||

"Gdybym mógł prosić o śmierć, to o zwyczajną. Nie czarnobylską"

Czarnobylska modlitwa. Kroniki przyszłości Wydawnictwo: CzarneRok wydania: 2012 • Stron: 417

Kiedy kilka tygodni temu natrafiłam na recenzję Czarnobylskiej modlitwy u Kasi z bloga Kącik z książką, wiedziałam, że muszę wreszcie zapoznać się z twórczością niezwykle cenionej w Polsce Noblistki – pochodzącej z Białorusi Swietłany Aleksijewicz. Reportaż czarnobylski skusił mnie od razu, bo od kilku lat interesuję się działalnością ekipy Napromieniowani.pl i coraz intensywniej zgłębiam temat katastrofy elektrowni jądrowej z kwietnia 1986 roku oraz tego, jakie przyniosła ona skutki. Nie przypuszczałam nawet, że reportaż Aleksijewicz tak brutalnie otworzy mi oczy i tak mocno wedrze się do mojego umysłu…

Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości

Tak naprawdę wcale nie chcę Wam o tej książce pisać. Mam wrażenie, że każde przygotowane przeze mnie słowa będą nieodpowiednie, niewystarczające, bezsensowne. To jest po prostu jedna z tych książek, które powinno się przeczytać bez zbędnego zagłębiania w cudze recenzje, bez analizowania słów krytyków literackich, bez zastanawiania się „po co” i „na co”. Czarnobylska katastrofa to nie jest zamknięty rozdział w historii świata, to nie jest pieśń przeszłości, nie jest to odległa, niejasna fantazja. Jest to zdarzenie, które odcisnęło piętno na nas wszystkich i którego skutki świat odczuwać będzie jeszcze przez setki lat. Prypeć Czarnobyl Ludzie, którzy pracowali przy reaktorze, którzy walczyli ze skutkami katastrofy, którzy żyli w okolicy elektrowni, którzy musieli przymusowo pracować na tych terenach i ci, którzy z tych terenów zostali wysiedleni – oni wszyscy stali się rozmówcami Swietłany Aleksijewicz. Żołnierze, robotnicy, strażacy i ich żony, matki, siostry, córki. Dzieci, które urodziły się w ’86 i później. Dzieci, które widziały śmierć rodziców i kolegów. Starsi ludzie, którzy siłą nie dali wyrwać się z czarnobylskiej ziemi. Wiele głosów, jeden ból. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek wcześniej książka zadawała mi fizyczny ból. Czytałam Czarnobylską modlitwę z ogromnym zainteresowaniem, ale jednocześnie co kilka stron musiałam odwracać wzrok, zaciskać zęby, odkładać czytnik i nabierać głęboko powietrza. Nie da się tej książki pochłonąć za jednym zamachem, nie da się przebiec przez nią wzrokiem i przerzucać kartkę za kartką. Chłonie się ją pomalutku, cierpliwie, z grymasem bólu pojawiającym się na twarzy. Ale jest to dobry ból. Ból, który pokazuje, że czytelnik żyje, że ma uczucia. Prypeć Czarnobyl Obraz, jaki pozostawiły po sobie wydarzenia z roku ’86 jest wstrząsający, krwawy, brudny, niełatwy w odbiorze. Aleksijewicz opisuje prawdę z dbałością o detale – pozwala swoim rozmówcom na wiele – epatowanie cierpieniem, silne emocje, bolesne wspomnienia z przeszłości. Nie ma tu łzawych historyjek, choć podczas lektury ma się ochotę wyć – z rozpaczy, z bólu, z przerażenia. Co boli najbardziej to to, że na cierpienie ofiar czarnobylskiej katastrofy największy wpływ mieli inni ludzie. Można by ich tłumaczyć niewiedzą, ale nawet kiedy wielkie umysły radziły, walczyły, starały się coś zmienić – nie były dopuszczane do głosu. Od setek lat nie zmienia się jedno – że to ludzie ludziom gotują taki los. Prypeć Czarnobyl Świadectwa ludzi, którzy najbardziej odczuli na sobie skutki katastrofy z kwietnia ’86 na długo pozostaną w mojej głowie. Książka Aleksijewicz nie jest zwyczajnym reportażem dla ciekawych świata – to wstrząsający dokument, który każdy powinien poznać. Bo zbyt długo wokół Czarnobyla unosiła się aura tajemnicy i niewiedzy. Warto wiedzieć więcej, warto poznać prawdę o tym, co dzieje się wokół nas. Bo właściwie sami nie możemy mieć pewności, czy śladów tamtej tragedii nie mamy w zasięgu wzroku. Moja ocena: 10/10
Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’WyPożyczone’, ’WielkoBukowe Wyzwanie 2017′, ’Łów Słów’ oraz ’Czytelnicze wyzwanie 2017′ (kategoria: Reportaż). Przeczytaj również:
]]>

32 komentarze

  1. Lektura wydaje się być warta zapoznania. Kiedyś bardzo interesował mnie Czarnobyl jako opuszczone miasto- widmo, oglądałam mnóstwo zdjęć opuszczonych w pośpiechu budynków, a także zdjęcia sprzed awarii i kontrast był uderzający.

  2. Dla mnie to najważniejsza lektura zeszłego roku. Sięgając po nią, wiedziałam, że będzie trudna i bolesna, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Bardzo mocna treść, bardzo przejmująca i zgadzam się, że trudno o niej pisać. Najlepiej po prostu czytać, ku przestrodze i dla zdobywania wiedzy, bo nie można odwracać wzroku od tragicznych zdarzeń.

    1. Wiemz że Kasia przeczytała tę książkę po Twojej zachęcie, więc Tobie też zawdzięczam to, że ją poznałam. Spodziewam się, że dla mnie to też będzie jedna z najważniejszych książek roku.

  3. "Czarnobylska modlitwa" była pierwszą książką, którą przeczytałam w 2017 roku i kto wie, czy nie będzie też najlepszą. Nie umiałam ubrać w słowa tego, co czułam w trakcie lektury, czasami czytałam ze łzami w oczach.

    1. Miałam podobnie. Czasem Marcin był obok mnie, kiedy czytałam i co chwilę pytał, co się ze mną dzieje, bo bardzo silnie na książkę reagowałam. No, ale nie da się z nią inaczej, naprawdę poraża.

  4. Bardzo się cieszę, że mój tekst zachęcił CIę do sięgnięcia po tę książkę. Jest niesamowicie poruszająca i bardzo trudna do zniesienia pod względem emocjonalnym, ale zdecydowanie warta uwagi. Przeczytałam ją już dobrych kilka miesięcy temu, ale nadal pamiętam bardzo dobrze praktycznie każdą przedstawioną w niej historię, po prostu wżynają się one człowiekowi w serce…

    1. Najbardziej "siedzi" we mnie chyba ta pierwsza, otwierająca książkę. Nie pamiętam imion, ale chodzi mi o tę młodziutką kobietę w ciąży, której mąż został wysłany w jednym z pierwszych rzutów do pracy przy usuwaniu skutków katastrofy…

  5. W zeszłym roku przeczytałam inny reportaż Aleksijewicz, "Cynkowych chłopców". I na razie mam dość, choć wiem, że i "Czarnobylską modlitwę" i resztę jej książek poznam. Ta literatura po prostu wysysa z człowieka chęć życia, dobija do granic możliwości. Dlatego będę ją dawkować, ale z pewnością jej sobie nie odmówię.

  6. Klaudyno, czytałam Twoje słowa, wstrzymujących oddech, ponieważ współczesnośćwiczenia jako otwarta rana napawa mnie grozą. Boję się wszelkich konfliktów, spraw rozdrapywanych przez polityków i rozkopywanych przez woelkich tego swiata lęków, pozostawianych wiecznie otwartymi. Dla przestrogi? Dla rękojmi bezpieczeństwa? Dla wygody? Uciekam, ale ciekawość i panicznie strach pozostają.

    Twórczości Aleksijewicz nie znam, choć śmiałość, by jednak przekroczyć ten program narasta we mnie i nadejdzie dzień, kiedy ja także będę zastygać w niemej rozpaczy i gniewie bezsilności.

    W pamiętnym roku 1986 na świat przyszedł mój brat. Ja – pięć lat później, ale pamięć o wybuchu była na tyle silna, że wykarmiona opowieściami wyobraźnia sama utkala obraz gęstych chmur na horyzoncie. Raz zaszczepiony strach pozostaje. Nam jedynie pozostaje odbierać świadectwa i uczyć się…

    1. O widzisz, Tobie Czarnobyl kojarzył się ze strachem, a ja znałam go głównie z żartów. Z ludzi dwa lata starszych ode mnie żartowało się, że są skażeni, nienormalni, dziwni. Głupie dziecięce żarty, które brały się z niewiedzy i oswajania wielkiego problemu w taki sposób. Teraz trochę mi z tym dziwnie, ale też nie mam wielkich wyrzutów sumienia – po prostu nikt nam skali problemu nie uświadomił. A nawet gdyby tak było – co byśmy z tego wtedy zrozumieli? Niewiele.

      Nie mówiąc o tym, że – i o tym m.in. traktuje książka Aleksijewicz – wokół Czarnobyla jest wciąż tyle sekretów, tyle jeszcze nie wiemy, że tak naprawdę nie ma nikogo, kto mógłby nam wytłumaczyć wszystko to, co wydarzyło się w kwietniu '86 i później.

  7. jeszcze nie czytałam nic, co wywołałoby u mnie takie reakcje, jak ta książka u Ciebie. moje pojęcie o katastrofie w Czarnobylu jest mniejsze, niż moim zdaniem powinno. chętnie sięgnę po tę pozycję, mimo, że to trudna lektura.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *