Nazywam się Czerwień, Orhan Pamuk

Nazywam się Czerwień (Benim Adım Kırmızı), Orhan Pamuk
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007

Miesiąc temu koleżanka spytała mnie o opinię na temat jednej z książek Orhana Pamuka. Odpowiedziałam jej wtedy, że mnie jego proza zupełnie nie podchodzi i zaleciłam ostrożność w wydawaniu pieniędzy na jego dzieła. Jakiś czas później Monika zaproponowała mi pożyczenie Nazywam się Czerwień, co pozwoliło mi całkowicie zmienić zdanie odnośnie tego autora – jestem nim wręcz oczarowana!

Długo zajęło mi zabranie się za lekturę. Obawiałam się tego, że będę musiała tygodniami męczyć tak wielkie tomiszcze. Nie byłam przekonana zwłaszcza do autora, bo sama tematyka wydała mi się bardzo interesująca. Przyznaję, jego proza jest specyficzna. Nieco męczyło mnie ciągłe zmienianie narratora – zwłaszcza, że czasem do głosu dochodziły np. rysunkowe drzewa, psy czy monety – ale w pewnym momencie ten zabieg nie dość, że przestał mi przeszkadzać, to jeszcze sprawił, że ta pozycja spodobała mi się jeszcze bardziej. Lubię niebanalność.

Nazywam się Czerwień zawiera w sobie elementy rasowego kryminału, powieści historycznej i romansu. Nie brak tu odniesień do sztuki i polityki XVI-wiecznej Europy, nie brak też wiernych opisów ulic Stambułu. Akcja toczy się niespiesznie, dzięki czemu bardzo dokładnie poznajemy każdego z bohaterów – jego historię, jego uczucia i jego życie. Dla kogoś będzie to nużące, a ja właśnie w tym upatruję uroku tej książki. Bo pomimo całej powolności narracji stale chce się wiedzieć, co wydarzy się dalej i zagłębia w lekturę z rosnącym zaangażowaniem…

Tym, co zwróciło moją uwagę jest również wydanie tej powieści – oprócz pięknie zdobionych stronic, znajdziemy tu również ogrom interesujących przypisów, które pochłaniałam równie zachłannie, co samą książkę. Cały czas mam w sobie tę dziecięcą ciekawość świata, a do tego naprawdę interesuję się sztuką – oba te czynniki złożyły się na to, że tak bardzo spodobała mi się każda poszczególna linijka Nazywam się Czerwień.

Wciąż uważam, że proza Pamuka jest specyficzna i nie każdemu przypadnie do gustu. Mam też świadomość, że powieść o zawiłych losach XVI-wiecznych mieszkańców Turcji nie zainteresuje wszystkich, ale i tak bardzo serdecznie chciałabym tę pozycję polecić. Warto sięgnąć, warto poznać tę fascynującą opowieść i niezwykle interesującego autora. Polecam!

Moja ocena: 8,5/10

Z mojej pocztówkowej kolekcji wyłania się piękny widok na Turcję:
Nie ma on co prawda zbyt wiele wspólnego z książką, ale wywołuje we mnie bardzo pozytywne odczucia. Nie mam w tym roku wakacji, to chociaż na piękne widoki popatrzę 🙂

0 komentarzy

  1. Mnie pewną trudność sprawiło spamiętanie tych wszystkich nieznanych wcześniej imion i przyporządkowanie ich konkretnym postaciom. To chyba sytuacja podobna do postrzegania twarzy Azjatów przez Europejczyków – dla niewprawnego oka wszystkie wyglądają tak samo. W podobnej sytuacji byłem czytając "Freelandera" Miljenki Jergovicia – jako czytelnik przyzwyczajony do autorów kulturowo bliskich lub powszechnych, zagubiłem się w tyglu bałkańskich niechęci i nieporozumień.

    Ale wystarczyło zwolnić tempo, by chłonąć obie książki jak należy :).

  2. To jedyna książka tego autora, którą przeczytałam (a wcześniej nabyłam) i cóż mogę powiedzieć – średnio mi się spodobała, chyba jej dobrze nie zrozumiałam. Może nie po drodze mi z literaturą turecką, tak samo jak z hiszpańskojęzyczną.

  3. A czytałaś może "Nowe życie"? To moja ulubiona powieść tego autora. Książka (poniekąd) o książce. Nie, żebym była zna(albo wyzna)wczynią Pamuka, ale akurat ta pozycja zapadła mi w pamięć. No i podróż autobusem już na zawsze zmieniła swoje znaczenie. 😉

  4. A ja bym radziła na tym zakończyć przygodę z Pamukiem:) Próbowałam podejścia i do Śniegu, i do Noego życia i niestety. Już nie ta wciągająca fabuła, już nie te konteksty, zbyt dużo współczesnej polityki, której totalnie nie znam.
    Cieszę się, że Cię nie zawiodłam:)

  5. U mnie na półce "Muzeum niewinności". Po nim mam zamiar sięgnąć po "Śnieg" oraz właśnie po "Nazywam się Czerwień" 🙂

    Turcja jednak wciąż ze mnie nie może wyjść, chociaż nie mam ochoty tam wracać.

    A krajobraz z pocztówki rzeczywiście przypomina chorwacki Zlatni Rat na Półwyspie Bol, ale jest on jednak mniejszy i troszeczkę inny 🙂
    Jak mniemam widoczek z kartki natomiast to Oludeniz – ponoć najpiękniejsza plaża w Turcji.
    Mnie jednak bardziej przypadły do gustu te w… Egipcie 😛

    Pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *