[KSIĄŻKA] Prawda o dziewczynie, T.R. Richmond

Wydawnictwo: OtwarteRok wydania: 2016 • Stron: 400

W ubiegłym tygodniu Woblink zorganizował akcję polegającą na zakupie „kota w worku”, czyli ebooka, którego tytułu i autora nie znamy. Cała akcja wydała mi się mocno ekscytująca, a ponieważ promocyjna cena nie była wysoka, postanowiłam zaryzykować i zakupić książkę w ciemno. Kiedy na drugi dzień wyszło na jaw, o jaką powieść chodzi, ucieszyłam się niezmiernie – okładka i opis zwiastowały coś naprawdę niesamowitego. No i na zwiastowaniu się skończyło… Ta książka jest po prostu zła. Dawno w żadnym literackim dziele nie widziałam tyle zmarnowanego potencjału. I – szczerze mówiąc – sama się sobie dziwię, że postanowiłam się przemęczyć i nie porzuciłam czytania po pierwszych kilku, kilkunastu albo chociaż kilkuset stronach. Brnęłam dalej, znużona, zaziewana i po prostu zła, licząc na to, że zakończenie wynagrodzi mi te męki. No i – za przeproszeniem – dupa blada, nie było warto trwać do końca. Jacyś mądrzy (albo i nie?) spece od marketingu postanowili reklamować tę książkę jako coś idealnego dla fanów Zaginionej dziewczynyDziewczyny z pociągu. Niestety nie wiem, co piernik ma z wiatrakiem wspólnego, poza tym, że do tytułu ową „dziewczynę” wciśnięto (jakiś nowy trend?), ale jeżeli chcieliście tu znaleźć jakiekolwiek ślady powieści Gillian Flynn, to najpewniej wciąż ich szukacie. Sam pomysł na Prawdę o dziewczynie był naprawdę świetny – na początek dowiadujemy się o śmierci młodej kobiety, Alice Salmon, i stawiamy sobie pytania – „popełniła samobójstwo?”, „zabił ją były facet?”, „może to zemsta któregoś z ciemnych typków, wsadzonych przez nią do więzienia?”. Potem powoli układamy całą historię w głowie, odkrywając kolejne elementy tej zawiłej układanki. Czytamy pamiętniki Alice, zwierzenia jej byłego faceta, bloga przyjaciółki, zapiski z for internetowych, esemesy, tweety, artykuły, transkrypcje przesłuchań, listy i maile dawnego wykładowcy itd. Forma książki jest bardzo ciekawa i teoretycznie dzięki niej powinno się Prawdę o dziewczynie pochłaniać błyskawicznie i z lekkością, tymczasem czytanie idzie tak topornie, że czytelnik z powodzeniem może podczas lektury nabrać ochoty na harakiri albo chociaż upicie się do nieprzytomności. Z rozpaczy. Alice to niezwykle ciekawie ulepiona postać – trochę neurotyczna, z problemami, mająca skłonność do autoagresji i nadużywania alkoholu, wielbiąca dobrą literaturę i dobrą muzykę, elokwentna i oczytana. Z tak ciekawą postacią można zrobić wiele i gdyby to jej pamiętnikowe wspomnienia (nawet jeśli były nieco przeintelektualizowane) stanowiły oś powieści, trudno byłoby oderwać się od lektury. Tymczasem najwięcej do powiedzenia w tej książce ma stary profesorek, piszący beznadziejne epistoły, od których może człowieka zemdlić, a nie wykluczam również, że kilka razy przy tych jego nudnych wywodach zasnęłam. Zamiast podkręcać akcję, T.R. Richmond wolał wydłużać ją w nieskończoność i zabijać napięcie nużącymi antropologicznymi wywodami mającymi z samą historią niewiele wspólnego. Efektem tego jest mdła, nieciekawa, usypiająca powieść, mająca w rzeczywistości niewiele wspólnego z rzekomym „elektryzującym thrillerem”. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie godzę się na powstawanie takich książek i jestem mocno zniesmaczona porównywaniem tej miernoty do światowych bestsellerów. Reklamowanie jej w taki sposób to ogromne nadużycie.
Moja ocena: 2/10Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Grunt to okładka’, ’Pod hasłem’ oraz ’Czytelnicze wyzwanie 2016′ (kategoria: Kryminał, thriller lub horror).
]]>

13 komentarzy

  1. Też się na tego "kota" skusiłam – choć wolę psy :P. Nie zaczęłam jeszcze czytać, lecz po Twojej recenzji wiem już którą z kilku(dziesięciu) nieprzeczytanych książek zostawić sobie na sam koniec.

  2. Nie słyszałam o tej książce i na pewno się na czytanie nie zdecyduje. Ciekawe tylko, po co wydawać tak koszmarne powieści. Na pewno zamiast niej można było opublikować coś znacznie lepszego.

  3. Nie słyszałam o tej książce, ale jeśli przeczytałabym sam opis na jej odwrocie i porównanie jej do "Zaginionej dziewczyny" z pewnością bym po nią sięgnęła. Twoja opinia teoretycznie powinna mnie zniechęcić, ale mam w sobie jakieś masochistyczne zapędy i zapiszę ją, może kiedyś wpadnie mi w ręce. Czasami lubię sprawdzić coś, co inni oceniają źle, taka głupia przypadłość 😀
    Pozdrawiam, Maw-reads

  4. Strasznie, ale to strasznie mi przykro 🙁 Napaliłam się na ten tytuł właśnie przez wzmiankę o Gillian Flynn, którą po prostu ubóstwiam. Cóż, ostudziłaś mój zapał, ale (jak to ja) pewnie i tak ją przeczytam – z czystej ciekawości.

  5. Nie spodziewałam się, że może być aż tak źle! Jeszcze brakuje brzydkiej okładki, która by wręcz krzyczała "nie czytajcie mnie, jestem niewykorzystanym potencjałem". 😉

  6. A miałam na nią ochotę. W tym miesiącu sporo książek wychodzi, po które chętnie bym sięgnęła, to chociaż jedna z listy odpadnie. Spodziewałam się wow, ale jak widać nie warto. Dlatego sobie odpuszczę ten tytuł.

  7. Podoba mi się, że przyznałaś iż wybierasz książkę po okładce czasami. Ja robię podobnie – kierowana impulsem, czasami ciekawością. I niejednokrotnie jest to bardzo duży zawód. Szczera, fajna recenzja! Duży plus 🙂

    1. Tutaj akurat kupowało się kota w worku, więc nie było ani okładki, ani tytułu, ani opisu, ale rzeczywiście bywa tak, że przyciąga mnie do jakiegoś tytułu właśnie ładny front 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *