My, David Nicholls

My, David Nicholls

Oryginał: Us
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2015
Stron: 480
Kilka lat temu David Nicholls uwiódł mnie powieścią Jeden dzień (recenzja), potem nieco rozczarował Dublerem (recenzja), a teraz kolejny raz wkradł się do mego serducha wspaniałą, nietuzinkową i niezwykle pouczającą książką My. Książką, po którą sięgnęłam w ciemno – wystarczyła okładka, wystarczyło nazwisko autora. W tym konkretnym przypadku niczego więcej do szczęścia nie potrzeba… My jest powieścią, którą aż chciałoby się zobaczyć na dużym ekranie. Doświadczony scenarzysta doskonale wie, jak stworzyć filmową historię, która od pierwszej do ostatniej strony w głowie czytelnika prezentuje się jak sekwencja uroczych, słodko-gorzkich, momentami melodramatycznych scen. Scen, które na potrzeby sztuki kinematograficznej przeobraziłyby się we wspaniały, niezapomniany film. Bo musicie wiedzieć, że tak wyjątkowej książki nie czytałam już dawno. Miejscami komiczna, miejscami tragiczna, poruszająca, boleśnie prawdziwa, wielobarwna i absolutnie niebanalna. Uderza w najczulsze struny – dotyka problemu małżeństwa, rodzicielstwa, braku porozumienia między ludźmi o odmiennych temperamentach i między pokoleniami. Jej bohaterowie są niby życiowi, niby uderzająco prawdziwi, a jednak w jakiś sposób wyjątkowi i absolutnie niepodrabialni. Brzmi to paradoksalnie, ale tak naprawdę My jest powieścią na tyle nieszablonową w swej prostocie, że bardzo trudno wcisnąć ją w jakiekolwiek ramy. Nowe dzieło Nichollsa można by gatunkowo przypisać do tragikomedii, ale jest to także powieść drogi. Rodzina Petersenów – apodyktyczny ojciec, Douglas, zagubiona matka-artystka, Connie oraz zbuntowany nastoletni syn, Albie – odbywają podróż życia. Zanim chłopak na dobre wyfrunie z rodzinnego gniazda, a wieloletnie małżeństwo się rozpadnie, całą trójką postanawiają oni przeżyć razem coś niezapomnianego. Douglas liczy na porozumienie z żoną, Connie liczy na porozumienie męża z synem, zaś sam Albie tak naprawdę gubi się we własnych pragnieniach i oczekiwaniach, dlatego chwilowo płynie z prądem, po to, by podczas wielkiej europejskiej eskapady wywinąć numer stulecia. Ale nie zdradzajmy faktów… Narratorem powieści David Nicholls uczynił pięćdziesięcioczteroletniego Douga – sztywnego naukowca, który na świat patrzy wyłącznie przez pryzmat schematów i z góry narzuconych reguł. Choć syn ma go za apodyktycznego, tak naprawdę trudno dostrzec w nim cechy tyrana. Douglas jest na swój sposób dobrotliwy, a przez to od razu zdobywa sympatię czytelnika, choć czasem można nabrać ochoty, by strzelić mu w łeb. Koniec końców ta sztywność wydaje się jednak rozczulająco zabawna (w niektórych momentach prawie płakałam ze śmiechu), a opowieść złożona z jego wspomnień i perypetii okazuje się wyjątkowo intrygująca, mądra i poruszająca. Poznając Douglasa, nie mogłam pozbyć się z wyobraźni wizerunku Lestera Burnhama – głównego bohatera American Beauty, za wcielenie się w którego Kavin Spacey otrzymał swego czasu zasłużonego Oscara. Ich życiowe postawy, dylematy i perypetie są momentami uderzająco podobne. Tyle tylko, że przy Douglasie człowiek częściej i chętniej się uśmiecha. Mimo wszystko. Piszę 'mimo wszystko’, ponieważ trudno byłoby mi przedstawiać My jako powieść, przy której wszyscy będą zaśmiewać się do łez. Tak naprawdę w tej opowieści więcej jest goryczki niż słodyczy, a czytelnik nawet przy tych zabawniejszych chwilach będzie popadał w zadumę nad własnym życiem i nad tym, jak skonstruowany jest jego świat. W losach bohaterów My kryje się pewien uniwersalizm, obok którego trudno przejść obojętnie – dlatego całą tę życiowość przykłada się do swojego życiorysu niczym fotografię, która okazuje się zdumiewająco znajoma, zdumiewająco prawdziwa. Pokochałam tę powieść całym sercem i polecać będę każdemu. Jest wyjątkowa, zabawna, mądra, ciepła i absolutnie wspaniała. Zajmie pozycję honorową na mojej półce. Na zawsze. Moja ocena: 10/10
]]>

12 komentarzy

  1. Czytałam dużo pozytywnych recenzji na temat tej powieści i czuję na nią coraz większy apetyt na nią. Dziękuje za podsycenie go haha 🙂

  2. Nie byłam w 100% przekonana do tej książki, ale po Twojej recenzji pobiegłam do Biedronki i kupiłam, a co mi tam, też spróbuję 🙂

    1. Widzisz, jaki masz wpływ na ludzi 😀 Ale przyznam też, że przekonała mnie nota wydawcy i fragment 'dla tych, którzy chcą dowiedzieć się więcej o małżeństwie" czy coś w tym stylu 😀

  3. Rzeczywiście jest w tej książce coś boleśnie prawdziwego i poruszającego. Nie ujęła mnie jednak na tyle, bym postawiła ją na najwyższej półce 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *