Proroctwo Sądnego Dnia, Scott Mariani

Proroctwo Sądnego Dnia (The Doomsday Prophecy), Scott Mariani
Wyd. Muza, Warszawa 2010

Książką tą zainteresowałam się spontanicznie, zaraz po przeczytaniu krótkiej notki od wydawcy, umieszczonej na okładce. Przyciągnął mnie zapowiadany wątek porwania, badania Biblii oraz rozwiązywania starożytnych tajemnic. Nie mam za sobą co prawda wielu lektur o tej tematyce, jednakże wszystkie te, z którymi miałam do czynienia, wywierały na mnie naprawdę spore wrażenie. Nie inaczej było z Proroctwem Sądnego Dnia.

Na fali sukcesu książek Dana Browna, Scott Mariani zdecydował się na wykorzystanie sprawdzonego sposobu na napisanie bardzo poczytnej książki (nie pierwszej, zresztą i – mam nadzieję – nie ostatniej). Fakt, że schematyczność takich powieści nieco mnie przytłacza, ale jednego Marianiemu odebrać nie można – jego sposób narracji, kreacji bohaterów i przedstawiania świata znacznie przewyższa te Dana Browna. Fakt, autora słynnego Kodu Leonarda da Vinci czyta się dużo lżej, dużo przyjemniej i dużo szybciej, ale to Scott Mariani sprawia, że kolejna opowieść, ocierająca się o sprawy polityki, sztuki i religii nie jest tylko zwykłym czytadłem, ale kawałkiem naprawdę dobrej literatury, z którą warto się zapoznać.

Nie lubię strzelanin i nie lubię mięśniaków, potrafiących jedną ręką zgładzić kilkunastu wrogów. Nie lubię zapoznawać się z brudną, denerwującą polityką. Nie lubię też scen w których nieustannie leje się krew. A ta książka zawiera właśnie wszystkie te elementy. Musicie więc wiedzieć, że wcale nie było mi łatwo przedzierać się przez kolejne ociekające strumieniami krwi strony. Powieść ta jednak tak mnie wciągnęła i zauroczyła, że nie miałam ochoty tracić ani minuty – najchętniej na dobę zamknęłabym się w pokoju, zaszyła w łóżku i wczytała w Proroctwo, nie zważając na wszystko inne. Tak się jednak nie stało i lekturę byłam zmuszona rozłożyć w czasie. Myślę, że wcale nie było to takie złe – przynajmniej mogłam powoli trawić tę powieść i analizować kolejne jej wątki. Bo tych jest tu bez liku!

Książka nieustannie trzyma w napięciu – muszę przyznać, że kilka zwrotów akcji naprawdę mnie zaskoczyło. Było co prawda parę miejsc, w których rozwiązałam zagadkę na długo przed tym, jak rozgryzł ją doświadczony major SAS, czy jeden z głównodowodzących w CIA, ale i tak jestem pozytywnie zaskoczona atmosferą niepewności i tajemnicy oraz powolnym i skutecznym narastaniem napięcia. Pozwoliło ono na ciągłą chęć zapoznawania się z każdą kolejną stroną powieści. A to jest – moim zdaniem – jeden z wyznaczników interesującej lektury.

Główny bohater książki nazywa się Benedykt Hope. Warto o tym wspomnieć, gdyż Benedykt oznacza „błogosławiony”, natomiast hope tłumaczymy, jako „nadzieja”. Jestem pewna, że autor nieprzypadkowo losy całego świata oddał w jego ręce. Oprócz nieustraszonego Bena, w powieści pojawiają się m.in. irytująca piękność Zoe – powód wszystkich nieszczęść, tajemnicza agentka Alex, fanatyk religijny – Clayton Cleaver, a oprócz nich masa agentów, polityków i miłośników Biblii. Zagwarantują oni hektolitry tryskającej krwi, nieustający huk wystrzałów i ogromną dawkę emocji. Dawkę emocji, po którą z całą pewnością warto sięgnąć.

Gwarantuję Wam, że z wielkim dystansem podchodzę do tego typu lektur – jestem wobec nich bardziej krytyczna i wymagająca, niż w przypadku innych. Proroctwo Sądnego Dnia nie jest co prawda dziełem wybitnym, ale – z całą pewnością – warto bliżej poznać zarówno tę konkretną powieść, jak i jej autora. Planuję rozejrzeć się za innymi jego dziełami – spodziewam się kolejnej dawki sekretów, emocji i niespodziewanych zwrotów akcji. A Wy? Macie ochotę zgłębić Proroctwo Sądnego Dnia? Czy może boicie się, że biblijna tajemnica Was przytłoczy i zasieje w Waszych sercach niepokój? Zapewniam – ten sekret naprawdę ma wielką moc…

Moja ocena: 7/10

0 komentarzy

  1. Zainteresowałam się tą pozycją, gdyż opowiada o Katowicach – polubiłam to miasto i byłam ciekawa, w jaki sposób przedstawi je Kopaczewski. "Na terenie huty Baildon, w sercu Katowic, trwa niezwykły eksperyment socjologiczny. Powstaje dzielnica (a może nawet miasto w mieście?) dla tych, którzy marzą o świecie stawiającym przede wszystkim na rozwój."

  2. Co ja widzę w twoim stosiku! Czy mnie oczy mylą, czy to Čapek? Lubię jego twórczość, życzę zatem miłej lektury i oczekuję wrażeń z lektury. 😉
    Pozdrawiam serdecznie!

  3. Tak sobie czytam ten mój komentarz i widzę, że zaczynam powtarzać w kółko jedno słowo, co stanowi wyraźny sygnał, że powinnam się porządnie wyspać. 😉
    Zatem – dobranoc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *