|||

Jak wygląda życie z rakiem?

Pamiętam kampanię Zbieramy na cycki, nowe fryzury i dragi, pamiętam początki fundacji Rak’n’Roll, natomiast o osobie, która fundację tę założyła i która za wspomnianą akcję odpowiadała, wiedziałam dotąd niewiele. Na początku roku obejrzałam przepiękny film Chemia, natomiast kilka dni temu sięgnęłam po książkę Magda, miłość i rak, by po chwili zorientować się, że losy bohaterki czytanej książki stanowiły inspirację dla jednego z najlepszych polskich filmów, z jakimi miałam ostatnio do czynienia. Teraz już wiem, kim była Magda Prokopowicz i mam takie poczucie, że już na zawsze zostanie ona w moim świecie…

Magda, miłość i rak

Książka ta jest zapisem rozmów z różnymi osobami – przede wszystkim z samą Magdaleną Prokopowicz, ale również jej mężem i lekarką. Jeden z rozdziałów stanowi także kopię bloga magdalenaprokopowicz.blog.onet.pl, na którym założycielka Rak’n’Roll opowiadała swoją historię i na którym po dziś dzień znaleźć można jej ostatni wpis, przepełniony miłością do świata i życia. Bo taka właśnie była bohaterka książki (i filmu dokumentalnego) Aliny Mrowińskiej – rozkoszowała się pięknem świata, celebrowała każdą chwilę, nie poddawała się chorobie i prawdopodobnie jako pierwsza w Polsce tak otwarcie mówiła o raku, publicznie go oswajała, żyła z nim we względnej w zgodzie, a także uczyła tego innych. Książka Magda, miłość i rak przepełniona jest widmem śmierci, ale przede wszystkim odnaleźć w niej można nadzieję i zrozumienie. Niezależnie od tego, czy rak obecny jest w życiu naszym lub naszych bliskich, możemy odnaleźć w tej historii odpowiedzi na swoje pytania, możemy znaleźć pokrzepienie. Magda Prokopowicz ujmuje tutaj optymizmem i szczerością, ale nie jest to książka naznaczona lukrem czy fałszem. Zarówno główna bohaterka, jak i jej mąż, wylewają tutaj wiele gorzkich słów – pod adresem choroby, pod adresem życia. Nie znajdziemy tu żalu o niesprawiedliwość losu, ale za to natkniemy się na opowieści ludzi, którzy na różne sposoby musieli oswajać chorobę. Bartosz Prokopowicz mówi wprost, że momentami sam marzył o tym, by mieć raka. Bo dla innych liczyła się tylko choroba – a przecież na jej tle wszystko wydaje się błahostką. Ta książka pozwoli osobom chorym zrozumieć, jak można w pozytywny sposób wykorzystać to, co je spotkało. Ich bliskim uświadomi, że też mają prawo się skarżyć, że też mają prawo prosić o pomoc. Zaś wszystkim tym, którzy z rakiem nie mają nic wspólnego, uświadomi, jak ważne jest dostrzeganie piękna w tym, co nas otacza i jak można walczyć z przeciwnościami losu. Magda, miłość i rak to nie jest lektura łatwa, płakałam przy niej wielokrotnie, ale też cieszyłam się każdym zapisanym w niej słowem. Przyznam, że rzadko czytuję książki o chorobach, o umieraniu. Jestem jedną z tych osób, które odwracają oczy. Teraz wiem, że niepotrzebnie – bo lektura tej książki była dla mnie niezwykle cenną lekcją życia. Moja ocena: brak
Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Pod hasłem’, ’Grunt to okładka’, ’WyPożyczone’, ’Łów Słów’, ’Czytelnicze wyzwanie 2017′ (kategoria: Wywiad-rzeka). chemia film

Chemia


Chemia w reżyserii Bartosza Prokopowicza nie przyjęła się w Polsce dobrze. Większość opinii na jakie się natknęłam, kazały mi przed seansem myśleć, że czeka mnie męczarnia z kolejną marną polską produkcją. Tymczasem okazało się, że jest to film idealnie skrojony pod mój gust. Już w książce Magda, miłość i rak Prokopowicz zapowiadał, że tworzy film, który ma opowiadać o raku z różnych perspektyw, w tym również z perspektywy organizmu chorej kobiety. Zabieg ten na ekranie z pewnością nie przemówi do każdego, ale ja właśnie taki niepowtarzalny klimat, taki surrealistyczny sznyt bardzo lubię. Przemawia zresztą do mnie cała estetyka tego filmu – jego poetyckość, teatralność, przerysowanie. Trudno właściwie mówić tu o przerysowaniu teraz, kiedy przeczytało się rozmowę z Magdą Prokopowicz oraz jej bloga. To, co wydawało mi się tylko kreacją stworzoną na potrzeby filmu, okazuje się wiernym odtworzeniem rzeczywistości. Pierwowzór głównej bohaterki filmu był właśnie takim kolorowym ptakiem, który wymykał się schematom i pokazywał środkowy palec ciężkiej chorobie, a jednocześnie musiał walczyć z problemami dnia codziennego. Chemia to piękny film, który mocno we mnie uderzył. To przepełniony barwami hołd składany miłości do drugiego człowieka, miłości do życia i samego siebie. Podobnie jak w książce i prawdziwym życiu Magda, tak tutaj Lena, musi oswajać się z nowym ciałem, brakiem włosów, ciekawskimi spojrzeniami i zszarganymi nerwami partnera. Ale walczy, bo kocha życie. Łeb do słońca, zwykła mawiać założycielka fundacji Rak’n’Roll. Zapamiętajcie to sobie. Moja ocena: 9/10 Nie wiem, na ile znana jest Wam historia Magdaleny Prokopowicz, ale zachęcam do tego, byście ją poznali. Bez przymykania oczu i odwracania głowy.
]]>

20 komentarzy

  1. Nie chcę czytać takich książek, może dlatego, że mój ojciec zmarł na raka. Ale dla osób, których najbliżsi borykają się z tym problemem i mają szansę na wyzdrowienie – może być ok.

  2. Książka tak naprawdę może pomoc każdemu. Pokazuje, ze nawet mając wyniszczająca chorobę można żyć pełnia życia. Może zmotywuje kogoś zdrowego do wzięcia egzystencji w swoje ręce i da mu do zrozumienia, ze życie jest Za krótkie, by nie robić w nim tego co się kocha. Zauroczyła mnie Twoja recenzja. Myśle, ze wkrótce skuszę się na lekturę tej publikacji. 🙂

  3. Osobiście nie umiem czytać o tak ciężkiej tematyce, filmy też są dosyć trudne. Do czegoś takiego trzeba się psychicznie przełamać.

  4. Ciekawa pozycja, ale ja raczej nie dam się przekonać. Po pierwsze dlatego, że nie lubię takich ciężkich książek, po drugie ponieważ mój dziadek zmarł na raka i zupełnie nie mam ochoty wracać do tego co się działo wtedy z nim i z całą rodziną, ale kto wie, może ktoś inny po podobnych doświadczeniach odnajdzie się w książkach na ten temat.

  5. Film oczywiście oglądałem jakiś czas, byłem zachęcany przez koleżankę, ona rzadko ogląda polskie kino. Wybiera tylko perłeki, przeznaczone nie dla każdego widza. Ten film taki właśnie jest.
    Mnie osobiście bardzo poruszył i oglądając go, musiałem co jakiś czas zatrzymać myśli i się zastanowić nad pewnym aspektami naszego życia.
    Często ludzie nie doceniają tego, co ich spotyka, narzekają na swój swój, bo nie mają tego tamtego.. Jednak nie zastanowię się nad jednym: ale co by zrobili jakby podupadło im zdrowie jak bohaterce???
    Książkę także przeczytam w niedalekiej przyszłości, bo warto!

    1. Podziel się wrażeniami, jak już przeczytasz 🙂

      Cieszę się, że film Wam się podobał. Niewiele znam osób, którym by się spodobał. Bardzo żałuję, ale szanuję to.

  6. Klaudyno,
    zgadzam się – potrzebujemy takich książek, choć niejednokrotnie ich lektura wymusza na nas odwagę, przełamanie się do dotknięcia bolesnej rany, zwłaszcza w przypadku, kiedy cechuje nas wyjatkowa wrażliwość. Nie znam ani książki, ani filmu, ale idea Rak'n'Roll jest mi bliską i w gruncie rzeczy pozwoliła mi inaczej spojrzeć na chorobę. Szczęśliwie nie musiałam się zmagać z tragedią raka, choć kiedy teraz myślę nawet o języku, jakim nakreślamy widmo choroby, to spostrzegłam, że użyłam pojęcia, którego istotą jest droga ku oczyszczeniu…

    Nie wiem, czy podołałabym wyzwaniu choroby, lecz za każdym razem, kiedy poznaję historie ludzi silnych, a jednocześnie nie wstydzących się człowieczej słabości, chwili załamania i odsiewajacych z krzywd promienie radości, czuję wstyd za swoją niewdzięczność i podziw dla nich samych.
    Chociaż to niewątpliwie lektura rozszarpująca prawdą i bliskością cierpienia, z pewnością otwiera oczy na pomijane aspekty, ucząc wyrozumiałości i pokory.

    1. Myślę, że nie powinniśmy czuć się winni czy zawstydzeni z powodu tego, że przeżywamy swoje tragedie i dramaty, nawet jeśli są one niczym w porównaniu do ciężkiej choroby. Podobnie zawsze myślał mąż bohaterki tych historii – nie dawał sobie prawa do cierpienia, bo każdy ból ginie w cieniu raka. Nie tak to powinno się odbywać.

    2. Klaudyno, dziękuję Ci za rozważne i pouczające słowa, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że powinniśmy sobie przyzwalać na ekspresję naszego człowieczeństwa, nie otaczać się duszącym kokonem wymuszanej siły. Prawda, bywa, że zbyt często roztapiamy się w wybujałych problemach, które owszem, mogą stanowić źródło naszych frustracji, lecz nikną pod przepaścią tragicznych splotów. Ale przecież jest prócz ciała, sfera emocjonalna, niejednokrotnie napinajaca się do granic katuszy prześcigających już nawet nie pojmowanie, ale wyobraźnię.

      Jestem mimozą, więc wiele rzeczy we mnie godzi i częstokroć karciłam siebie za tę nadwrażliwośc. Teraz powoli nabywam umiejętności przyzwalania sobie na słabość. Myślę, że w aprobacie swojej bezsiły tkwi jakaś zbawcza moc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *