||

Czeskie historie, których nie zapomnisz – o książce "Lucynka, Macoszka i ja" Martina Reinera

Lucynka, Macoszka i ja – recenzja

Rezolutna pięciolatka, która zdaje się być zbyt dorosła na swój wiek. Poeta wyklęty, o którym słuch zaginął. Zamknięty w sobie dwudziestoparoletni listonosz. Piękna dziewczyna z psychicznymi problemami. Czechy czasu bolesnych przemian. Przytłaczający Londyn. Odkrywanie siebie, nauka życia, dojrzewanie. Tak – w sposób hasłowy – można by przedstawić zawartość powieści Reinera. Tylko czy to nie będzie zbyt duże uproszczenie? Niełatwo pisze się o takich książkach. Bo z jednej strony wiem, że ma ona w sobie wiele uroku i przyciągnie wielu miłośników literatury. Z drugiej jednak – wiem też, że kryje w sobie drugie – a może nawet i trzecie – dno, że w tle przewija się życie społeczno-polityczne Czech i Czechosłowacji i że nie każdemu przypadnie do gustu poetyckość, kameralność i niezwykłość tej opowieści.
lucynka macoszka i ja książka
instagram.com/kreatywa
Niby akcja płynie powoli, niby to taka spokojna historia, a jednak były momenty, w których czułam przyspieszone bicie serca i ekscytację równą zgłębianiu rasowego kryminału. Czuć w powietrzu nutkę tajemnicy, a nietypowa konstrukcja tej powieści pozwala na stopniowanie napięcia, przez co czytelnikowi trudno jest się od niej oderwać. Trudno jest się od niej oderwać również dlatego, że opowiada o zwykłych-niezwykłych ludziach i o zwykłych-niezwykłych czasach w historii Europy. Choć teoretycznie obserwujemy życie Tomasza i małej Lucynki, choć teoretycznie chodzi tutaj o coś zupełnie innego, to nie da się ukryć, że Martin Reiner rozlicza się ze swoją ojczyzną i poświęca jej ważną część swojej powieści. Nie to jest jednak „najważniejszym punktem programu”. Lucynka, Macoszka i ja będzie książką, która zapisze się w mojej pamięci jako ta, w której znajduje się absolutnie najwięcej przecudownych wyrażeń i wyśmienitych porównań. Dobitnie widać tutaj, że autor ma doświadczenie w tworzeniu poezji, ponieważ jego powieść ma w sobie tyle poetyckości, tyle lirycznego piękna i tyle pięknych słów, że aż miałoby się ochotę na każdej stronie zaznaczyć co najmniej kilka cytatów godnych zapamiętania na zawsze. I myślę sobie, że każdy, kto chciałby w życiu sam tworzyć, powinien udać się do Martina Reinera na nauki. Bo mnie jawi się on jako prawdziwy mistrz słowa. Prawdziwy artysta. Człowiek zasługujący na stanie się klasykiem czeskiej literatury. Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’WyPożyczone’, ’Gra w kolory’ oraz ’Czytelnicze wyzwanie 2017′ (kategoria: Książka, której akcja dzieje się w latach 90-tych).]]>

18 komentarzy

  1. Twoja wysoka ocena mówi sama za siebie a wieć warto zaopatrzyć się polecaną książkę. Czechy to dla mnie specyficzny kraj. Dzieli mnie od nich kilkanaście km i co najlepsze tam po 19 to żywej duszy nie zobaczysz na ulicy;)

  2. Kiedy zobaczyłam tytuł zgłoszony do Gry w kolory byłam pewna, że to książka dla najmłodszych czytelników. A toś zupełnie innego, choć bohaterką jest mała dziewczynka.
    Nie wiem czy chciałabym teraz czytać taką poważną książkę, ale ciekawi mnie jakie nauki mogłaś wyciągnąć z lektury, bo wiem, że i bez niej bardzo ostrożnie, rozsądnie i obiektywnie patrzysz na świat i życie.

  3. Ostatnio lubię się z czeską literaturą, a i ta książka zapowiada się świetnie 🙂 Dobrze wiedzieć na blogach czasami coś oprócz jednych i tych samych ksiązek/bestsellerów 🙂

  4. Ja wierzę, że wszystko co nam się przydarza- ma sens i ktos tam ma jakiś plan na nas :).
    A ja nie mogłam oderwać się od Twojej recenzji Klaudyna. Umiesz wydobyć same smaczki, i w subtelny sposób przekonać czytelnika do swoich racji 🙂

  5. Klaudyno, wiesz, że każdą z Twoich rekomendacji przyjmuję z entuzjazmem neofity, a recenzja książki Reinera natychmiast zelektryzowała moją wyobraźnię. Hasłowa deskrypcja fabuły skrywanej pod kuszącą okładką działa niezwykle sugestywnie, skłaniając do snucia wyobrażeń i kreślenia portretów kolejnych postaci, z których każda wydaje się posiadać własną trudną biografię… Wydaje mi się, że na tym także zasadza się siła powieści, pozwalając czytelnikowi przymierzyć swoje doświadczenia do rytmu opowieści.
    Obietnica pięknego, dopracowanego języka nie może mnie nie nęcić, ponieważ trudno obecnie o powieść, której atrakcyjność wypływa z formy językowej. Zbyt często autorzy poddają się łatwości budowania prostych zdań i potocznych porównań, dlatego wdzięczna Ci jestem za wskazanie tej pozycji <3

    Klaudyno – przepiękne zdjęcie! Doskonale skomponowałaś przykuwającą oko całość utrzymaną w ciepłych rejestrach zbliżającego się lata, ufności, ale i subtelności <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *