Love, Rosie, Cecelia Ahern

Love, Rosie, Cecelia Ahern

Oryginał: When Rainbows End
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2014
Stron: 512
Gatunek: obyczajowa
Utonęłam w morzu znudzenia i poczucia beznadziei. Przeżyłam fatalne rozczarowanie. Książka zbierająca setki pozytywnych recenzji zabiła we mnie wiarę w czytelnictwo. Z kolei jedna z ulubionych pisarek sprawiła niemożliwy zawód. Love, Rosie to tak fatalny kawałek literatury, że aż żal mi każdej sekundy, jaką na nią poświęciłam. Wliczając w to czas, który zmarnować muszę na wyłożenie Wam swoich żali… W książce stykamy się z opowieścią snutą na przestrzeni kilku dekad. Zaczyna się od szkolnych przygód rezolutnej parki – Rosie i Alexa, nieodłącznego duetu, sprawiającego niemożliwe problemy nauczycielom i rodzicom. Mijają lata, a my powoli obserwujemy przemianę wesołych dzieciaków i bystrych nastolatków w smętnych nudziarzy, którzy przez długie dziesięciolecia nie potrafią do siebie dotrzeć. Może i byłaby z tego całkiem nienudna opowieść, gdyby nie to, że Ahern postanowiła uciec się do totalnego udziwnienia, jakim było pozbawienie książki płynnej narracji. Zamiast tego mamy maile, esemesy, listy, pocztówki, notatki, ogłoszenia i zapisy z czatów, które składają się na toporną, męczącą w odbiorze całość. Nie dość, że momentami trudno się w tej zawiłej treści odnaleźć, to jeszcze jest ona zwyczajnie sztuczna i piekielnie nużąca. Niech najlepszym na to dowodem będzie to, że z Love, Rosie zapoznawałam się przez długich pięć dni i z każdą kolejną przewróconą kartką żałowałam tego coraz bardziej… Kompletnie nie rozumiem fenomenu tej powieści. Trudno mi znaleźć w niej jakieś jasne punkty. Przypomina marną telenowelę opowiedzianą w nietypowy sposób. Owa nietypowość jednak nie wychodzi jej ani trochę na zdrowie. Moja ocena: 2/10
]]>

28 komentarzy

  1. Czyli nie tylko mi ta książka się wogóle nie podobała, kamień spadł mi z serca 😉 Wszyscy mówią jaka ona jest świetna i itp. a ja cały czas na odwrót że jest nudna, wkurzają mnie bohaterowie i że cały czas się denerwuje, bo ile można w sobie trzymać uczucia ?

  2. Pierwszy akapit Twojej recenzji tak mnie rozbroił, że przeczytałam resztę choć ta książka w ogóle mnie nie interesuje. Oj współczuje Ci i niemal czuje Twój zawód, oby jak najmniej takich książek!

    1. Tak właśnie się spodziewam. Zmyliła mnie trochę filmowa okładka, bo sądziłam, że będzie to opowieść o młodzieży, tymczasem książka rozciąga się na kilkadziesiąt długich i nudnych lat…

  3. A już myślałam, że to tylko ja jestem taka na "nie" 😛 Też kompletnie nie rozumiem fenomenu tej książki, ale to nie pierwszy i nie ostatni raz 🙂 Dla mnie totalna klapa, najgorsza książka Ahern jaką czytałam 🙂

    1. Miałam podobne obawy, szczególnie, że wszyscy się tak zachwycali, a okazuje się, że wcale nie ma się czym zachwycać 🙂

    1. Początkowo myślałam, że rzeczywiście będzie to książka w tym stylu. Ale nie, 'Jeden dzień' to dobra, wyjątkowa książka, do której 'Love, Rosie' się nie umywa.

  4. Mnie się akurat ,,Love Rosie" podobała, również jej forma w postaci listów, wiadomości, ale zauważyłam jedną wadę – Ahern za bardzo mieszała w losach bohaterów, co było bardzo denerwujące. Pojawiło się nawet kilka momentów, kiedy widać było, że autorka nie ma pomysłu, jak nie doprowadzić do kolejnego spotkania. Spokojnie mogła wyrzucić kilka sytuacji, bez szkody dla całości. Nie dziwi mnie więc, że w filmie usunięto niektóre wątki i wygładzono fabułę.

  5. Nie rozumiem fenomenu tej pisarki. W ogóle.
    Czytałam "PS: Kocham cię" już po obejrzeniu filmu. Film – uroczy. Książka – żenująca, z fatalną narracją, bohaterami zachowującymi się jak licealiści, a przede wszystkim główną bohaterką, którą najchętniej trzasnęłabym w twarz i powiedziała, żeby się ogarnęła i przestała żebrać o współczucie.

  6. Mnie "Love, Rosie" zauroczyło. Pochłonęłam tę książkę w jedną noc i płakałam odkładając na półkę. Podobała mi się zdecydowanie bardziej niż chociażby "P.S. Kocham Cię" tej autorki. Natomiast film był dla mnie dużo bardziej banalny, choć faktycznie uroczy i na oboje bohaterów patrzyło się bardzo przyjemnie.

  7. Jak ja się cieszę, że mól książkowy, który we mnie siedzi nie lubi czytać książek, na które jest akurat wielkie bum 🙂
    Nie czytałam Greya – przeżyłam. Nie przeczytałam całej trylogii Igrzysk śmierci – przeżyłam. Szerokim łukiem omijam tą książkę, bo 90 % ludzi się nią zachwyca, a ja coś czuję, że raczej jej nie polubię. Dlaczego? Bo jest strasznie popularna.

  8. Mi się podobała, choć gubienie się w czasie i przestrzeni tych listów było frustrujące. W końcu się do tego przyzwyczaiłam i dostałam całkiem niezłą powieść, choć wolałabym trochę przyzwoitej narracji.

  9. O, jeny… Po tych wszystkich pochwałach, które spotykałam, kupiłam tę książkę (bo akurat była w promocji 😛 ). I cieszyła oko, czekając na swoją kolej. A teraz będzie straszyć. 😉

  10. Jak miło, że nie jestem jedyną osobą, która ma złe zdanie na temat tej książki, z tym że podziwiam Cię, że dotrwałaś do końca. Ja porzuciłam "Love, Rosie" po przeczytaniu kilkudziesięciu stron, bo nie dałam rady czytać tego zbioru maili i smsów. Ale jako że czasami mam dziwne pomysły, to poszłam do kina na film na podstawie tej książki i świetnie się na nim bawiłam 😉

  11. Miałam już styczność z inną książką tej autorki i już wtedy się nie polubiłyśmy. Dlatego od początku nie zamierzałam sięgać po tą książkę i wygląda na to, że to była dobra decyzja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *