||

Pierwszy rok z życia matki

Przed paroma dniami minął rok, odkąd na tym świecie pojawiła się Zońka. Ten mój pierwszy rok w nowej życiowej roli, to był dziwny rok. Pełen łez bezsilności i wzruszenia, pełen radości, wyzwań i nowych problemów, ale również nowych planów i perspektyw. Przez ten czas wiele zrozumiałam, poznałam prawdę o ludziach z otoczenia, uświadomiłam sobie, ile bzdur na temat macierzyństwa głoszonych jest wokoło. Poprawiłam swoje umiejętności działania pod presją, nauczyłam się jeszcze większej samodzielności i mobilności. Raz bywało lepiej, innym razem gorzej, ale jedno wiem na pewno – warto było. Bo bycie mamą, to jedna z najfajniejszych życiowych ról, jaką przyjęłam

Czego się najbardziej bałam?

Ci z Was, którzy czytali wpisy z serii Brzydula, pewnie nie będą zaskoczeni, że obok obaw o zdrowie małej, przede wszystkim pojawiały się u mnie obawy, czy nie odziedziczy po mnie wady zgryzu. Być może to głupie i próżne, ale jako osoba, która doświadczyła tylu przykrości i tyle zła z powodu durnych zębów, nie mogłam pozbyć się tej paskudnej myśli, że Zońka mogłaby przeżywać kiedyś to samo. Na szczęście mój największy lęk ulotnił się już w pierwszych sekundach, kiedy – i nie zapomnę tego do końca życia – położono na mnie gorące, maleńkie ciałko ślicznej dziewczynki. Oczywiście, bałam się także bardziej typowych rzeczy – karmienia, kąpania, trzymania na rękach. Przez pierwsze trzy miesiące (o których pisałam we wpisie Ciemniejsza strona macierzyństwa), bałam się nawet zostawania z dzieckiem sam na sam i wpadałam w niemałą panikę, kiedy Marcin wychodził na całe dnie albo całe noce do pracy. Minęło, na szczęście.

Co mnie zaskoczyło?

Chyba najbardziej to, ile głupich mitów mogą ludzie głosić. Myślałam, że takie idiotyzmy skończą się na etapie ciąży („nie patrz na ogień”, „nie krzyżuj nóg”, „nie noś korali”, „nie oglądaj się za rudymi”, „zamykaj oczy na widok Murzyna” itd.). Ależ nie. – Zosia lubi uśmiechać się do siebie w lustrze.
– Nienormalni jesteście? Dziecko nie może przeglądać się w lustrze!
– Dlaczego?
– Nie wiem, ale nie może. – Zońce strasznie szybko włosy rosną, szukam jakichś spinek dla niej.
– Co? Co ty mówisz? Niech cię ręka boska broni przed obcinaniem jej włosów!
– Mówię tylko o spinkach…
– Rozum przez ciebie straci! Mhm. I tak w kółko. Głupie mity, głupie rady, zabobony – oto codzienność młodej matki. Najpierw zaczyna się od komentowania sposobu karmienia czy ubierania, potem zaczyna się etap: „Ile ma zębów? Bo X. w tym wieku…”, „Jeszcze nie raczkuje? To dziwne, bo X. już raczkował”, „Zaczęła wreszcie chodzić? Mówić stół z powyłamywanymi nogami? Jeść czekoladę?”. Porównywarka, presja i wyścig szczurów od małego. Smutne, jak nudne życia i jak małe rozumki mają niektórzy (pewnie im te włosy przycinali od pierwszych dni życia).

Czy dziecko umacnia związek?

Z takim stwierdzeniem spotykałam się wielokrotnie. Ile w nim prawdy – nie wiem, nie chcę uogólniać. Jedno jest pewne – nam wciąż jest razem doskonale, a narodziny Zosi przeniosły naszą relację na trochę inny poziom. Z drugiej strony – tym (znajomym) parom, którym nie układało się już dawno, dziecko w niczym nie pomogło. Ba, przeciwnie – wręcz pogłębiło ich problemy. Biorąc pod uwagę to, ile cierpliwości, samozaparcia i czasu wymaga opieka nad maluchem, rodzice muszą być dla siebie przede wszystkim wsparciem. Niezwykle o to trudno, kiedy jedno najchętniej przerzuciłoby wszystkie zadania na drugie. Albo kiedy facetowi włącza się myślenie: „ja pracuję, więc po pracy już nic robić nie będę”. Pewnie, bo matka to robot, który ma skakać wokół dziecka, sprzątać i gotować całodobowo. Kiedy słyszę takie historie, mówię dziewczynom, żeby w weekend czy urlop wypunktowały wszystkie swoje codzienne zadania i wyszły z domu na te dziewięć godzin, zostawiając faceta z dzieckiem i obowiązkami. Niech się jeden z drugim przekona, jak wygląda realizacja tego ich hasła: „bo ty siedzisz w domu cały dzień”. A najlepsi to są ci, co to chcą, by ich partnerki były piękne, zadbane i błyskawicznie odchudzone, ale po pracy nawet godziny z dzieckiem nie spędzą, żeby kobieta mogła sobie w spokoju wziąć kąpiel, odetchnąć czy machnąć te dwadzieścia brzuszków. Bo wszystko robi się samo, prawda?

Parę słów na zakończenie

Pokuszę się o pewien banał: cieszcie się każdą chwilą z dzieckiem. Czerpcie radość z tego, że zaczyna się uśmiechać, gaworzyć, wodzić wzrokiem, raczkować, śpiewać, chodzić. Bez presji i popędzania, bez ciągłego: „a, chciałabym, żeby on(a) już umiał(a)…”. Każdy etap życia dziecka jest fascynujący i nie ma sensu tracić czasu na rozmyślania, kiedy dojdzie ono do kolejnego etapu. Bo, niestety, ale zanim się obejrzymy, poślemy je do szkoły, na imprezę osiemnastkową i na studia. A tak poza tym: bądźcie sobą i polegajcie przede wszystkim na sobie. Bo od mądrości dookoła łatwo zwariować.
]]>

32 komentarze

  1. A to dopiero rok tej przyjemności, czy też przywileju bycia matką. Co do zabobonu o lustrze, to znam ciąg dalszy – "nie pozwól patrzeć dziecku w lustro, bo diabła zobaczy": trudno uwierzyć, że już mamy XXI wiek, a nie IX…

    1. Ja często słyszę jeszcze wersję "nie pozwól patrzeć dziecku w lustro, bo nie będzie chodzić/zacznie bardzo późno chodzić". 😉

  2. Poważnie? Czytam co napisałaś o zabobonach i przecieram w zdumieniu oczy. Myślałam że takie pomysły umarły już dawno temu. Na wsi, wśród starszego pokolenia to byłabym w stanie pojąć, ale s mieście? U stosunkowo młodych ludzi? Tragedia. Ładna ta Twoja córeczka;)

  3. Z tymi rudymi to nie słyszałam…czyli jak będę w ciąży i będę się oglądać za moim M.to mojej dziecko będziesz miała trzecie kolano na plecach czy róg na czole? 😀

    1. Haha, skąd ja to znam 🙂 Mnie tak denerwował, że wreszcie go wyłączyłam. Kojarzę, że coś normalnego przerabiał mi na jakieś męskie imię, a potem takie głupoty do Marcina wysyłałam.

  4. Nie mam jeszcze dzieci, ale patrząc na te maluchy w rodzinie, które są już baaardzo wyrośnięte (a dopiero co przewijałam im pieluchę kiedy na świecie były dopiero kilka dni) stwierdzam, że czas naprawdę szybko płynie. A jeśli chodzi o to umacnianie związku to największa bzdura jaką słyszałam, kiepskie związki się po prostu rozpadają z nadmiaru problemów, których niemało jest w tej nowej sytuacji, jaką jest rodzicielstwo 🙂

    1. Kurczę, to prawda. Dzieciaki mojego brata są już takie duże! Starszy (przecież dopiero co się urodził!) chodzi już do pierwszej klasy, a wiekiem to właściwie pasuje do drugiej klasy. Kiedy to zleciało?

      I jest dokładnie tak, jak piszesz – kiepskie związki tylko się dzieckiem dobiją, nic poza tym.

  5. Doskonale wiem, co czujesz. Ja do tego wszystkiego dodałabym niesamowitą mobilizację, aby pracować nad sobą. Ostatni rok, był dla mnie pełen zmian i to nie tylko tych związanych z macierzyństwem, ale to ono dało mi kopa. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że dziecko nie umacnia związku, a przenosi go na inny poziom. Jest inaczej, ale na swój sposób wciąż cudownie :). Dużo buziaków dla Zońki.

    1. Wiesz, coś w tym jest. Sama pewnie aż tak radośnie nie podchodziłabym do nowej pracy, gdyby nie świadomość, że mam na kogo zarabiać.

      Dzięki za buziaki dla Zo. My przesyłamy moc buziaków dla Hanulki :*

  6. Właśnie dzisiaj powiedziałam mężowi, że pewnie nas przeklną, bo nie dość, że Jaś będzie miał czarno-biały wózek z przewagą czarnego (gondola będzie chyba nawet czarna w środku!), to jeszcze nie będziemy zawieszać czerwonej wstążeczki, więc generalnie… samo zło! 😉 A Zosia jest przecudowna, bo w końcu nie da się taką nie być, mając takich rodziców!

  7. Każde dziecko jest inne, inaczej się rozwija i we wszystkim ma swoje tempo. A rodzic najlepiej wie, co dla dziecka najlepsze, mamy po prosty wbudowany system działania. Zabobony i "dobre rady" to największa zmora, choć wynika najczęściej z troski. Nie unikniemy tego, ale możemy po prostu ignorować a i tak robić swoje 🙂
    Jako mama czterolatki mogę Ci powiedzieć jedno, pamiętaj by zawsze oddawać dziecku całą siebie, po swojemu, a innym nic do tego. Pewnych chwil nie da się cofnąć i trzeba je po prostu chwytać. Aż Ci troszkę zazdroszczę takiego malucha, którego można jeszcze bezkarnie tulić i kołysać, starsze dziecko może za tym nie przepadać.
    PS. Wiesz dlaczego nie można dziecka przeglądać w lustrze? Bo zobaczy DIABŁA 😀 (na taki tekst zawsze odpowiadałam, że diabła widzi codzienie patrząc na mnie :))
    Pozdrawiam i życzę cudownych chwil z Zońką 🙂

    1. Haha, ten tekst z diabłem może mi się przydać na przyszłość 🙂

      Masz rację, że każde dziecko ma swoje tempo. Najgorsze jest to ciągłe porównywanie, wpędzanie w kompleksy, wywieranie presji, mądrowanie się…

    2. Dokładnie tak 🙂 Dziecko ma "tę moc". Podobno widzi też we śnie swoją przyszłość, dlatego jeśli śpiąc dużo się krzywi to znaczy, że będzie miało trudne życie (a nie dlatego, że na przykład trapią go wzdęcia…;)
      Apogeum porównywania następuje natomiast na placu zabaw, dla mnie to największy horror 🙂

  8. oj ludzie potrafią tyle głupot gadać na temat dzieci i tego, co powinny, a czego nie. Znam osobiście ludzi, którzy nie dawali dziecku grzechotki do ręki "bo za małe". Co z tego, że wykazywało chęci do takiej zabawy?

  9. Ciekawe doświadczenia 😀 Myślę, że wynika to z tego, że chcą ładnie pogratulować i złapać temat, a że nieraz wyjdzie coś śmiesznego, trzeba się z tego śmiać 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *