Atlas: Doppelganger, Dominika Słowik

Atlas: Doppelganger, Dominika Słowik

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Stron: 352
Lubię wyraziste, zapadające w pamięć debiuty. Lubię autorów, którzy nie boją się eksperymentować z formą i treścią, którzy unikają banału i schematyczności. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że wokół tego tytułu pojawiło się wiele szumu – głośne nazwiska porównujące młodą autorkę do jeszcze głośniejszych nazwisk, pochlebne recenzje, zachwyty krytyki. Szum nie zawsze robi człowiekowi dobrze, ale w tym wypadku okazał się całkiem uzasadniony. Choć, oczywiście, nie tak znowu do końca… Atlas: Doppelganger jest książką z rodzaju tych, których nie da się upchnąć w żadnej z powszechnie znanych szufladek. Etykietki takich tworów się nie trzymają. A to dlatego, że ich autorzy czerpią pełnymi garściami z mnóstwa różnorodnych gatunków, nie skupiają się na jednej tematyce, lubią w swoich tekstach wznosić labirynty zbudowane z mnóstwa metafor. To wszystko gwarantuje czytelnikom niezłą frajdę – każdy odnajdzie w treści coś zupełnie innego, a po konfrontacji z wrażeniami innych zapragnie odświeżyć sobie lekturę raz jeszcze. I kolejny także. Bo do tak specyficznych tworów wraca się po wielokroć, przy każdej okazji odkrywając w nich nowe prawdy. Jak to jednak bywa z tymi mniej typowymi formami, z tymi bardziej eksperymentalnymi tekstami – łatwo się w nich pogubić. I to wcale nie chodzi o zagubienie czytelnika, a autora. W tym przypadku Dominika Słowik nie raz i nie dwa błądzi wśród splątanych ścieżek swojej wyobraźni, a czytelnik zaprowadzony w ślepy punkt może czuć się oszukany, niepewny, odrobinę rozczarowany. Bo zaczyna się całkiem zacnie. Jest trochę humoru, trochę ironii, jest sentymentalna wycieczka w przeszłość, jest intrygująca historia. Z czasem jednak treść ta rozmywa się, traci black, a do tego tak niefortunnie rozwija, że jedynym określeniem, jakie się w tym momencie nasuwa, jest: „totalnie przegadana”. Choć z przyjemnością podziwiałam warsztat autorki, błyskawicznie zmęczyłam się rozwleczoną fabułą i zaczęłam nieco mniej przychylnym okiem na ten Atlas spoglądać. Ale to nic, że gdzieś w trakcie lektury człowiek zaczyna odczuwać znużenie czy irytację. Liczy się wrażenie końcowe. A to okazuje się naprawdę dobre. Bo kiedy ostatnia kropka zostaje w tekście postawiona, poszczególne klocki porozrzucane gdzieś w głowie zaczynają idealnie się do siebie dopasowywać. I gdyby czytelnik Dominiki Słowik był bohaterem jakiegoś komiksu, w tym momencie nad jego głową pojawiłaby się chmurka z zapaloną żarówką, Wiecie, co mam na myśli… Celowo uniknęłam przywoływania samej fabuły, ponieważ nie do końca to ona ma się tutaj liczyć najbardziej. Istotne jest raczej to, jaki wpływ ma na człowieka Atlas: Doppelganger – jakie przywoła wspomnienia, jakie refleksje i przemyślenia wywoła. Ja z przyjemnością przeniosłam się myślami do lat mojego dzieciństwa, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że sprowadzanie tej historii do raportu z czasu wielkich przemian ustrojowych w naszym kraju jest nieciekawym niedopowiedzeniem. Lubię książki, które pozostawiają pole do popisu dla cudzej wyobraźni. Takie, które pozostawiają wiele dróg interpretacji, odznaczają się jakąś świeżością i zaskakują. Słowik nie debiutuje na miarę Masłowskiej, ale i tak wyraźnie zwraca na siebie uwagę. A to naprawdę niemało… Moja ocena: 7,5/10
Książka przeczytana w ramach wyzwania ’Polacy nie gęsi’.
]]>

4 komentarze

    1. Wczoraj pisałam tę recenzję właściwie już śpiąc i teraz nie rozumiem połowy z tego, co napisałam :))) Ale z tym znużeniem chodziło mi o to, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że wszystkiego było tu za dużo. Za dużo faktów, za dużo dziwnych anegdot, zbyt wiele przekleństw – z czasem stało się to mocno usypiające. Ale mimo tego, uważam, że to naprawdę zacny debiut 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *