||

"Jakby nóg nie rozkładała, toby siadać nie musiała"

Miałam jakieś czternaście lat, kiedy powyższy cytat dobiegł moich uszu w jednym z częstochowskich autobusów. Mocny osąd z ust starszego człowieka, czyż nie? A wszystko dlatego, że ktoś raczył zwrócić mu uwagę, by łaskawie pozbył się z siedzenia swych wypchanych zakupami reklamówek i zwolnił miejsce dla stojącej obok ciężarnej. Nic to. Staruch (no przepraszam, inaczej nazwać go nie mogę) rzucił chamskim tekstem w eter, wlepił ślepia w okno i zamknął usta wszystkim dookoła. Bo jak tu zareagować na takiego? Kłóć się, to cię zruga. Wyciągnij pięści, a wylądujesz w kryminale. Wszyscy zatem milczą, twarz ciężarnej z zielonej robi się bordowa, a autobus mknie dalej przez świat…

Ustąp miejsca ciężarnej!

Kultura wymaga, by kobiecie w ciąży ustąpić miejsca w kolejce, w tramwaju, u lekarza. Bo może taka się źle czuć czy nie mieć sił, a nawet jeśli nie to – to już dla samego bezpieczeństwa jej i brzucha, bo w końcu podróżom komunikacją miejską bliżej do jazdy rollercoasterem niż dryfowania łódką po łagodnym strumyku. Ale niech sobie stoi, w końcu z własnej woli nogi rozkładała, no nie? Pod względem ustępowania miejsca wspomnienia z czasów ciąży mam bardziej negatywne niż pozytywne. Auchan, kasa z pierwszeństwem: kasjerka obsługuje najpierw parę dresiarzy, wymieniając z nimi żarciki na temat tego, że ciężarne to powinny w domu siedzieć, a nie po sklepach się włóczyć. Po mojej mailowej skardze następna wizyta w tym samym markecie kończy się przepuszczeniem mnie przed parę, która chce mnie wzrokiem zamordować, poćwiartować, spalić i zjeść. Biedronka: ciężarne mają prawo podejść do kasy jako pierwsze. Moja nieśmiała próba uczynienia takiego kroku kończy się zdzieleniem koszykiem przez odpicowaną panią po czterdziestce. Myślę sobie: nigdy więcej. Stoję więc następnym razem z jedną rzeczą i prawie mdleję. Nic to, mam za swoje, powinnam była na te miesiące zamknąć się w domu, a nie za obiadem po dyskontach latać. Ale już kolejna wizyta przynosi pozytyw: młody mężczyzna stojący pośrodku kolejki zaczyna głośno prosić mnie, bym śmiało wcisnęła się przed wszystkich, bo przecież ileż można z brzuchem stać. Zatem przeciskam się przez tłumek przy kasie, a młodzież krzyczy: 'tak jest, trzeba walczyć o swoje prawa!’ (autentycznie!). Credit Agricole, bank mojego męża. Siedzę grzecznie na krześle i czekam, aż ten załatwi swoje sprawy. Trzech różnych pracowników na mój widok reaguje: 'proszę, ciężarna przodem’. Uprzejmie dziękuję, mówiąc, że tylko czekam, ale zaskoczona jestem niezwykle – z licznych wizyt w oddziale 'mojego’ ING takich pozytywnych wrażeń nie wyniosłam nigdy, poza jedną sytuacją, gdy młode dziewczę przepuściło mnie w kolejce.
Tak to było jeszcze niedawno – 40. tydzień ciąży 🙂

Wreszcie laboratorium i tysięczne z kolei badania krwi. Przede mną cztery starsze osoby, czekam więc spokojnie na swoją kolej. Do poczekalni wpada mężczyzna, którego znam ze swojego dawnego miejsca zamieszkania. Zaczyna się wydzierać, że jako honorowy dawca krwi zamierza wejść jako piąty. Pani obok mnie informuje go natychmiast, że piąta w kolejce to jest ciężarna, więc niech się ogarnie. Awantura robi się coraz głośniejsza, więc jakiś staruszek dla spokoju puszcza mnie przodem. Efekt jest taki, że awantura się powiększa, bo żona nie może mu tego czynu wybaczyć. Ot, zabawna rzeczywistość! Na całe szczęście z komunikacją miejską miałam w ciąży do czynienia raptem trzy razy – z czego raz nastolatka na mój widok natychmiast zwolniła fotel, a raz jakaś pani skomentowała, że młoda jeszcze jestem, więc miejsca siedzące mi nie przysługują. Aha, dobrze wiedzieć. Nic to, że dziewiąty miesiąc ciąży, miejsca siedzące są dla innych wybrańców… Każda ciężarna mogłaby przedstawić wiele takich historii z życia – tych pozytywnych i tych mniej. Bo problem sięga dalej niż poza moje miasto. Czy poza granice kraju – wątpię. Mogłabym się kłócić, wciskać na siłę, prosić i błagać, w końcu takie mam prawo. Ale czy koniecznie muszę chcieć wszczynać niepotrzebne dyskusje z chamskimi ludźmi? Kilka prób podjęłam i nie wyszło mi to na zdrowie – podziękuję. Nie każdy jest przebojowy, śmiały i chętny do usilnej walki o swoje prawa. Dlatego ciężarne często milczą, nawet przy kasach z pierwszeństwem, nawet w kolejkach do ginekologa. Bo się wstydzą, są nieśmiałe, nie mają sił na słowne utarczki, nie lubią się prosić. Warto im pomagać, zamiast utyskiwać, ćwiartować wzrokiem, tratować wózkiem i raczyć prymitywnymi uwagami.

Kolejkowa rewolucja

Zachęcam Was do przyjrzenia się akcji Kolejkowa Rewolucja, a także do tego, by nie ignorować ciężarnych w kolejkach i autobusach. Ciąża nie jest chorobą, chodzenie jest zdrowe i zalecane. Ale wyjścia z domu nie zawsze wiążą się z przyjemnością, a z obowiązkiem. I mimo gorszego samopoczucia czy kolejnych ataków mdłości – do sklepu, lekarza, banku i urzędu wyjść trzeba. Jedna osoba więcej w kolejce nikomu ogromnej różnicy nie zrobi. Ale już dla takiej kobiety kwadrans mniej w dusznym sklepie to już coś. Trochę kultury zalecam. I trochę zrozumienia. W końcu żebyśmy my wszyscy tu teraz byli, też ktoś kiedyś musiał w tej ciąży być.
]]>

52 komentarze

  1. Ojej, aż mi przykro wspominać moje ciążowe kolejki. Nigdy nikt mi nie ustąpił, w żadnym supermarkecie, w żadnej aptece, u żadnego lekarza, a przy wchodzeniu do busa (dziewiąty miesiąc, ledwo się ruszałam – nie miałam wyjścia, do lekarza trzeba się jakoś dostać), to omal mnie panie z torbami zakupów nie podeptały przy wejściu. Jak Ci się chce i masz czas, to zerknij na dyskusje na fb, która się rozpętała pod tym, jak wyraziłam na ten temat swoje zdanie… Zdumiewa mnie postawa starszych kobiet – bo przecież one z pewnością nie raz były w stanie błogosławionym. Zdumiewa mnie brak zrozumienia, brak troski. Ale teraz wiem też, że bardziej umiałabym walczyć o swoje – i miałabym gdzieś, że ktoś mnie weźmie za bezczelną. A człowiek zawsze taki pokorny, cichy, bojący się odezwać, jakby walczył o jakieś absurdalne zachcianki…

    1. Bo one to 'w swoich czasach' na polu robiły do dnia porodu i nie jęczały 😉 Znam kilka takich mądralińskich starszych osób – dziwnym trafem na pięć ciąż donosiły dwie, a jak już urodziły, to słabe, dwukilowe dzieciątka.

    2. Bo one nie były w stanie błogosławionym (było niepokalane poczęcie?) tylko były w ciąży, a ciąża to nie choroba.

  2. Aż się we mnie krew gotuje, jak słyszę takie historie, serio. I oczywiście prym wiodą stare zrzędy, które od wszystkich wymagają szacunku i kultury, tylko nie od siebie. Lepiej się wydzierać na cały autobus, jaka ta młodzież niekulturalna i chamska (bo przecież wyzywanie kogoś jest takie uprzejme i miłe) niż najprościej w świecie zapytać, czy ustąpi jeden z drugim miejsca. Nie, lepiej się wydzierać. Niektórzy zapominają, że na szacunek też trzeba sobie zasłużyć.

    Ostatnio miałam taką historię u lekarza, kiedy jedna ze starszych pań tak długo czatowała przy drzwiach lekarki (która woła po nazwisku, nie obowiązuje kolejka) aż udało jej się wepchnąć przede mnie, gdy padło moje nazwisko. I udawała głuchą, gdy za nią wołałam, a później wyszła z uśmiechem na gębie, jakby nic się nie stało. Ludzie są paskudni.

    1. Rety, nienawidzę takich zachowań. U lekarza też jedna taka chciała się przede mnie wcisnąć, mimo że pielęgniarka trzy razy jej mówiła, że ciężarne mają wcześniej umówione wizyty i wchodzą pierwsze 😉

      A co do pierwszego akapitu Twojej wypowiedzi – zgadzam się stuprocentowo.

  3. Przygód „ja jako ciężarna” jeszcze nie miałam, z okresu ciąży ze mną mojej mamy niewiele pamiętam, ale co do komunikacji miejskiej, to 1,5 roku w Krakowie dało mi przeżyć na 20 lat. Od ludzi, którzy wschodzą do tramwaju, zanim jeszcze wysiadający wyjdą (i to wchodzą całą szerokością wejścia!), bo nie daj Boże tramwaj im ucieknie, po zdarzenie, kiedy wracałam do domu na Święta i miałam ze sobą dużą walizkę na kółkach plus torba sportowa (wypchana słoikami i pojemnikami). Nie wiem, jak w innych miastach, ale w nowszych tramwajach w Krakowie siedzenia w rzędzie (te jedne za drugimi, jak i te naprzeciw siebie) mają małą przestrzeń między sobą, nie wepchnęłabym tam walizki nawet na siłę. Zajęłam więc miejsce (dodam, że na cały przegub była oprócz mnie jedna osoba) między drzwiami, gdzie miejsca jest więcej. I jechałam tam dopóki staruszka, wyszarpując mi walizkę z ręki, mnie z niego nie przegoniła. Nie muszę chyba dodawać, że przez kolejne 40 minut podróży słyszałam uwagi, że moje walizki tarasują przejście między siedzeniami. Nie wspominając już o sytuacji, którą widziałam w autobusie, kiedy staruszka o lasce wypchnęła z miejsca troszkę młodszą od niej z wyglądu babuleńkę, argumentując, że na rysunku jest osoba z laską, więc to miejsce jest dla niej! A co do ciężarnych – to jak traktują je czasem starsze osoby jest straszne. Jakby sami wzięli się z pączkowania! Jestem z małego miasteczka, gdzie każdy każdego zna, międzypokoleniowo. I spojrzenia o negatywnym zabarwieniu osób starszych, złośliwe, czasem wulgarne komentarze w stronę dziewczyn (nieraz od ładnych kilku lat mężatek!) są czasami częstsze niż „dzień dobry”. A to jest cholernie przykre, nie tylko dla adresatki, ale i osób wokół.

    1. Strasznie przykre to, o czym piszesz. Nie rozumiem, jak można zwracać się w taki sposób do kogokolwiek, a już do kobiet i to ciężarnych – niepojęte.

      Za to historii autobusowych też znam całe mnóstwo, bo mieszkałam niedaleko słynnego 'rynku na Zawodziu' – przy nim w autobusach działy i dzieją się prawdziwie szokujące akcje. Kiedyś jedna babuleńka krzyknęła do pana w podobnym wieku coś na kształt: 'jak się nie przesuniesz, to ci tą laską wpier*olę te bryle w czaszkę'. Wiele kłótni, wiele przepychanek, wiele okropnych słów – ot, kultura starszych ludzi 🙂

    2. Ja też spotkałam się tym o czym pisze Monika. U mnie w mieście na niektórych siedzeniach są rysunki np. człowieczek z laską czy kobieta w ciąży specjalnie dla takich osób. I kiedyś na jedynym podwójnym siedziała starsza pani z laską (siedziała od wewnątrz miejsce obok przy oknie było puste) i gdy weszła pani widocznie w gorszej formie (ale bez laski) tamta powiedziała, że jej nie wpuści bo to nie jest miejsce dla niej bo nie ma laski…

  4. Wiesz co z ustępowaniem miejsca, zwłaszcza w środkach komunikacji publicznej, to jest szersza sprawa – nie dotyczy tylko ciężarnych. Są przecież osoby starsze, chore, niepełnosprawne. A ustępować miejsca to jakoś coraz mniej osób chce. Kiedy wchodzę do tramwaju (a podróżuję nim codziennie), kto zajmuje miejsca siedzące? Młodzież i panowie. Zasłuchani i zapatrzeni w swoje smartfony. Odzywać się faktycznie strach, bo zaraz się usłyszy szereg inwektyw. Takie społeczeństwo. Z drugiej strony zaskakuje czasem właśnie brak kultury osób starszych, jakby byli przekonani, że wiek pozwala na wszystko. Powszechnym żartem jest to, jak to starsze panie potrafią się przepychać przy wejściu do autobusu i pędzić na łeb na szyję, byle tylko zająć miejsce siedzące. No bo tradycji kolejki przy wejściu do autobusu oczywiście u nas nie ma.

    1. Najgorsze, że to nie tylko w komunikacji miejskiej – kilka lat temu, kiedy byłam na rehabilitacji, w czasie "przepustki" z sanatorium na zakupy poszłam z koleżanką (jeżdżącą na wózku inwalidzkim) do sklepu – nikt nie pomógł mi najpierw wtaszczyć wózka z koleżanką po schodach, a potem nikt nie przepuścił nas w kolejce, za to wszyscy fukali, że przejść się nie da, bo wózkiem tarasujemy.

    2. Swoją drogą to ciekawe, że bardziej chętne do ustępowania miejsca są kobiety niż panowie. To dla mnie kompletnie niepojęte – nie wyobrażam sobie np. mojego taty czy któregoś z jego kolegów zachowujących się w taki sposób…

      A utyskiwanie na wózek inwalidzki to już szczyt szczytów, przebija wszystko.

    3. do joly_fh: To nie jest nawet żartem, a prawdą. Osoby, które widzę, że powinni usiąść z racji wieku czy innego powodu zawsze przepuszczam, ale tych niektórych, które Klaudyna opisała nadętych, odpicowanych pań między 40-50 nie mam zamiaru. Raz autobus podjechał i drzwi otworzyły się idealnie na mojej wysokości, postawiłam jedną nogę przed siebie by wsiąść gdy nagle poczułam, że jestem ciągnięta (tak ciągnięta!) za kurtkę do tyłu, taka właśnie kobieta wypchnęła mnie, szybko wsiadła i rzuciła się na wolne miejsce, a wolnych było dużo, był to jeden z pierwszych przystanków. Nawet kilka dni temu zostałam mocno uderzona ramieniem przez przechodzącą kobietę w średnim wieku, zwróciłam spokojnie ale głośno uwagę by wszyscy słyszeli, ale odwróciła się i zignorowała mnie. Niestety często się to zdarza. Kilka razy w roku zdarzy się niestety niemiły incydent, przy wchodzeniu do autobusu trzeba uważać, a już nie wspomnę, że znosić pogardliwe spojrzenia, bo przecież jestem młoda, pewnie by chcieli żebym w ogóle nie jeździła autobusami. Niestety mam same takie doświadczenia z warszawskich autobusów.

    4. Bo wiesz – młodzi ludzie nie chorują, nie zarywają nocy, nie mają prawa czuć się źle czy słabo. Za to wyfiokowane pańcie wiecznie obcasy uwierają, więc są uprzywilejowane 😉

      Kiedyś koleżanka nam zemdlała w tramwaju. Poprosiłyśmy o pomoc jakiegoś młodego koleżkę, żeby pomógł nam ją wynieść na zewnątrz. Aferę zrobił jak jasna cholera, że go raczyłam poprosić. Pomógł nam starszy pan, który sam ledwo się poruszał… Tragedia, co się wokół dzieje.

    5. Z autobusem sprawa jest o tyle skomplikowana, że nie każdą chorobę widać. I nigdy nie wiadomo, czy młodzież (albo pani po czterdziestce), która siedzi, jest niewychowana, czy ma problem i lepiej żeby siedziała.
      My z mamą mamy uszkodzone kręgosłupy i naprawdę lepiej, żebyśmy za długo nie stały (omdlewanie na środku autobusu jest dość kłopotliwe), ale że tego na pierwszy rzut oka nie widać, wiecznie natykamy się na kose spojrzenia.

    6. Masz całkowitą rację – tego typu schorzenia mogą być dość kłopotliwe, a miliony morderczych spojrzeń dookoła tylko dodatkowo człowieka dobijają. Ale o swoje trzeba dbać i nie przejmować się nimi – szkoda zdrowia.

  5. Podobny problem jest z ustapieniem miejsca kobiecie, która jedzie z dzieckiem bez wózka. Nie raz słyszałam uszczypliwe uwagi np.ze dziecko "sadza" zamiast oddać komuś to miejsce albo gdy jedzie babcia z wnuczka to ustapione miejsce jest dla tej babci nie dla dziecka. Duzo tego jest, krew sie gotuje no ale z głupota i brakiem kultury nie wygrasz

    1. Ja od zawsze ustępowałam miejsce kobietom z dziećmi, bo to logiczne, że nawet kilkulatek powinien dla bezpieczeństwa siedzieć, a nie stać i małą rączką ledwo barierki ściskać…

      Za to to mi przypomniało jeszcze o akcji, kiedy czekałam na tramwaj, a niedaleko stała kobieta z wózkiem. Dziwnym trafem nagle wokół niej zrobił się wielki 'bufor bezpieczeństwa', ludzie się rozpierzchli, żeby czasem nie poprosiła o pomoc. Żenujące.

  6. Ja jestem zdania, że ciąża nie odejmuje mowy i że ciężarne powinny poprosić, jeśli chcą, żeby ktoś ustąpił im miejsca (kiedy nie ma takiego obowiązku). Może mi się zmieni, kiedy sama będę chodzić z brzuchem i nie będę miała ochoty otwierać ust 😉

    1. Wiesz, ja w ciąży starałam się unikać stresów, więc po kilku obelgach albo uwagach w stylu: 'w ciąży się po marketach nie chodzi' po prostu odpuściłam proszenie się 😉

    2. "Poprosić"? I jeszcze czego… Mają za każdym razem prosić o łaskawe ustąpienie miejsca? Jak brzuszek duży to wydaje mi się, że nie sposób zauważyć samemu, że ciężarna i, że może być jej ciężko. Moja mama zawsze mi mówi, że należy jak najbardziej ustąpić miejsca ciężarnej. Wspominała swoje stanie w kolejce, kiedy sama była w ciąży i mówiła, że jest to bardzo duży dyskomfort dla ciężarnej, że jest jej ciężko, mówiąc krótko. I to ona właśnie uczuliła mnie na to. A teksty o rozkładaniu nóg czy innych takich są po prostu śmieszne i zdaje się, że padały z ust osób ograniczonych i w ogóle – cofniętych 😛

      Swoją drogą przypomniałam sobie sytuację, (może trochę nie na temat, no ale) w której cholernie źle się czułam w tramwaju, dosłownie czułam, że zemdleję jak nie usiądę, więc panicznie szukałam wolnego miejsca. I jak już je znalazłam i usiadłam to matko boska, myślałam, że mnie wszyscy wzrokiem zamordują. No bo taka młoda gówniara, ale siedzieć musi! Jakby nie rozumieli, że człowiek ma prawo po prostu źle się poczuć. Jakby miejsca siedzące były zarezerwowane tylko i wyłącznie dla starców.

    3. O to właśnie chodzi – proszenie się to straszny dyskomfort – bo ileż można? Ludzie mają oczy i powinni mieć też odrobinę wyobraźni. Ale cóż, tolerancja i empatia to nie są słowa występujące w słowniku przeciętnego Polaka 😉

    4. Ja nie odczuwam dyskomfortu, prosząc w różnych publicznych miejscach obcych ludzi o pomoc. Serio – dlaczego bym miała? Wystarczy się odezwać, uśmiechnąć, większość ludzi zawsze jest chętna do pomocy i nie sądzę, żeby reagowali inaczej na prośby kobiet w ciąży, które źle się czują.

    5. Widocznie masz same dobre doświadczenia 🙂 Ja odezwałam się trzy razy i wszystkie trzy kończyły się chamskimi uwagami. Za to wiem od przyjaciółki, która jest aktualnie w ciąży, że na razie zbiera same pozytywne doświadczenia. Ale może to też dlatego, że jak kobieta jest atrakcyjna, wzbudza większą sympatię otoczenia 😉

  7. Podobny problem dotyczy niepełnosprawnych. Pewnie wiesz, że jestem osobą poruszającą się na wózku inwalidzkim – do komunikacji miejskiej bym nie wsiadła, dzięki Bogu, że nie muszę. Bo kiedyś parę razy w tramwaju czy autobusie z siostrą ludzie się na mnie pchali albo traktowali wózek jako barierkę, opierając się o rączkę od wózka całym ciężarem.
    Jarmark Dominikański, co rok w Gdańsku, gdzie mieszkam – uwielbiam, ale boję się chodzić, bo tłum, a ludzie nie pomyślą, żeby uważać, tylko pchają się jeszcze bardziej, a ich miny wskazują, że im chyba przeszkadzam swoimi gabarytami…

    1. Znam ten problem. Co prawda sama na wózku nie jeżdżę, wykaraskałam się od niego w ostatniej chwili, ale już 10 lat jeżdżę na rehabilitację/wizyty kontrolne do sanatorium ortopedycznego i kiedy kilka razy zostawałam na oddziale siłą rzeczy stykałam się z ludźmi na wózkach, o kulach, czy z tak zwanymi klatkami na nogach (przy np. wyrównywaniu długości nóg). I muszę powiedzieć, ze bardzo rzadko nam ktoś pomagał na ulicy, mimo, ze miasteczko, a przede wszystkim jego część południowa, to same sanatoria i szpitale. Opcja wniesienia gdzieś wózka, czy ustąpienia wejścia do windy – tylko w sanatorium. Na ulicy nie licz.

    2. To jest najbardziej przykre i najbardziej żenujące. Człowiek musi mierzyć się z własnymi problemami zdrowotnymi, które bywają krępujące i dołujące, a tu jeszcze oświecone społeczeństwo dowala swoim debilizmem…

  8. Jakiś czas temu miałam nogę w gipsie za kolano i zdecydowałam się pojechać na uczelnie wrocławskim tramwajem, bo o autobusu jeszcze daleko. A we Wrocławiu do tramwaju wsiadasz na własną odpowiedzialność, bo stojąc i się trzymając i tak w większości przypadkach się wywrócisz. No to ładuje się po schodkach z kulami, robiąc wszystko, aby nie naciskać na gips, a za mną na chama (inaczej tego określić się nie da) panie z zakupami pchają się, popychają. I czy ktoś ustąpił miejsca dziewczynie, która ledwo stała na własnych nogach? A gdzie tam. Bo na siedzeniach nie siedzą ludzie tylko torby z zakupami!

    Nie raz spotkałam się z tym, że ludzie kobiet w ciąży nie przepuszczają w kolejce, nie ustępują miejsca, a nie daj pomogą wnieść wózek do autobusu! Zwykła życzliwość drugiego człowieka zmusza do pomocy, zrobienia czegoś miłego. Natomiast jeżdżąc metrem w Rzymie, wypchanym po brzegi, nie spotkałam się z takim zachowaniem ani razu. Tak więc to chyba jest zachowanie specyficzne dla naszego narodu.

    1. Dlatego właśnie napisałam, że wątpię, aby sięgało to poza granice naszego kraju. Parę wyjazdów zagranicznych odbyłam i nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Smutne, niestety. I bardzo Ci współczuję tej sytuacji z gipsem – nie wyobrażam sobie takiej znieczulicy.

  9. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, kiedy ktoś mnie gdzieś przepuścił w ciąży, za to awantur, przewracania oczami i złośliwych komentarzy co nie miara (chociaż nigdy aż takiego, jak ten w tytule nie słyszałam!). Dla mnie jednak najbardziej przykrym doświadczeniem było, jak w 9. miesiącu musiałam iść do neurologa, a tam, mimo ustalonej godziny, przede mną 16 osób. Grzecznie poprosiłam, czy mogę wejść szybciej, cudem obyło się bez awantury, chociaż pochrząkiwania się zdarzyły. Weszła rejestratorka, żeby powiedzieć lekarce, że teraz wejdę ja, wyszła i (naprawdę, było jej głupio) powiedziała: "Niestety, pani doktor się nie zgodziła, kazała wchodzić po kolei". Naprawdę, miałam ochotę wejść do gabinetu i pobić tą babę. Ostatecznie nie czekałam, a jak wychodziłam, to tylko nasłuchałam się komentarzy w stylu, że "to dobrze" i "sprawiedliwość musi być".

    1. Koszmar! Domyślam się, jak musiałaś się czuć. I dziwię się, że lekarka taka nieogarnięta, bo w regulaminach każdej przychodni jaką znam, znajduje się informacja o pierwszeństwie dla kobiet w ciąży.

  10. A wiesz, ja zwykle mam jak najlepsze chęci i bardzo szanuję kobiety w ciąży, ale dopóki nie jest to 9 miesiąc i brzuszek jak balonik to zawsze boję się kogoś urazić, bo to może nie być ciąża a jedynie brzuszek "spożywczy", zdarzyło mi siępomylić 🙂

    1. Ja też tak się kiedyś wygłupiłam a kobietę uraziłam, po prostu odruchowo jak widzę babkę z brzuszkiem albo matkę z małym dzieckiem to proponuję miejsce przed sobą w kolejce i tak też zrobiłam tym razem, ale usłyszałam tylko burknięcie "nie jestem w ciąży"… myślałam, że się zapadnę pod ziemię… I chcę podkreślić, że to nie było żadne zaokrąglenie tylko pokaźny "balonik" i naprawdę wyglądał jak ciążowy 😉

  11. Im bardziej wczytywałam się w tekst i komentarze, tym większe oczy mi się robiły. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zdumiewać.

  12. Dopiero od września regularnie jeżdżę autobusami. Gdy trzeba było komuś pomóc (np. sytuacja z wózkiem itp) zawsze się ktoś znalazł. Kilka razy spotkałam się z sytuacją, gdy "typowy gówniarz" zapytał się starszej pani/pana czy nie chce usiąść. Odmawiali.
    Ale żeby nie było, że wad nie ma, albo że mam za krótki staż i ich nie zauważam… Zmęczone siatki są okropne. Albo siedzenie nie przy oknie, gdy jest tłum, żeby zrobić miejsce dla drugiej osoby… To co piszesz (jak i inne osoby) o sytuacji kobiet w ciąży jest okropne, dla mnie aż nie wiem… niemożliwe? U lekarza najbardziej nienawidzę osób, które wchodzą "coś się zapytać" a tak naprawdę wpychają się przed ludzi, którzy często czekają już po kilka godzin.

  13. ja już byłam w ciąży dwa razy więc i podobnych sytuacji parę miałam 🙂 ale ja nigdy się nie pchałam, nie upominałam… zabawne było oglądanie min starszych pań, które zerkały na mój brzuch ukradkiem, ale udawały, że nie widzą 🙂 i jakież było ich oburzenie, kiedy pani na poczcie, w banku, czy w sklepie wołała mnie, abym została obsłużona bez kolejki… 🙂
    w drugiej ciąży, w 8 miesiącu, jeden dziadek prawie mnie przewrócił w autobusie. Za moimi plecami było wolne miejsce, tak się spieszył, że odepchnął mnie ręką do tyłu, że gdyby nie szyba oddzielająca kierowcę od reszty autobusu, leżałabym na ziemi! i nigdy nie zapomnę innej sytuacji w autobusie – usiadłam z mężem przy samych drzwiach, na siedzeniu uprzywilejowanym (z "+"), naokoło było mnóstwo wolnych miejsc, praktycznie cały autobus pusty, a starsza pani stanęła nad nami i zaczęła chrząkać i pokazywać palcem, że to jej to miejsce się należy!!! 🙂
    kiedyś wydawało mi się, że to właśnie kobiety będą bardziej rozumiały kobiety w ciąży… wydawało mi się to takie naturalne, że skoro same nosiły kiedyś pod sercem dziecko, wiedzą jak to jest… strasznie się myliłam, bo zauważyłam że to właśnie młodzież i młodzi panowie ustępują miejsca w kolejce i pomagają.

    1. Otóż to – kobieta kobiecie wilkiem, niestety. Aż dziw, bo wiele z nich faktycznie ma to za sobą lub wciąż przed. Wymagania są, a od siebie coś dać to już nie bardzo…

    2. Nie pod sercem, tylko w brzuchu, więc wiedzą jak to jest i się nad sobą nie użalają jak obecne pokolenie, które traktuje ciążę jak chorobę.

  14. Zawsze mnie wkurzało takie podejście do kobiet w ciąży, sama siłą wręcz sadzałam kobiety z brzuszkiem, nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć, lepiej nie ryzykować.Swoją drogą wydaje mi się, że ciąża i poród same w sobie są wystarczająco traumatyczne, nie trzeba jeszcze dorzucać kolejnych stresów przyszłym mamom.
    Ale przyznam się – mimo braku dziecka w brzuchu często siadam w autobusie i już mam gdzieś ludzi zwłaszcza, jeśli czuję się megaosłabiona, bo migrena tylko czeka aż będę stać z całym dobytkiem żeby mnie trzasnąć a wtedy nikt mi nie pomoże, bo młoda się na pewno nawaliła…

    1. Ja akurat siedzieć nie lubię, ale też pamiętam takie momenty, w których czułam się okropnie i naprawdę nie miałam siły stać. Każdy ma takie samo prawo do miejsca siedzącego – co więcej, niektórzy znudzeni emeryci jeżdżą za darmo, a kto inny chociaż bilet kupuje 😉

    2. Czasem wolę nie ryzykować mimo tych groźnych min i łypania na mnie i rzucania gromów, zdrowie i życie mam jedno i każdy ma prawo się czuć gorzej, tak po prostu i tej filozofii się trzymam i olewam naklejkę "chamka, bo siedzi" 😛

  15. Nie rozumiem, jak można nie ustąpić miejsca w środku komunikacji, kolejce w sklepie itp. kobiecie w ciąży (pomijam wypadki ekstremalne, gdy ktoś sam źle się czuje). Na szczęście w Warszawie jeszcze nie uświadczyłam tego zjawiska – zazwyczaj jest tak, że gdy ciężarna wchodzi do autobusu, od razu kilka osób zrywa się z miejsca, by dać jej usiąść.

  16. Jest jeszcze inna strona problemu. Zazwyczaj ustępuję miejsca (chętniej kobietom w ciąży niż starszym paniom, bo nieraz czuję jak mnie pchają w drzwiach autobusu i ciężko mi uwierzyć, że im słabo), ale ostatnio dopadła mnie natura, co u mnie oznacza dodatkowo sine zawroty głowy i bóle brzucha. Wsiadałam na przystanku startowym, to sobie usiadłam. Podeszła babcia (obok z 10 wolnych miejsc) i tak zaczęła gadać, jaka to ja jestem nienormalna i jak mi nie wstyd siedzieć, na co zareagował mój znajomy i ustąpił babie miejsca. Wysiadła na następnym przystanku.

    1. Oczywiście, każdy ma prawo źle się czuć i aż żal, że ludzie starsi nie potrafią tego zrozumieć. Krytykować innych i jojczyć im nad głowami jest bardzo łatwo, ale ze spojrzeniem na samych siebie już dużo gorzej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *