[KSIĄŻKA] Dziewczyna z pociągu, Paula Hawkins

Dziewczyna z pociągu Wydawnictwo: Świat KsiążkiCzyta: Karolina Gruszka • Czas trwania: 9h 45min 

To niesamowite, jak ze zwykłego gniota można zrobić najwyższej klasy produkt marketingowy. O debiutanckiej powieści Pauli Hawkins mówiono wszędzie – nawet zajrzenie do lodówki groziło spotkaniem jej gdzieś między jajkami i jogurtem. Sukces jest, książka sprzedała się dobrze. A to, że potem czytelnicy mogli się nią najwyżej podetrzeć, to już mało kogo obchodzi. Ot, prawo rynku. Dla tych, którzy śmiali się, że inny światowy bestseller – Zmierzch Stephenie Meyer – jest przedstawiany jako horror, przygotowano kolejny powód do zaśmiewania się i kpiącego prychania pod nosem. Dziewczyna z pociągu to podobno thriller. Jasna cholera, żeby denną powiastkę melodramatyczną nazywać thrillerem, to naprawdę trzeba mieć coś z głową. A już stawianie debiutu Pauli Hawkins w jednej linii z Zaginioną dziewczyną nazwałabym szczytem bezczelności. Ale czy szary człowiek ma prawo dyskutować ze specami od marketingu? Od zawsze wolno im cisnąć kit i bajerować, a naiwny człowiek niech wszystko łyka.

Z okładki dowiadujemy się, że Stephen King nie mógł się od niej oderwać. Ciekawe, ile agent Kinga żąda za takie naiwne reklamy. Tess Gerritsen z kolei ogłasza, że debiut Hawkins jest nieprzewidywalny i pełen napięcia. To mnie tylko przekonuje, że nie można kobiecie ufać i nie warto jej książek czytać. Bo jak się jest doświadczoną autorką thrillerów i uważa taką płaską sieczkę za coś „nieprzewidywalnego”, to aż strach myśleć, co kryje się w jej własnych książkach. Na dokładkę Terry Hayes dorzuca zachwyty nad postaciami, co już jest tak idiotyczne, że aż przestaje być śmieszne, a Lisa Gardner przyznaje się, że do samego końca nie mogła domyślić się rozwiązania. Biedna Lisa. Uczciwie zacznę od zalet książki. A raczej – zalety. Myślę, że dość szybko się ją czyta i gdybym miała wersję papierową, pochłonęłabym Dziewczynę w dwa wieczory. W wersji audio wypada w porządku, mimo że nie przepadam za płaczliwym głosem Karoliny Gruszki. Te dziesięć godzin słuchania, zleciało mi właściwie nie wiem kiedy i zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, jak długi był to audiobook. Byłam pewna, że nie był dłuższy niż 4 godziny. W kwestii zalet, na tym poprzestaniemy. Nie jestem pewna, czy tak łatwo pójdzie mi z wymienieniem wszystkich wad i uchybień Dziewczyny z pociągu. Na tym dnie jest tyle mułu, że naprawdę trudno w tak krótkim czasie wszystko to wyłuskać i opisać. Ale postaram się. Bo skoro powieść ma tylu fanów, że aż w rankingach popularności wygrywa, to znaczy, że muszę przyszykować solidną porcję argumentów.

Dlaczego Dziewczyna z pociągu jest takim dnem?

  • Mam podejrzenie, że Paula Hawkins ma lekką nadwagę i mnóstwo kompleksów (świadczy o tym to, jak wyglądają wszelkie wypowiedzi dotyczące kobiecego wyglądu). Pewnie koleżanki dręczyły ją w szkole, bo jej nienawiść wobec kobiet wycieka z każdej strony tej książki. Jej bohaterki zachowują się, jakby znalazły się w samym centrum opery mydlanej, są patetyczne, zakompleksione, zawistne i głupie. Nie znajdziemy w Dziewczynie z pociągu ani jednej pozytywnej postaci kobiecej. Jedne chlają, drugie zdradzają. Żadna nie jest szczęśliwa. Wszystkie tylko marudzą, jęczą, wylewają swoje frustracje, obrażają innych i knują. Są niestabilne emocjonalnie i nienormalne. A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że każda, absolutnie każda uzależnia swoją wartość i sens swojego istnienia od faceta. Nawet postaci epizodyczne, mało istotne, pokazują tylko tę właśnie cechę. „Nie pomogę własnej córce, bo mam nowego gacha i nie chcę go odstraszyć”, „Pogadałabym z kumpelą w potrzebie, ale zadzwonił mój typ, więc biegnę na złamanie karku”. Faceci są tutaj silni, charakterni, władczy i budzą powszechne zainteresowanie. Ich kobiety, to małe, pełzające robaki, które muszą być na każde skinienie i które płaszczą się przed swoimi panami. Są tak niepewne siebie i tak pozbawione jakichkolwiek zdrowych instynktów, że to aż chore.
  • Autorka nie mogła sobie darować i musiała całą swoją opowiastkę oprzeć na najgorszych stereotypach. Główna bohaterka, Rachel, to sfrustrowana rozwódka i alkoholiczka. Wydzwania do byłego, upija się do nieprzytomności, straszy nową kobietę byłego, upija się do utraty pamięci, nie robi nic, poza wtrącaniem się w cudze życia, mąceniem i piciem. „Ta druga” jest oczywiście szczupłą i piękną blondynką, ale trochę brak u niej rozumu i kultury. Za to daje się posuwać zawsze i wszędzie, więc musi zająć miejsce nudnej żonki z problemami.
  • Narracja prowadzona jest w charakterze pamiętnika trzech różnych kobiet, przy czym żadna pamiętnika nie prowadzi, więc tak naprawdę zabieg ten nie ma żadnego uzasadnienia i do samego końca nie zostaje wyjaśniony. W ogóle mam wrażenie, że Paula Hawkins jest totalnie nieudolną „pisarką”, bo ucieka się do najbardziej prymitywnych zagrywek, takich jak nieuzasadnione zaniki pamięci (swoją drogą, te momenty, w których bohaterka odzyskuje pamięć, są iście komicznie!) albo mieszanie płaszczyzn czasowych i narratorów. Gdyby ułożyć tę opowiastkę w linearną całość i gdyby przestać opierać całą zagadkę na alkoholowych zamroczeniach Rachel, już chyba nikt nie wypowiedziałby się o niej dobrze, bo cała „magia” rzekomej tajemnicy po prostu by zniknęła.
  • Tekst naszpikowany jest banałami, frazesami, głupotami i innymi negatywnymi -ami. Nie ma w nim żadnej logiki. Bohaterowie nie wyciągają wniosków, nie są nawet świadomi, że są totalnymi kretynami. W kółko powtarzają się te same błędy i zachowania. Ba! Nawet te same teksty, mimo że wypowiadają się tutaj trzy różne narratorki i kilkoro bohaterów. Myślę, że nawet KlanModa na sukces są bardziej logiczne i mniej melodramatyczne. Paula Hawkins zamiast czerpać od mistrzów literatury grozy, prawdopodobnie naoglądała się stanowczo zbyt wielu telenowel i pod płaszczykiem „mrocznego thrillera” zaserwowała czytelnikom na całym świecie banalną, płaską i przepełnioną sztucznym melodramatyzmem i patosem historyjkę. Historyjkę tak bardzo pozbawioną głębi, że dobrze piszący uczeń szóstej klasy mógłby się jej powstydzić.
  • Rozwiązanie zagadki zostaje podane bardzo szybko i trzeba naprawdę mieć jakieś zamroczenie, aby tego nie dostrzec. Cała aura tajemnicy zatem szybko opada, a potem zostaje już tylko nudzić się (i tyczy się to także tych, którzy rozwiązania się nie domyślili), przysypiać i brnąć przez oceany kretyńskich zwierzeń trzech do bólu żałosnych kobiecinek.

Już chyba nawet Prawda o dziewczynie, którą miałam za totalne dno, wypada w porównaniu z Dziewczyną z pociągu odrobinę lepiej. Obie te książki są jednak dowodem na to, że marketingowcy stosują wiele nadużyć wciskając nam swoje książki. To powinno być karane. Moja ocena: 1,5/10
Książka bierze udział w wyzwaniach ’Pod hasłem’ oraz ’Czytelnicze wyzwanie 2016′ (kategoria: Książka, która została zekranizowana).

Zapisane w wodzie – recenzja kolejnej książki Hawkins.

]]>

35 komentarzy

  1. niestety masz rację, sama wypowiedziałam się na temat tej książki podobnie i również jedyną zaletą jaką tu dostrzegłam było to, że książkę czytało się bardzo szybko. Ja czułam się zaintrygowana i zainteresowana, dlatego też nie mogę nazwać jej jednoznacznie "gniotem". Marketing odwalił wspaniałą robotę, bo i mnie książka ta prześladowała, dokładnie jak główna bohaterka swojego byłego męża! Jednak zauważyłam, że książka była przewidywalnym dnem tylko dla tych, którzy nałogowo siedzą z nosem w książkach, ponieważ wszystkie moje znajome, które po książkę sięgają od święta, były nią zachwycone i zaskoczone zakończeniem!

    1. Coś może w tym być. Pamiętam, że gdy zaczynałam przygodę z fantastyką, wszystko wydawało mi się oryginalne i świeże. Pewnie rasowi znawcy gatunku się ze mnie podśmiewali, bo dla nich oryginalne jest coś zupełnie innego. To po prostu logiczna zależność – im więcej się czyta, tym większe ma się rozeznanie w temacie.

  2. Haha, przeczytam z przyjemnością takiego gniota. Bardzo podobała mi się "Zaginiona dziewczyna", a do tej książki podchodzę ze sceptyzmem. Ufam twoim opiniom 🙂 Czasami lubię przeczytać coś takiego, ot dla kontrastu 🙂

  3. Nie mam zielonego pojęcia skąd się wzięło to nagłe wychwalanie tej książki pod niebiosa. Kampania reklamowa jak najbardziej chyba zadziałała, ale czy było warto? Podzielam Twoją opinię i szczerze żałuję, że dałam się jej (skutecznej reklamie) skusić.

  4. Ksiazki nie czytalam wiec nie moge sie o nie wypowiedziec, natomiast i zle i dobre slowa oo niej slyszałam
    zakochana-kobietka.blog.onet.pl

  5. Ha, dostałam tę książkę na pod choinkę i przeczytałam od razu. Jako czytadło się sprawdza. Twoje spostrzeżenia są trafne. Niestety odnoszę wrażenie, że kryminały piszą albo tak, że od razu wiesz "kto zabił" albo tak, że nijak nie jesteś w stanie wydedukować. P.S. Hawkins miss świata nie jest ale ujdzie: http://www.theguardian.com/books/2015/apr/21/the-girl-on-the-train-paula-hawkins-new-gone-girl-female-thriller-authors-gillian-flynn

    1. Niestety, tej książce szum i porównania do bestsellerów zrobił bardzo dobrze. Szkoda tylko, że nikt nie przejmuje się zmarnowanym czasem i pieniędzmi czytelników.

  6. Nie nazwałabym jej gniotem, ale rozumiem Twoje rozczarowanie. Sama, gdy zaczynałam ją czytać, liczyłam na dużo więcej. W końcu była tak reklamowana, pojawiała się wszędzie, a rekomendacje wypowiedzieli tacy znani autorzy. Teraz wiemy, ile one są warte.

  7. Nie wiem, czy to zamierzone, czy nie, ale naprawdę się uśmiałam. Tak samo jak sama lubię pisać negatywne recenzje, równą przyjemność sprawia mi ich czytanie u innych czytelników. A ja chyba będę masochistką i ją przeczytam. Żeby zobaczyć, czy naprawdę jest taka kiepska, jak niektórzy piszą. Znając mój gust i podobieństwo do niektórych blogerów pewnie i mnie się nie spodoba.

    Ale masz rację… reklama jest i to spora – co z tego, że książka nie jest tego warta. To przykre.

  8. Podobała mi się. Nic specjalnie ambitnego, ale sympatyczne czytadło na odprężenie.
    Natomiast podziwiam poświęcenie – 10h na coś co się nie podoba… Nigdy się tak jeszcze nie poświęciłam 🙂

    1. A ja bardzo lubię doczytywać [w tym wypadku 'dosłuchiwać' :)] książki do końca. Zawsze w trakcie może się coś zmienić. A nawet jeśli nie, to jakie miałabym prawo do oceniania, jeśli nie zapoznałabym się z całością? W przeciwieństwie do wielu zwolenników tej książki, przynajmniej mam dzięki temu solidne argumenty na poparcie swojej teorii.

  9. Książki, które nie zainteresują mnie do 100 strony, po prostu porzucam. Wiem, że powinno się całość przeczytać, ale czytam dla przyjemności a nie obowiązku. Więc podziwiam.
    I ostra recenzja. Spotkałam się z wieloma na temat tej książki, ale chyba jeszcze nigdy na tak konkretnie negatywną. Musze sama spróbować Dziewczyne, by wyrobić sobie opinie…
    Pozdrawiam
    Zbiór literackich pomysłów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *