczerość. 🙂
    Ja kiedyś okładki zakładałam na książki, żeby nikt mnie z tym nie zobaczył. Na szczęście już z tego wyrosłam i chciałabym wiedzieć, co pomyślałaby o mnie jakaś nastolatka, gdyby zobaczyła mnie w poczekalni u lekarza z Miastem Szkła na przykład:) Bardzo lubię tę serię i GONE lubię i Zwiadowców też lubię. A nie wyglądam na młodzież od tak dawna, że już nawet nie pamiętam:)

  69. Ja w tym temacie mam raczej niepopularne zdanie- według mnie książki można podzielić na takie, ktore mają jakąś wartość, i takie, które nic sobą nie reprezentują. I jednocześnie uważam,że tym, co czytasz wystawiasz sobie świadectwo.

  70. Kalio, okładki na książki? Nie pomyślałam o tym 🙂 Ale chyba nie będę aż tak przesadzać. Zobaczą, to zobaczą, trudno. Pewnie już nigdy potem ich nie spotkam. "Miasto szkła" nie jest dziwnym tytułem, brzmi normalnie. A te osoby, które znają serię… Ja bym nie pomyślała sobie absolutnie niczego złego, w końcu to nie np. "Pamiętniki wampirów", czy "Plotkara".

    A wracając do "dziwnego" patrzenia się – właśnie wracam z zakupów w Rossmanie. Korzystałam z tramwaju i oczywiście wypełniłam to 15 minut jazdy czytaniem książki. A aktualnie pochłaniam teraz "Imperium wampirów" co z paranormal romance ma niewiele wspólnego. Siadam sobie naprzeciw jakiegoś starszego małżeństwa. I zaczynają na mnie patrzeć. Czerwonowłose. Natapirowane. W czarnych ciuchach. Z książką o wampirach. Jakie oni mieli miny, ech. Nie dość, że sama z siebie przyciągam spojrzenia, to jeszcze ludzie ze swojej wścibskiej natury pochylają się, by zobaczyć co czytam. Ja też tak robię, no ba! 🙂 Ale nie tak ostentacyjnie. Liczę, że zauważę przypadkiem. A jak nie, to nie.

    Ale podsumowując: czytać w autobusie/tramwaju będę. I niech ludzie się dziwią/śmieją. Poza tym trudno komukolwiek dogodzić – każdy posiada inny gust. Dla jednego czytając Schmitta narażam się na wieczne potępienie. Dla drugiego będę robić to samo chłonąc "Akademię wampirów". A trzeci uda odruch wymiotny, gdy zobaczy mnie z kryminałem Agathy Christie. A z doboru lektur odruchowo tłumaczyć się przestanę. Nie popełniam przecież żadnej zbrodni!

  71. Każdy ma prawo czytać to na co ma ochotę, ale skoro pytasz jak problem wygląda z mojej (przypadkowego czytelnika) perspektywy, to daleka jestem od afirmowania książek autorów pokroju P. Coelho, J. Picoult, D. Browna czy K. Grocholi i J. L. Wiśniewskiego. Przeczytałam po jednej książce każdego z nich i uważam, że nie ma sensu dawać im kolejnej szansy. Kiedyś czytałam bardzo dużo, obecnie dysponuję mniejszą ilością czasu, więc do potencjalnej lektury podchodzę bardzo ostrożnie. Nie znoszę powtarzalności (chyba, że to zabieg formalny), przewidywalności ani pretensjonalności. I nic na to nie poradzę, że kiedy widzę w autobusie zaczytaną/zaczytanego w np. książce z serii reportaże wyd. Czarnego – z miejsca czuję napływ sympatii. Prousta jeszcze nie czytałam, ale Zolę naprawdę polecam! "Germinal" czytało mi się świetnie (fakt, że w pośpiechu przed egzaminem). Ania

  72. Moim zdaniem nie nalezy sie wstydzic czytania zadnej (lepszej czy gorszej) ksiazki. Choc dla niektorych to siara i kicha w ogole czytac.
    Byc moze ja gardze romansansami, ksiazkami Mayer i innymi, ale dla niektorych jest to cale zycie i wielka przyjemnosc. Wiec nie ma sie czego wstydzic. Cxytaj co lubisz, a o reszte sie nie martw.
    Z wymienionych "kichowych" pisarzy czytalam kilka pozycji Coelho (podobaly sie w dodatku) i co mam sie zapasc pod ziemie ze wstydu ?

  73. Strasznie denerwują mnie tego typu rankingi i plebiscyty. Podobno o gustach się nie dyskutuje. Każdy ma prawo do własnej opinii i tego aby mieć ulubionych pisary/pisarki. Powinno się to uszanować a już na pewno nie krytykować . Sparks Coelho to dwaj moi ulubieni autorzy doskonale wiem , że zdania na temat ich twórczośći są mocno podzielone szanuję to i rozumiem. Co do zmierchu i iinnych tego typu powieśći uważam , że to działa na zasadzie tak zwanej mody. Sama kiedyś zaczytywałam się w tej serii.
    2. Nie wiem nigdy nie rozpatrywałam tego w tych kategoriach ani nie przeglądałam rankingów
    3. Nie nie tylko ale nie wolno o nich zapominać klasyka to klasyka zawsze warto o niej na blogu wspomnieć.
    4. To zależy od człowieka czy dałby czy nie. W sieci raczej szuka się jakieś niezobowiązującej lekkiej lektury.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *