Beta, Rachel Cohn

Beta, Rachel Cohn

Oryginał: Beata
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2013
Stron: 316
Gatunek: sci-fi

Nie wiem co myśleć. Spędziłam dwa dni w towarzystwie młodzieżówki z przesłaniem, która zbiera same skrajne opinie i która namieszała w mojej głowie. I pozytywnie, i negatywnie.

Bo i słaba jest, i interesująca jednocześnie.

Nie jestem ani miłośniczką, ani specjalistką w fantastyce i antyutopiach, ale nawet ja potrafię dostrzec, że oryginalnością pomysłów to pani Rachel Cohn nie grzeszy. Takie motywy już były przetwarzane i mielone w literaturze wielokrotnie. Nawet Stephenie Meyer wyprzedziła ją o kilka lat przy okazji tworzenia Intruza… Ale cóż zrobić, moi profesorowie od teorii kultury i literatury wciąż powtarzali, że wszystko zostało już powiedziane i niczego nowego w literaturze już wymyślić się nie da. Więc wybaczam pani Cohn, że nie zaszczyciła nas pasmem innowacyjnych rozwiązań.

Przebaczenie przychodzi zresztą łatwo, kiedy pozna się z bliska stworzony przez nią „raj”. Idealną wyspę szczęśliwości, na której ludzie mają się tylko bawić, lenić i kochać i na której za służbę robią klony. Istoty rzekomo pozbawione duszy, czucia i własnego zdania. Piękne, bajkowe miejscowe, odtworzone w tekście z najdrobniejszymi szczegółami – coś co kusi i przyciąga. Ale może być także złudne…

Bo ideałów przecież nie ma. Nawet rajska wyspa nie da szczęścia i wolności, nie zapobiegnie konfliktom i buntom, nie zagwarantuje dobrobytu i sielskiego życia. Gdzieś w tym miejscu ulokować można bardzo mądry przekaz całej tej historii – Rachel Cohn ostro rozprawia się z ludzkim egocentryzmem i z marzeniami o świecie pięknym, niepowtarzalnym i idealnym. Bo liczy się moralność, o której tak łatwo się zapomina…

Całkiem sensowna rozprawa o brutalnej wizji świata przyszłości nieco irytuje, kiedy oparta zostaje na perypetiach nastolatków. Wokół musi sączyć się miłość i infantylność. Powaga przekazu styka się z przyziemnością rzeczywistości. Dlatego nie mogę zachwycić się Betą. Wolałabym pozbyć się nużących rozterek sercowych dzieciaków. Bo udowodnić, że klon potrafi czuć, można by na wiele różnych sposób. Ale autorka zdecydowała się na najbanalniejsze i najprostsze rozwiązanie.

A szkoda.

Nie zmienia to jednak faktu, że historia ma w sobie to „coś”. Momentami zaskakuje i bawi, momentami przyciąga i przeraża. Nie doświadczyłam zachwytu, ale przecież nie zawsze musi o to chodzić. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że Beta stanowi zaledwie otwarcie wielotomowej serii – tutaj jeszcze może nadejść czas na zachwyty…

Moja ocena: 6,5/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: ’Czytam literaturę amerykańską’, ’Book Lovers’, ’Serie na starcie’ oraz ’Książkowe podróże’.

0 komentarzy

  1. No właśnie. Pomysł ciekawy, realizacja nie jest najgorsza, ale książce nadal czegoś brakuje. Mnie zraziły do siebie mdłe postaci. Żadna się nie wyróżnia, wszystkie są praktycznie takie same. Nie lubię takich książek, bo minęło troszkę czasu od przeczytania przeze mnie tej książki i prawie nic z niej nie pamiętam. Na tle innych wypada słabo, ale mimo wszystko liczę na to, że kontynuacja będzie na tyle dobra, że jeszcze zmienię zdanie o całej serii 🙂

    1. Szkoda czasu na czytanie tak przewidywalnych książek. Do młodzieżówek i książek o antyutopiach podchodzę wyjątkowo nieufnie, więc raczej odpuszczę sobie tę powieść.

  2. Tak, rzeczywiście pomysłowa lektura z tego wyszła. Nie czytałam i pomimo, że nie wypadła aż tak dobrze, to i tak bardzo chętnie ją przeczytam. Ja po prostu kocham takie "inne" społeczeństwa.

  3. Nie czytam zbyt wielu młodzieżówek, ale ta jakoś mnie przyciąga. Mam nadzieję, że nie tylko ze względu na piękną okładkę. Szkoda tylko, że znowu ten schematyczny romans między nastolatkami się pojawia. Jakby już żadna antyutopia nie mogła się bez tego obyć. A ja chętnie przeczytałabym antyutopię z dorosłymi bohaterami w rolach głównych.

  4. Ja to już kompletnie nie jestem zorientowana w tych wszystkich antyutopiach etc. "Beta" była więc dla mnie czymś nowym. Czytało się dobrze i szybko, no ale jednak rzeczywiście nuda wkradała się do fabuły niejeden raz. No i ci bohaterowie… tacy jacyś nijacy… Końcówka za to postawiła mnie na nogi. Być może sięgnę po kolejną część serii, jak nadarzy się taka okazja. Ale nic na siłę ;).

  5. Nie jestem pewna, czy mnie przekonałaś. 😉 Antyutopie są ostatnio na porządku dziennym i jakoś nie ciągnie mnie do nich… Na razie odpuszczam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *