|

Czy wyście powariowali? Czyli o tym, jak spędzają święta prawdziwi Polacy

Bo w tym wszystkim wcale nie chodzi o to, żeby spędzić miły czas z rodziną. Nie chodzi o radość z obdarowywania prezentami i otrzymywania ich. Nie chodzi o religię, tradycję, rodzinność. Nawet nie o tę chwilę wytchnienia od codziennej pracy. Polakowi święta są potrzebne do dwóch podstawowych rzeczy: narzekania i obżerania się.

Prawdziwa Polka już w listopadzie rozpoczyna generalne porządki. Tyle jej schodzi, bo prawdopodobnie ostatni raz porządnie wzięła się za robotę przy okazji Wielkanocy. Bo gdyby te niektóre czynności, które wykonuje się raz czy dwa razy do roku, robiła na przykład we wrześniu i lutym, to by się nie liczyło. Nie miałaby się komu pochwalić, nie miałaby komu ponarzekać. A tak – w kolejce do warzywniaka albo u kosmetyczki może z innymi Polkami przerzucać się tym, która zrobiła więcej, a która jest jakaś nienormalna i jeszcze okien nie umyła.

umyj okna dla jezusa

Na tym nie koniec zadań typowej Polki, bo to jeszcze trzeba o prezentach pomyśleć, nowe łaszki wigilijne zakupić, dzieci i chłopa do roboty zagonić. One na niewiele się przydadzą, ale za to mąż, typowy Polak, najważniejszą misję wypełni z dumą, zakasawszy wcześniej rękawy. Zacznie od upolowania na bazarze najbardziej dorodnej sztuki, potem da jej trochę pożyć w swojej własnej prywatnej osobistej wannie, a na koniec spuści wodę i przejdzie do rzeczy. Mordowanie to męska robota. Trzeba spojrzeć przerażonej bestii w oczy, a potem zatłuc ją z zimną krwią i z dumą rzucić zwłoki na kuchenny blat. „Grażyna, tą krew byś ze ścian powycierała” – mruknie jeszcze typowy Polak i pójdzie potomka pogłaskać po głowie: „Widzisz, synek, tak robi prawdziwy mężczyzna, kiedyś też będziesz mógł ukatrupić swojego karpika”.

Polka robi więc porządek na miejscu zbrodni, a potem wraca do swoich kuchennych obowiązków. Miesiąc temu zamroziła bigos, przed tygodniem zamroziła pierogi, ale i tak pojęcia nie ma w co ręce włożyć. Trzeba jeszcze machnąć pięć rodzajów ciast i wszystkie obowiązkowe potrawy – od kutii i grzybowej po barszcz z uszkami i kapustę z grochem.

Grażyna ma ochotę załamać ręce i walić głową o ścianę, pot leje jej się z czoła, ale że dobrą i prawdziwą jest Polką – jedzie dalej. Myśli stara się zająć czymś innym niż tym, że synek siedzi przed xboksem a małżon mu kibicuje. Wspomina więc wczorajszą bitwę o chleb. Niby była na niego zapisana, jak za starych dobrych czasów, a jednak 40 minut w kolejce trzeba było przebimbać, nasłuchawszy się narzekań, przekleństw i innych soczystości. Wspomina też wczorajszą bitwę w mięsnym. Dobry kwadrans zajęło jej wybranie wszystkich mięs, wędlin i pasztetów, jakie były jej potrzebne (albo i nie…), toteż w tłumie za jej plecami zaczęły się poszturchiwania, jęki i wyzwiska. W końcu zapakowała sześć kilo dobroci do reklamówek i pomaszerowała dalej, ale co się nasłuchała, co się pani nasłuchaaała, to już jej!

O nagrodę za cały ten trud jednak nie będzie łatwo. Polka tak jest zarobiona, że rzutem na taśmę przywdziewa kieckę, spina włosy byle jak i już biegnie latać wokół stołu, witać gości, polewać kompocik z suszu i przerzucać zwłoki karpia po patelni.

Jeszcze tradycyjne dzielenie się opłatkiem i rzucanie wyświechtanych: „zdrowia, szczęścia, pomyślności” w pakiecie ze: „zdrowia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy” i mogą siadać do stołu. Na kolędowanie nie ma co liczyć, za to wódeczka idzie w ruch i od razu robi się weselej. Ale, ale – stoły wciąż jakieś takie wygięte pod wpływem ciężaru całego tego dobrobytu, toteż Grażyna musi zacząć stałą śpiewkę: „nastałam się w garach i nikt nie je”, „no, jedzcie, nie po to tyle czasu w kuchni spędziłam”, „Boże, ile człowiek się narobi, a i tak wszystko się wywali” i tak dalej, i tak dalej.

mikołaj z ciastkiem

Kiedy więc przyjdzie czas na refleksję? Kiedy przyjdzie czas na radość ze spędzanych z rodziną chwil? Kiedy będzie czas na obiecany relaks i świąteczne lenistwo? Pojawi się na chwilę i zniknie albo nie pojawi się wcale. Bo Polacy już dawno zapomnieli, o co w świętach chodzi. Jak ze wszystkim, musi dojść do licytacji – kto więcej zrobił, kto więcej wydał, kto bardziej się narobił, komu najmniej dzieci pomagały i kto w dłuższej kolejce stał.

Kobietom ktoś wmówił, że muszą harować jak dzikie, że ich obowiązkiem jest wzięcie na siebie wszystkiego i urabianie się po łokcie. Ktoś wmówił im, że muszą wysprzątać każdy kąt, że muszą przygotować furę jedzenia, które i tak u większości Polaków po świętach ląduje na śmietniku.

Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy trochę wyluzowali? Mieli mniej napchane brzuchy? Wiecznie musimy się kreować, przybierać pozy, korzystać z masek. Może chociaż przed rodziną bądźmy sobą? Pokażmy, że święta mogą być cudowne przy pięciu a nie dwunastu daniach, przy dwóch a nie pięciu ciastach. Że nie chce nam się, że nie mamy siły, że nie stać nas, że nie chcemy marnować jedzenia. Ktoś powie – przecież to tradycja. Ciekawe, ilu „tradycjonalistów” tak naprawdę wie, czym są święta, przestrzega przykazań, spotyka się w tym czasie z Bogiem? Nie trzeba brać pożyczek i robić czegoś ponad swoje siły i możliwości. Nie trzeba chwalić się na fejsie zdjęciem wigilijnego stołu. Wystarczyłoby na moment się zatrzymać i dostrzec to, co widzieliśmy jako dzieci – że święta są piękne i magiczne, że święta mają zbliżać. Czy nasze dzieci będą miały takie wspomnienia? Czy może raczej święta to już dla nich tylko czas, w którym dłużej siedzą przed telewizorem, dostają nowego ajfona i przez pięć minut radują się ubieraniem choinki?

Nawet jeśli od miesiąca pucujesz i odkurzasz, jeszcze masz szansę wypisać się z tego szaleństwa. Nie rób niczego na pokaz, rób tak, jak podpowiadają Ci serce i rozum i pierwszy raz spędź święta, podczas których nie będziesz narzekać.

Przeczytaj również:

Przy okazji chciałam Wam przypomnieć, abyście nie kupowali żywych karpi! Nie pozwólcie na to ani swoim partnerom, ani rodzicom, uświadamiajcie innych, jak paskudny jest to proceder. Więcej na ten temat na stronie: jeszczezywykarp.pl.

jeszcze żywy karp kampania społeczna

Spodobał Ci się ten wpis? Polub Kreatywę na Facebooku:

33 komentarze

  1. Podoba mi się ten tekst 😉
    Mam takie przemyślenia co roku, takie albo i jeszcze gorsze, dlatego od zeszłego roku leję na święta wrzącym moczem. I tak nie jestem osobą religijną, jak mam wejść do kościoła to mną trzęsie, więc co to za święta? W zeszłym roku Wigilia ja i mój Luby a do tego cztery dania. W tym roku nie będzie inaczej, oprócz tego, że zdecydowaliśmy nie robić sobie prezentów (oprócz dwóch książek, obydwie kupione w lumpeksie i świątecznego koncertu, na który zabierzemy Rodziców). Jestem bogatsza, spokojniejsza i zdecydowanie jest mi lepiej. Plus to, że odnoszę wrażenie, że większość obowiązków świątecznych zawsze jest na głowach kobiet a facet, tak jak piszesz, idzie zabić karpia lub wytrzepać dywan. To takie moje obserwacje. Więcej takich rozsądnych głosów, plis!

    1. Bardzo dziękuję 🙂

      Faktycznie, zapomniałam o maratonie trzepania dywanów. Przez cały rok przy trzepaku zobaczysz co najwyżej dzieci, a nagle w grudniu panowie tworzą kolejki do niego 😀

      Gratuluję mądrej i zdrowej postawy 🙂

  2. A gdyby tak ktoś wziął ze mnie przykład, zwiał za granicę i otworzył oczy, że z dwoma talerzami, kilkoma garnkami, rybą po grecku, barszczem, łososiem, pierogami i sałatką naprawdę jest spoko? Co prawda już 27 trzeba zrobić normalny obiad, ale jest spokój, porządek jest na co dzień, nikt się na nikogo nie drze, nie trzeba myć okien bo Jezusek na wyspy nie dociera, nikt się nie boczy na nikogo, nikt nie schlewa (a u sąsiadów na górze tak bywało) i ogólnie nie mam na co narzekać? A może to dlatego, że doceniamy co mamy? I nie bierzemy udziału w wyścigu "kto ma gorzej"? Ludziom się w głowach przewraca, zatracają cały sens tych świąt. I w sumie każdych innych też. Przykre.

    1. Otóż to. Ze wszystkiego robi się teraz cyrk. Najbardziej widać to przy świętach, weselach, komuniach – tragedia.

      Ludzie jeszcze za tym zatęsknią. Jak już będzie za późno.

  3. Dodałabym jeszcze, że szał zakupowy dotyczy nas jeszcze przed jednym dniem wolnym, a nie daj Boże przed świętami – nagle się okazuje, że musimy kupić masę rzeczy, bez których spokojnie obchodzimy się na co dzień, ale przecież ''sklepy będą nieczynne'' 🙂

  4. Każdego roku powtarzam to wszystko mamie. Każdego roku przytakuje i… każdego roku jest to samo. Tylko w tym akurat jest nieco inaczej, ale to z przyczyn niezależnych mamie – rozchorowała się i nie może (tzn. pewnie jakbyśmy jej nie pilnowali, to biegałaby z mopem i szmatą), bo i tak musi stawić się w szpitalu w następnym miesiącu. O dziwo, w tym roku tata stał się perfekcyjną panią domu – nigdy z mamą nie doprowadziłyśmy domu do takiego stanu, jak udało się to tacie, który nigdy nie sprzątał, a jak teraz trzeba, to daje radę i to sam z siebie! Zatem jak facet chce, to też potrafi. 😉
    A karpika nie będzie, bo u nas nigdy nie było, więc tradycja zachowana, a jakiś karp ma przez to uratowane życie.

    1. Ja karpia też nie jadłam już chyba ze 20 lat. Jako dziecko skumałam, że ten koleżka, którego dokarmiam, gdy pływa w wannie, ginie śmiercią tragiczną i od tej pory przeszła mi ochota na próbowanie go.

      Bardzo mi przykro, że mama się rozchorowała, ale przynajmniej dzięki temu może otworzy oczy na pewne sprawy – na to, że facet też daje radę, albo że wcale nie musi być perfekcyjnie 🙂

  5. Szczerze mówiąc ja wyluzowalam pod względem świątecznego szału sprzątania gdy na świat morza zła moja córka. Wielkanoc 2013 spędziłam na porodówce, przed świętami ogarnęła tylko torbę do szpitala i rzeczy dla dziecka -z wielkim brzuchem na ostatnich nogach nie dało się nic innego.I co świat się nie zawalił, a ja i rąk święta spędziłam ba porodówce wiec bym z tego wszystkiego nie skorzystała hahaha. A tak na serio to po prostu teraz skupiam się na magii świat, na budowaniu wspomnień u mojej córki. OK tradycja tradycją -staram się bardzo, a i tak muzę łączyć tą z dwóch regionów bo pochodzimy z mężem z różnych stron Polski. Po prostu opuściłam maniakalne sprzątanie, jeśli coś nie zostanie zrobione, ugotowane, upieczone świat się nie zawali. Serio! Odkryłam to bo wcześniej było to niewiarygodne. Naprawdę powinniśmy cieszyć się tym że mamy przy stole wszystkich członków rodziny, że nikogo niespodziewanie nie zabrakło… Ze jest opłatek, choinka pięknie świeci, że można wspólnie kolędowanie, a ile dokładnie jest potraw na stole czy to ważne? A karpia u nas się nigdy nie jadło ani w domu rodzinnym moim ani w moim obecnym z mężem. Jedynie u teściów ale teść kupował płaty z karpia. Ja osobiście preferuje filety z miruny, dorsza lub soli;)

    1. Fajnie, że dbacie o to co najważniejsze – czyli budowanie wspomnień u córki. Nie ma nic piękniejszego od cudownych dziecięcych wspomnień 🙂 To, co pokazujemy naszym dzieciom, one będą kultywować w przyszłości, więc musimy dbać o to, by było jak najlepiej. A na pewno lepszym wspomnieniem jest zrelaksowana mama podająca pięć wspaniałych potraw niż zestresowana matka, która pokazuje, jak bardzo cierpi przy całych tych wigilijnych przygotowaniach.

  6. Otóż to. Obrządki religijne dawno przestały się ludziom kojarzyć z religią, a zaczęły ze zwyczajem, co idealnie widać na święceniu koszyczków wielkanocnych albo wręczaniu sobie bożonarodzeniowych prezentów 😉 Mało kto bierze teraz ślub kościelny, dlatego, że wierzy, znacznie więcej osób robi to, bo tak "trzeba", bo wszyscy tak robią. Nie wspomnę już o tym, że we Wszystkich Świętych idzie się na cmentarz poplotkować i skomentować znicze na sąsiednich grobach.
    Jeśli chodzi o przesadne sprzątanie i gotowanie w okolicach świąt, to nienawidzę tego z całego serca. Co roku powtarzam, że nikt się oknom nie będzie przyglądał ani do szaf zaglądał, ale znów słyszę, że tak "trzeba". Poprzednie pokolenia są już stracone, będą tak zasuwać do samej śmierci i przy okazji narzekać nam nad głową, że jak to tak nie ma dwunastu dań, a piwnica nie posprzątana, kiedy organizacja świąt spadnie na nas.

    1. Niestety, muszę się z Tobą zgodzić – są pokolenia, które już się nie zmienią. Grunt, to żebyśmy my trochę inaczej żyli, bo od nas przykład będą brały pokolenia następne…

  7. Bardzo trafnie napisany post. Myślę tak samo. Wszystkich pochłania świąteczna gorączka i zamiast naprawdę zastanowić się czym są święta to lepiej ponarzekać u fryzjera na męża, który na przykład nie umie zabić karpia, albo na dzieci co to tylko siedzą ,,w komputerze" i nawet nie pomogą robić pierników czy kleić pierogów. Dawniej ludzie zasiadali przy wigilijnym stole z uśmiechem i serdecznie życzyli sobie wszystkiego dobrego prosto z serca. Warto zapytać się babć czy prababć, albo nawet starszego pokolenia cioć i wujków czy prezenty były najważniejsze i czy zawsze było 12 potraw. Myślę, że opowiadania mocno odbiegną od teraźniejszości i, że ludzie zamiast zabijać się o ostatnie pudełko Star Wars albo przedostatnią książkę Harrego Pottera, obdarowywali się tym na co było ich stać. Wiadomo, że nie chcemy cofać się wstecz, ale warto po prostu usiąść i pomyśleć, dlaczego kiedyś rodzina była bardziej zżyta, a pociechy chętniej brały udział w świątecznym galimatiasie. Teraz często bywa tak, że z rodziną spotykamy się tylko na weselu i pogrzebie i każdy żyje własnym życiem. Wigilia to raczej spotkanie, na którym wszyscy marudzą, a w Boże Narodzenie chorują na niestrawność, albo co najgorsze kaca.
    Naprawdę trafnie wszystko tutaj ujęłaś i podpisuję się pod tym obiema rękami. 😉

  8. Ależ przykry, pełen stereotypów tekst, który w zamierzeniu miał chyba dotykać głębszego problemu komercjalizacji życia. Przykro mi – nie dotknął.

    Przykre jest również to, że w ten sposób spędzasz święta – zaharowana, niedoceniona, przy wódce postawionej na stole, zapożyczona i pałająca niechęcią do rodziny. No bo zakładam, że spędzasz – w końcu również jesteś "typową Polką". Jak my wszystkie.

    Mniej zgorzknienia na te święta życzę. I szerszych horyzontów w Nowym Roku – świat nie kończy się na Twoim nieudanym otoczeniu, a ludzie są różni.

    Ela

    1. Tak się składa, że ja właśnie święta spędzam inaczej i tego samego życzę każdemu – żeby wykorzystał ten czas na refleksję, radość i miłe chwile z bliskimi 🙂

      Tak więc nie zapędzaj się, bo niewiele wiesz i wyciągasz niewłaściwe wnioski.

      A może zadziałał tutaj schemat "uderz w stół"? 🙂

    2. No ale jakim cudem spędzasz inaczej, skoro w całym tekście posługujesz się konstruktem "typowej Polki"? Sama też przecież jesteś "typową Polką" – w Polsce mieszkasz, używasz języka polskiego, prowadzisz bloga w języku polskim. Nie wydaje mi się, żebyś się specjalnie różniła od reszty. Nie wydaje mi się również, że masz jakiś szczególnie szeroki ogląd na sprawę tego, jak reszta kraju spędza święta w swoich własnych czterech ścianach. Powtórzę – to, że sama jesteś takim człowiekiem lub takimi ludźmi się otaczasz, nie oznacza, że powinnaś takie krzywdzące obserwacje przenosić na ogół.

      Poza tym, wiem, że fajnie jest sobie poprawić humor, stawiając się ponad resztą, ale z takich zachowań powinno się z tego w pewnym momencie wyrastać, ustawowo.

      Wiem wrezcie, że lubisz myśleć schematami ("uderz w stół" i tak dalej), a ten tekst powyżej dobitnie to podkreślił, ale nieco pomyliłaś się w mojej ocenie – okna myłam pewnie ze dwa razy w życiu, gotować w ogóle nie umiem. Ale wódkę czasami popijam, wino również.

      I jeszcze jedno – dziwi mnie, że apelujesz o nienarzekanie, a cały powyższy wpis jest jednym wielkim utyskiwaniem na ludzi, którzy nie żyją tak, jak Ty byś sobie tego życzyła.

    3. Ano widzisz, takim cudem spędzam inaczej, że najwyraźniej "typową Polką" nie jestem 🙂

      Za to znam mnóstwo ludzi z różnych zakątków Polski i wszyscy narzekają dokładnie na to samo – że nie mogą cieszyć się świętami, bo tylko latają za prezentami, urabiają się po łokcie w kuchni, stoją w gigantycznych kolejkach, a na koniec kłócą się przy stole o sprawy polityczne.

      Doszukujesz się w tym wpisie czegoś, czego nie ma i masz problem ze zrozumieniem ironicznego tonu. Nie sądziłam, że tak trudno jest pojąć prosty przekaz, ale dobrze, że chociaż inni go zrozumieli.

      Cóż mogę porazić – nieznajoma anonimowa osoba bardzo stara się uwierzyć, że wie, jak żyję, czym sobie poprawiam humor i czego sobie życzę. Nie zmienię cudzego myślenia, za to mogę na nowy rok życzyć poszerzenia nieco horyzontów 🙂

    4. Trzeba naprawdę być albo naiwnym, albo ślepym, żeby nie dostrzegać jak wiernie ten tekst oddaje polską rzeczywistość. Ja w tym roku też postanowiłam wyluzować. Jestem zaskoczona, że poparła mnie w tym nawet teściowa 😉
      Klaudyno nie przejmuj się marudami. Koleżanka nie przedstawiła jeszcze żadnych argumentów, tylko probuje uderzać personalnie.

      Aneta K.

    5. W razie czego – w ostatnim akapicie miało być "poradzić" a nie "porazić" – trochę byłam już nocną porą zmęczona 🙂

      Aneta,
      ja się oczywiście nie przejmuję, lubię, kiedy na blogu wywiązuje się dyskusja. Przeszkadza mi tylko, że osoba, która kompletnie mnie nie zna i ewidentnie nie czyta mojego bloga, rzuca zupełnie nieprawdziwymi stwierdzeniami na mój temat.

  9. Chyba nie jestem typową Polką 😉 My brudzimy pół kuchni, robiąc wspólnie pierniki, a po podłodze walają się resztki papieru do pakowania i wstążeczki 🙂 Pucujemy w granicach przyzwoitości, ale przede wszystkim lenimy się wspólnie i duuużo śmiejemy.

  10. W najbliższym mi otoczeniu mało takich "typowych Polek" z Twojego tekstu. U mnie w domu chyba nigdy nie było porządkowania na zapas albo na gwałt, narzekania w kolejkach i schematycznych życzeń. Były za to święta pełne zgiełku, w równie pełnej chacie. W tym roku też będą wyjątkowe, bo zjechaliśmy się do mamy z siostrą i bratem i naszymi dzieciakami. Więc chata znów pęka w szwach. Radości w te Święta i Tobie życzę 🙂

  11. To jest też idealny czas na… kłótnie 😀 Nigdy się ludzie tyle nie kłócą co w święta 🙂 Ja na szczęście nauczyłam się już spędzać święta na luzie, bez stania przy garach przed dwa tygodnie i nerwów, że nikt tego nie je itd. I jak się od razu miło zrobiło…

    1. Z tymi kłótniami to rzeczywiście coś jest na rzeczy. Tzn. u mnie akurat tak nie ma, bo spędzamy wigilię w najbliższym gronie, więc nie ma szans na to, by ktoś nagle wyskoczył z tematem politycznym czy religijnym, ale wiem z opowiadań znajomych, że święta sprzyjają takim niemiłym sytuacjom.

      Zresztą jedną taką mam za sobą, faktycznie mającą miejsce w święta, ale akurat nie w moim domu.

  12. Heh jakbym moja mame widziala. Ja jeste mraczej osoba ktora: nie umyje okien, jak mnie najdzie odkurze, zapominajac o umyciu podlogi, a moze i kruze sie zetrze ot tak bo juz sie naelzlo ale bez wielkich sciagan ma podlgoe, upiecze ciastka moze ciacho zrobi kotleta ziemniaki ryz moze albo rybe jakas i tyle. O choinke ustroje obowiazkowo i kupie mini podaruku bo nie lcizyc sie ilsoc ani ilosc a checi. Wiec jaj estem dziwna. Kmpletnie inna od rodzicow. Nie rozuymiem tego zabiegania nie orzumiem tego halasu nei rozumiem kolejek i w ogole szalu sprzatania ustrajania itd itp/. Nie podoba mi sie to co sie dzieje z moimi rodzicami ale sie ciesze ze tata pomaga. Ja nie moge pomagac bo mnei wyrzucaja i po katach walaja i kaza siedizec w pokoj uanrzekajac ze nei pomagam (paranoja no nie? hipokryzja totalna) DLatego ze meiszkam z nimi to po rpsotu sie ie udzielam moim obowiazkiem jest: strojenie choinki. No i tyle A jak jest kolacja masakra jakas jak ja tego nie znoszen einawidze w ogole bleee. Bo i tak nic nie jem. Nie lubei swiat i nie bede se weiliece stroic na nie nie lubei wielkanocy i tez nie bede wielce sie starac. Bede stara samotna z hcomikami i bede meic hcoinke ciacho i kij w oko wszystkim innym harujcie sobei sami 😛 Wiec tekst jest egnialny. Mowi wielka prawde. ja sie tylko ciesze ze nie ma zabijanai akrpia na zywo ani picia alkohole <3 Przyunajmniej jestesmy normlani 😀

    1. Wiesz, ja akurat to zabieganie trochę rozumiem, bo nasi rodzice są z tego pokolenia, któremu wmówiono, że kobieta ma się natyrać jak wół i zrobić wystawne święta. Nadzieja jest w tym, że właśnie młodzi ludzie trochę od tego schematu odejdą i wyluzują 🙂

      Swoją drogą, ja też nie przepadam za kolacją wigilijną – lubię barszcz, grzybową i pierogi, ale 3/4 stołu już jest nie dla mnie 😉

  13. Dla mnie okres przedświąteczny to trauma z dzieciństwa. Kojarzy mi się z wkur… irytacją mamy, próbującej robić milion rzeczy na raz. Obiecałam sobie, że w dorosłym życiu nie pójdę tą drogą, a już na pewno nie zafunduję takich wspomnień córce. Generalne sprzątanie urządzam dwa razy w roku: we wrześniu i na wiosnę byle daleko od Wielkanocy.

  14. Ja na tej mojej emigracji zawsze idę na łatwiznę. Na początku nawet się starałam, ale teraz to zamawiam pierogi i uszka od miłej pani Gieni (w tym roku niestety nie, bo jej nie ma, ale już inne miejsce zaklepałam), barszcz mam z kartonu, jak prawdziwa pani domu. Jedyne co gotuję, to kapusta z grochem, bo mąż bardzo lubi. Do tego mamy śledziki z polskiego sklepu, czasami angielska ryba z chip shopu (raz przerobiłam ją na „po grecku” ale warzywa mi nie wyszły i smakowały jak sos do spaghetti…). No i żeby był makowiec, to robię babeczki z pół-gotowców (masa makowa z puszki i kruche ciasto z marketu).
    I to wcale nie są złe święta – jasne, są inne, bo tylko ja i mój mąż, ale przecież w 2 osoby to ja bym nawet nie przejadła 12 potraw jakbym chciała!
    Sprzatam tak zwyczajnie, bez spiny – okien nie myję. Choinkę ubieram, no bo jednak zawsze tak jakoś milej jak są światełka i tradycyjnie oglądamy Netflix do grzanego wina 😉

  15. Luzuję, chyba z każdym rokiem coraz mocniej i staram się uczyć tego mamę, bo nie ma sensu stać i gotować, a potem padać na twarz. Lepiej zrobić jedną sałakę i pierniki i zjeść ze smakiem i porozmawiać, pośmiać się. Może powoli trend się odwróci i kobiety zobacz, że nie trzeba się ,,nagotować i nastarać”, żeby Święta były dobre. A i czasem tak zwyczajnie można odpuścić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *