||

O tym, co nam Michalina Wisłocka po sobie pozostawiła – wrażenia z lektury wznowienia kultowej "Sztuki kochania"

nowa Sztuka kochania Michalina Wisłocka Wydawnictwo:  AgoraRok wydania: 2016 • Stron: 384

Nie było chyba w Polsce lat ’70 bardziej kontrowersyjnej książki od Sztuki kochania, która okazała się niebywałym sukcesem wydawniczym i szybko zyskała miano kultowej. Dzieło życia Michaliny Wisłockiej – słynnej ginekolog i seksuolog – zostało właśnie wznowione, by przemówić do młodych pokoleń, które nie miały szansy zetknąć się z tą książką wtedy, gdy na jej punkcie zapanowało ogólnonarodowe szaleństwo. Elegancka, subtelna okładka i rozbudowana zawartość powinny przyciągnąć uwagę czytelników, tym bardziej, że zawartość poradnika w zaledwie niewielkim stopniu się zestarzała.

Jak żyć, żeby… chciało się kochać?

Sztuka kochania nie jest Kamasutrą, nie stanowi też podręcznika do anatomii czy biologii, ale ma w sobie wiele interesujących elementów, które zainteresują każdego, kto chciałby bliżej zgłębić takie tematy, jak erotyzm, budowa człowieka, techniki i gry seksualne, oddziaływanie na zmysły, partnerstwo, dojrzewanie i miłość. Wszystkie pytania, jakie młodzi ludzie zadają obecnie wyszukiwarce Google, znajdują odpowiedź właśnie w tej książce. Nie dziwi mnie więc, że zyskała ona tak wielką popularność oraz status kultowej. Biorąc pod uwagę fakt, iż nasi rodzice nie mieli Internetu i tak szerokiego dostępu do materiałów zgłębiających temat, pierwsza tak odważna i kompleksowa książka musiała zrobić na ich pokoleniu piorunujące wrażenie. Wisłocka uczy tutaj tego, co najważniejsze – jak okazywać miłość i szacunek drugiej osobie, jak osiągać i dawać spełnienie, na co stawiać w związku, jak szukać odpowiedniego partnera, jak urozmaicać życie seksualne i jak ratować swoje małżeństwo, gdy znajduje się ono aktualnie na jakimś zakręcie. Oczywiście, z paroma jej poglądami trudno byłoby się obecnie zgodzić i pewnie ona sama dziś inaczej ujęłaby pewne tematy (chociażby kwestie genderowe), ale trzeba brać pod uwagę też czasy, w których książka ta powstawała. Jak na lata ’70, Wisłocka i tak miała bardzo postępowe poglądy. love couple Co zrozumiałe, najbardziej zdezaktualizował się rozdział poświęcony antykoncepcji, ale wydawca zadbał o to, by do książki dodano nowy rozdział, który uwzględnia gigantyczne zmiany, jakie zaszły na tym polu na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. Uważam ten pomysł za doskonały, bo sprawia on, że kultowa Sztuka kochania może spokojnie stać się pozycją obowiązkową w biblioteczkach dzisiejszych młodych ludzi. W myśl zasady, że „Nie ma kobiet zimnych są tylko kobiety nierozbudzone seksualnie”, Wisłocka przez lata uczyła pary, jak właściwie poznawać siebie nawzajem i jak dostarczać sobie wzajemnie pełni radości. Teorie ukazane w poradniku podpiera konkretnymi przykładami z życia i czyni to w sposób barwny i inteligentny. Jej ogromne doświadczenie i olbrzymia wiedza sprawiły, że Sztuka kochania jest książką tak rozbudowaną, ciekawą i przydatną nawet czterdzieści lat później, kiedy właściwie „wszystkiego” można dowiedzieć się z innych źródeł. Tyle tylko, że Wisłocka odpowiada na pytanie, jeszcze zanim je zadamy. Ba! Porusza takie kwestie, o których istnieniu mogliśmy nie mieć pojęcia, a które mogą niesamowicie dobrze wpłynąć na nasze życie. Dlatego właśnie polecam tę książkę każdemu z Was – szczególnie osobom młodym, ale i tym dojrzalszym, które wciąż poszukują nowych dróg… Moja ocena: 9/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Czytamy nowości’ oraz ’Czytelnicze wyzwanie 2017′ (kategoria: Książka, która nosi miano kontrowersyjnej). Przeczytaj również:
]]>

25 komentarzy

    1. W przeciwieństwie do autorki tamtego wpisu nie wycinam zdań z kontekstu. Bardzo wygodnie jest krytykować, jeśli wycięło się fragmenty np. dotyczące tego, że tak naprawdę nie powinno się nazywać dziewcząt winnymi. I kiedy pominęło się cały akapit wyjaśniający o jakie sytuacje chodzi (np. pójście z nieznajomym do lasu) oraz kolejny, w którym Wisłocka podkreśla, że rzecz nie dotyczy np. brutalnych napaści ze strony obcych.

    2. Natomiast pozostałe kwestie to już typowe poglądy z lat '70, nie winię Wisłockiej, że żyła w czasach, w których tak a nie inaczej traktowano rolę kobiety i mężczyzny.

  1. Oczywiście o "Sztuce kochania" słyszałam, ale nigdy nie poznałam bliżej tej niegdyś kontrowersyjnej lektury. Chętnie nadrobię zaległości – jestem ciekawa, jak ją odbiorę.

  2. Studiowałam pedagogikę, mieliśmy książkę Wisłockiej na zajeciach. I właśnie w 2 kontekstach – o zdezaktualizowaniu się jej zasad z antykoncepcją (tam było chyba nawet cos o nasączaniu się alkoholem po stosunku jako antykoncepcja?) ale z drugiej strony właśnie pokazane współżycie jako bliskość i szacunek.CIeszę się, że rozdział o antykoncepcji doczekał się aktualizacji

  3. Bardzo chcę tę książkę kupić – uważam, że warto. Brakuje nam takich mądrych, dojrzałych pozycji o seksie dla kobiet i cieszę się, że "Sztuka kochania" została wznowiona. 🙂

  4. [przepraszam, że komentuję ponownie, ale blogspot nie ma opcji edycji komentarza :/ ]
    Moim zdaniem dezaktualizacja rozdziału o antykoncepcji jest mniej zła, niż dezaktualizacja światopoglądowa. Uważam, że i tak mamy zbyt dużo (młodych!) kobiet, które myślą, jakby żyły w czasach pani Wisłockiej, żeby sobie pozwalać na wydanie tej książki bez komentarza, a wręcz chwalenie go jako nadal aktualnego.
    Nie przeczę, że "Sztuka kochania" niesie również wartościową treść, ale mówienie o niej w mediach z pominięciem tego, co w obecnych czasach negatywne jest dość… dyskusyjne.
    Trochę jak "Powidoki" pomijające kompletnie wątek przemocy domowej Strzemińskiego wobec Kobro.

    1. Wiesz, myślę, że to już jest kwestia własnego rozumu. Staram się wierzyć, że żadna normalnie myśląca kobieta XXI wieku nie zacznie robić z siebie nagle sarenki do zdobycia, bo takie były zasady w latach '70 😉 A jeśli rzeczywiście ktoś dziś ma takie poglądy, to czy książka opatrzona byłaby jakimś komentarzem czy nie – i tak by swojego myślenia nie zmienił.

    2. A co z młodymi dziewczynami, nastolatkami, które na fali ponownej popularności "Sztuki kochania" sięgną po nią i wchłoną wszystko? Często nie mają bliskiej mądrej kobiety, którą mogłyby zapytać o opinię.
      Nie należy uważać, że tę książkę będą czytać tylko "normalnie myślące kobiety" albo kobiety z ukształtowanym na mur beton światopoglądem. Mogą ją też czytać nastolatki, tak dziewczyny, jak i chłopcy, którzy utwierdzą się w przekonaniu, że "on musi, bo biologia".
      Nie każdy ma mądrych rodziców, nauczycieli, a i przekaz społeczno-medialny w tych sprawach jest niezbyt dobry. Moim zdaniem nie powinno się promować tak anachronicznych treści bez sprostowania.

    3. Ale w ten sposób można by uważać za zagrożenie każdą książkę, każdy numer Bravo i Cosmopolitana.

      Tutaj przynajmniej znajduje się wstęp jasno wyjaśniający, jak wyglądała polska rzeczywistość 40 lat temu, dlaczego niektóre fragmenty książki będą nieprzystające do doświadczeń ludzi XXI wieku, jak zmieniły się dziś modele seksualnych relacji i dlaczego Wisłocka miała takie poglądy a nie inne. Natomiast nastolatki sięgają teraz po bardzo modne erotyki, po YA niedopasowane do swojego wieku i całe mnóstwo książek, które nie są opatrzone żadnym komentarzem i które zawierają fatalne wzorce. To powinno nas bardziej przerażać.

      W wolnej chwili zajrzyj do wpisu Czy kontrolujemy, co czytają dzieci, bo opowiadam tam o konkretnym przykładzie takiej sytuacji.

    4. W sumie masz rację. Może odebrałam tę książkę jako "zagrażającą" (choć nadal nie odmawiam jej wartości), ponieważ jest na nią taki hype w związku z filmem. A erotyki czy inne książki z fatalnymi wzorcami to:
      a) fikcja, nie poradnik napisany przez lekarkę;
      b) raczej nie są w mediach propagowane jako wartościowe (chyba że w reklamach), a ja zwracam uwagę na obecny obraz "Sztuki kochania" w mediach.
      I nie przesadzajmy z tym uznawaniem każdej książki za zagrożenie, jest trochę dobrej literatury 😉

    5. No pewnie, że tak – na szczęście literatura potrafi też wiele dobrego wnosić do naszego życia 🙂

      Co do erotyków – niby to nie poradnik, niby nie dzieło rekomendowane przez wielkie umysły, ale właśnie – skoro ktoś jest na tyle nieogarnięty, że nie zrozumie, że Wisłocka to kobieta z innej epoki, to równie nierozsądnie podejdzie do "Greya" czy innego "Hopeless". A pewnie sama dobrze wiesz, jaki szał macicy miały czytelniczki E L James 🙂

  5. Powiem szczerze, że widziałam zwiastun filmu właśnie po powstawaniu 'Sztuki kochania' i nie dość, że z pewnością na film się wybiorę to z wielką chęcią książkę przeczytam- do niedawna nie miałam o niej pojęcia, a wydaje się być wartościową 😉

  6. Książki jeszcze nie poznałam, natomiast moja ciekawość, zarówno tą pozycją, jak i samą postacią Michaliny Wisłockiej jest żywo rozbudzona. Relacje interpersonalne są dla mnie sferą arcyciekawą, a ponieważ uważam, że niektóre tematy mozna poznać dzięki bogactwu i wrażliwości innej osoby, nie narażajac się na rozczarowanie czy zaniedbanie, uznaję tego typu książki za wartościowe. Intryguje mnie ponadto perspektywa samej autorki, kształtujaca się przecież w latach mniej nieokiełznanej obyczajowości, a przecież ludzkie potrzeby nie narodziły się wraz z przejściem do nowego milenium.
    Polegając na Twojej rekomendacji wiem, że Pani Michalina wskazałaby mi słabe punkty, osłabiające relacje i prowadzące do ich wypaczenia, a w konsekwencji – uwiądu.

    Dziękuję! 🙂

    1. Dlatego właśnie warto przeczytać 🙂 Ja nie mogę uwierzyć, że przy całej tej kontrowersyjności i pochodzeniu z innej epoki, Wisłocka potrafiła do mnie przemówić. Ciekawe jest to, że jako nastolatka podglądałam tę książkę dla ilustracji, a jako dorosła kobieta nawet nie zwróciłam na nie uwagi, za to wyniosłam wiele ciekawego z treści 😉

      Mam nadzieję, że skoro jej postać rozbudza Twoją ciekawość, sprawdzisz kiedyś, czy i do Ciebie "Sztuka kochania" jest w stanie przemówić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *