Wedle reguły kreacji, Artur Boratczuk

Wedle reguły kreacji, Artur Boratczuk
Chwarszczany 2011

Kiedy zdecydowałam się zapoznać z tym ebookiem, nie byłam pewna, czego tak naprawdę powinnam się po nim spodziewać. Opis zainteresował mnie połowicznie, okładka skusiła, a tytuł nieco zniechęcił – nie zapada w pamięć, jest mało chwytliwy, a dla niektórych pewnie nawet niezrozumiały. Brzmi jednak na tyle intrygująco, że z zaciekawieniem zatopiłam się w lekturze.

Artur Boratczuk opowiada o losach Stanisława Szmita – urodzonego w nietypowych okolicznościach, nieznającego swego pochodzenia, wychowywanego pod jednym dachem z pierwszą wielką miłością – Agatą. Młodego Staśka dopada wiele nieszczęść, które odbijają się piętnem na jego życiorysie i zmuszają do ciągłych zmian. W ten sposób bohater trafia do szkoły wojskowej, „wygrywa” żonę i przeżywa pasmo tragicznych wydarzeń, by ostatecznie znaleźć się w więzieniu. Wydaje się, że prawdziwą rewolucją może okazać się dla Stanisława jego reguła kreacji – teoria, którą mógłby podbić naukowy świat. Mógłby, ale czy dojdzie do tego, kiedy na drodze staje mu system i ludzka zawiść? Kiedy ludzie biorą go za wariata? Cóż, to sprawdzicie sami, kiedy już sięgniecie po tę powieść…

Tym, co w opowieści Boratczuka przyciąga najbardziej jest niezwykły język, jakim posługuje się autor. Niesamowicie mile zostałam tym zaskoczona. Dlaczego? Bo nie spodziewałam się, że w dzisiejszych czasach można posługiwać się tak przyjemną w odbiorze polszczyzną. I to jeszcze mężczyzna! Proza Boratczuka pozbawiona jest tej – tak często spotykanej u panów – wulgarności i surowości, które nierzadko zniechęcają do lektury. Wielką przyjemnością było dla mnie zagłębianie się w znakomite dialogi i niezwykle plastyczne opisy. To zdecydowanie największy atut tej minipowieści!

Sama fabuła powinna przypaść do gustu miłośnikom legend, miłośnikom polityki i tym, którzy pasjonują się nauką. Ale nie tylko. Bo ja do żadnej z tych grup nie należę, a Wedle reguły kreacji przeczytałam z wielką przyjemnością. Fakt, trafiłam na kilka nużących fragmentów, ale tak naprawdę ani jednego słowa nie wykreśliłabym z tego tekstu. Bo choć zakres tematyczny powieści jest dosyć szeroki, to jednak wszystkie wątki główne i poboczne znakomicie się ze sobą zazębiają, tworząc spójną, logiczną całość.

Wedle reguły kreacji to naprawdę interesująca pozycja, która – mam nadzieję – ukaże się kiedyś drukiem. Co prawda większą siłę rażenia miałaby jakieś dwie dekady temu, ale i tak powinna znaleźć rzeszę zachwyconych odbiorców. Uważam zresztą, że każdy powinien po tę historię sięgnąć. Żeby zobaczyć, jak system potrafi zgładzić człowieka…

Moja ocena: 7/10

0 komentarzy

  1. Jak ja żałuję, że nie potrafię się przekonać do e-booków. Tyle razy próbowałam i nic z tego:(((. Jak widzę książka interesująca i gdy tylko pojawi się w wersji papierowej (a po cichu liczę, że w końcu się tak stanie), wtedy od razu zabieram się za czytanie:))
    Pozdrawiam!!

  2. widze, że chyba większość bloggerów dostałam ten ebook do recenzji 😉 ja może kiedyś się z nim zapoznam, na razie mam pełno innych książek i mało czasu 😉

  3. Pani Klaudyno, bardzo dziękuję za recenzję. Cieszę się, że książka się Pani podobała, to dla autora zawsze największa nagroda.

    Chciałbym jednak wyjaśnić, że ta książka nie jest tylko o zniewoleniu człowieka przez totalitaryzm. Szczerze mówiąc,najmniej o tym myślałem, pisząc ją. I wcale nie uważam, że ludzie byli w czasach komunizmu bardziej zniewoleni niż my teraz. Teraz też jesteśmy – przez konsumpcjonizm, brak punktów odniesienia w życiu, blichtr, wyścig szczurów. Wedle reguły kreacji to była dla mnie próba odpowiedzi, czy życie jest zdeterminowane, czy istnieje Los, czy też sami jesteśmy jego kowalami? Nie dałem odpowiedzi, bo jej nie znam. Bohater książki żyje w konkretnej rzeczywistości, która nim poniewiera (ona jest całością z reguły kreacji, on tylko częścią), ale równocześnie stara się poznać prawdy ostateczne – to jest istota jego życia. I dlatego w ostatniej scenie klęczy ślepy, a nad nim…. Co się dzieje nad nim, to Pani wie:)) A kto ciekaw, to się dowie:))

    Raz jeszcze dziękuję.
    Artur Boratczuk

  4. To ja dziękuję za możliwość przeczytania 🙂

    Za jakiś czas, kiedy sięgnę po tę historię raz jeszcze, pewnie przyjdzie mi do głowy jeszcze inna interpretacja 🙂

  5. Dokładnie, widzę, że Pan Artur ostro przystąpił do promocji. Nie ma w tym nic złego, ale można wspomnieć, że niemal wszyscy blogerzy tę książkę otrzymają. To oczywiście uwaga do autora książki, a nie do Ciebie Futbolowo 🙂

  6. @: "ale można wspomnieć, że niemal wszyscy blogerzy tę książkę otrzymają"

    No, wszyscy to nie. Blogi książkowe to mój naturalny żywioł i śledzę je od wielu lat, choć się nie udzielam (kiedyś pod pewnym nickiem trochę się wtrącałem w dyskusje, ale to już dawne czasy). Książkę rozesłałem do tych blogerów, których mam w zakładce ulubione i których recenzje, moim zdaniem, jakoś wykraczają ponad przeciętność, których po prostu lubię i w miarę regularnie czytuję. Jest ich trochę, ale to tylko procent moloksiążkowej blogosfery. Strasznie zresztą sfeminizowanej. Toż na tych blogach mężczyzn na palcach jednej ręki można policzyć. To samo w sobie ciekawe zjawisko:))
    Artur

  7. Proszę o podanie choć jednej autorki, która lepiej posługuje się językiem polskim od Stasiuka czy Pilcha. Kobiety nie są wulgarna? A wczesna twórczość Gretkowskiej, Masłowska i masa pisarek młodego pokolenia? Wulgaryzmy to odwieczny element języka polskiego a nie wymysł współczesności.

  8. A czy ja napisałem, że uznałaś że mężczyźni nie potrafią pisać? Stwierdziłaś że kobiety posługują się lepiej językiem polskim. Hmmm "I to jeszcze mężczyzna!" – Twoje zaskoczenie jest dość jednoznaczne.

    "Proza Boratczuka pozbawiona jest tej – tak często spotykanej u panów – wulgarności i surowości, które nierzadko zniechęcają do lektury". – W tym przypadku bynajmniej nie zaprzeczasz faktowi, że kobiety bywają wulgarne, ale sugerujesz że stanowi to domenę mężczyzn.

  9. Bo stanowi. Opieram się na doświadczeniu własnym, statystyk nie prowadzę. Jeżeli w przeczytanych przeze mnie książkach piękniejszą polszczyzną posługiwały się kobiety, a bardziej wulgarnym językiem mężczyźni, to chyba jasne, że na tym opieram swoje wnioski.

    Nie wiem też, w którym miejscu stwierdziłam, że "kobiety posługują się LEPIEJ językiem polskim"(?)

    I nigdzie nie sugeruję, że cokolwiek jest DOMENĄ mężczyzn. Wspominam tylko, że zdarza się to CZĘSTO. Ani nie mówię, że zawsze, ani że częściej od kobiet. Więc to raczej spora nadinterpretacja 😉

  10. W ostatnim wpisie zaprzeczasz sama sobie:) Najpierw piszesz "Bo stanowi" by na końcu :"I nigdzie nie sugeruję, że cokolwiek jest DOMENĄ mężczyzn. Wspominam tylko, że zdarza się to CZĘSTO".

    Okazując zdziwienie, że Boratczuk będąc mężczyzną pisze ładną i przyjemną w odbiorze polszczyzną sugerujesz, że kobiety robią to lepiej. W przeciwnym razie po co podkreślać (dodając przy tym wykrzyknik) płeć autora:)

    Oczywiście rozumiem, że swoje sądy opierasz na własnych czytelniczych doświadczeniach. Ja po prostu się z nimi nie zgadzam i w tej mojej zupełnie niezłośliwej negacji opieram się na swoim doświadczeniu.

    Naprawdę nie sądzę byś po tym wpisie nagle mnie zrozumiała, ale ja po prostu tak interpretuję początkowy fragment twojej recenzji. Bez obrazy, że się czepiam, ale zawsze lepszy taki wpis niż "dodaje do listy" albo "brzmi ciekawie na pewno przeczytam":)

    Co do twoich odczuć w sprawie powieści to zgadzam się z Tobą. Zresztą kilka dni temu również opublikowałem recenzję tej książki. Tak więc w niektórych sprawach się zgadzamy:)

  11. Żadna obraza i czepianie! Ja się bardzo cieszę, kiedy raz na pół roku zjawi się jakiś dyskutant, który rzeczywiście ma coś do powiedzenia 🙂

    A z tym stanowieniem i nie-, chodziło mi o to, że w 'recenzji' nigdzie nie wspominałam o tym, aby była to czyjakolwiek domena 😉

    A co do 'lepiej – nie lepiej': raczej chodziło mi o to, że rzadko zdarza się, aby mężczyźni posługiwali się tego typu polszczyzną. Ani ona lepsza, ani gorsza. Podobnie, jak z autorami [obojętnie jakiej płci] – nie jest lepszy ten, kto pisze piękniej, ani gorszy ten, który lubi rzucić mięskiem w co trzecim zdaniu. W ogóle podział na lepsze/gorsze wydaje mi się mocno naciągany, toteż rzadko zestawiam w ten sposób dwie odrębności… Mam nadzieję, że choć trochę zrozumiale to napisałam, przysypiając nad klawiaturą 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *