|

Liroy. AutobiogRAPia Vol. 1, Piotr Marzec

Liroy. AutobiogRAPia Vol. 1, Piotr Marzec

Wydawnictwo: Anakonda
Rok wydania: 2013
Stron: 240
Gatunek: autobiografia

To jest jak powrót do przeszłości. Wspomnienie blokowiska, bójek międzyosiedlowych, ucieczek ze szkoły, spędzania dni i nocy na podwórku. Kiedy zatapiałam się w lekturze, w głowie cały czas, na okrągło, do upadłego huczał mi pierwszy kawałek, którego tekst miałam w umyśle wyryty na pamięć – Moja autobiografia Liroya. Ta książka, to nic innego, jak rozbudowanie przedstawionej w tym kilkuminutowym utworze historii. I to jest w tym wszystkim najbardziej niesamowite – Liroy za pośrednictwem jednej tylko piosenki potrafił genialnie streścić swoje losy. Teraz, kiedy skonsumowałam już wisienkę na torcie, czyli poznałam pełną wersję tej opowieści, z jeszcze większym podziwem będę spoglądać na tego człowieka i jego teksty…

Tego, że autobiografia Liroya miażdżyć będzie szczerością i swego rodzaju surowością, byłam pewna jeszcze zanim w ogóle spojrzałam na jej pierwszą stronę. Zaskoczyło mnie co innego – choć z opowieści tej wycieka sporo bólu, w żadnym momencie Piotr Marzec nie wylewa jadu na tych, którzy zadawali cierpienie, oszukiwali i rzucali kłody pod nogi. Ze złem swego życia rozlicza się on na zimno, ze spokojem. Czasem rzuca kilka przekleństw, ale od początku do końca zachowuje klasę, udowadniając coś, czego może nie każdy spodziewałby się po wytatuowanym raperze – mianowicie: mądrość i erudycję.

Nie obawiajcie się jednak! To nie jest spowiedź arcypoważnego człowieka, który przykrywałby swe barwne życie kurtyną poprawności i grzeczności. W tej książce naprawdę dzieje się wiele! Jest przemoc, jest seks, są narkotyki i alkohol, rockandrollowe życie w trasie, złe wybory, zbaczanie ze ścieżki. Druga twarz Liroya również zostaje odkryta – poznajemy więc skupionego na swojej pracy artystę, człowieka zdeterminowanego, wybijającego się z szarej ulicy i dzieciaka, który kochał się w sporcie. Nie byłabym sobą, gdybym nie przyjęła z ogromnym entuzjazmem calutkiego rozdziału poświęconego karierze sportowej przyszłego rapera. Piłka nożna, sztuki walki, lekkoatletyka, kolarstwo, podnoszenie ciężarów, koszykówka i inne – sportowe życie Liroya było naprawdę przebogate. Jest zresztą świadectwem tamtych czasów, w których dzieciaki naprawdę były pomysłowe i aktywne, czego próżno szukać obecnie (ktoś jeszcze uczęszcza na SKS-y?).

Autobiografia człowieka, dzięki któremu Polska dowiedziała się, co to rap, stanowi połączenie wspomnień z życia prywatnego i początków rozwijania kariery. Pierwsze wybryki, pierwsze miłości, pierwsze występy. Pierwsza myśl o zabiciu ojca, pierwsze marzenie o ucieczce, pierwsze zagraniczne wypady. Wiele tu anegdot, o których dotąd nie było głośno. Wiele wspomnień, przy których bądź to uśmiechniecie się pod nosem, bądź to będziecie mocować się z gulą w gardle. A w tle wszystkich tych rozważań będzie ujawniać się Wam Polska czasu przemian. Polska prawdziwa. Bo Piotr Marzec nie urodził się gwiazdą, nie był inny od pozostałych. Musiał walczyć z głodem, biedą i przemocą, dorabiał handlując zagranicznym towarem, wdrapywał się na szczyt i spełniał marzenia, krocząc po naprawdę brudnej i bolesnej ścieżce, którą wytyczać musiał sobie sam, bez pomocy znajomych o szerokich plecach albo grubego portfela, którego przecież nigdy nie miał…

Jak można było się spodziewać, Liroy okazuje się znakomitym gawędziarzem. Jego opowieść pochłania się jednym tchem. A spisywanie swoich losów uczynił na tyle zręcznie, że biografię tę czyta się jak dobrą powieść. Ja nie oderwałam się od niej nawet na chwilę.

A co jest w tym wszystkim najciekawsze, to dodatek, którego Anakonda nigdy dotąd nie oferowała, a który jest rozwiązaniem naprawdę genialnym. Liroy w swoją opowieść wplótł… linki internetowe. Do różnych stron, filmików i nagrań. Wystarczy zeskanować dołączone na marginesach kody QR i zabawa się rozkręca. Tak dobrego pomysłu dawno nie spotkałam!

Kiedy tylko książka pojawi się na rynku (najpewniej w przyszłym tygodniu), zachęcam do zakupu, bo warto. A sama nieśmiało wypatrywać będę kontynuacji. To przecież zaledwie pewien procent całej historii życia i kariery Liroya. Chcę więcej!

Moja ocena: brak

Książka przeczytana w ramach wyzwania ’Polacy nie gęsi’.

0 komentarzy

  1. Ty męczyłaś autobiografię, a ją do obrzydzenia puszczałam Scyzoryk. dla mnie Liroy i Kaliber 44 to jedyne postacie polskiego HH, które znam i bardzo sobie cenię. ludzie z pasją, którzy tworzyli dla muzyki, a nie "napalonych dupeczek". fantastycznie zapowiada się też motyw z linkami, dlatego takiej lektury odpuścić sobie nie mogę.

    1. Wiesz, one też kiedyś z tego wyrosną [mam nadzieję!]. Tak, jak ja wyrosłam ze Spice Girls i Britney [choć do dziś lubię sobie czasem włączyć i powspominać], albo kupowania 'Bravo'. Taki wiek 😉

    2. Prawda! Zupełnie jakbyśmy my takiej muzyki niskich lotów nie słuchały nigdy. 😉 Jak byłam małym dzieckiem to podobało mi się disco polo. A potem zbierałam wycinki ze Spice Girls i z Britney. Nie sądzę, żeby mi to jakoś szczególnie zaszkodziło w rozwoju.

      Liroya tak naprawdę nigdy nie słuchałam, bardziej podchodziła mi choćby Paktofonika. Ale jednak pewien sentyment dla niego mam, zwłaszcza że jestem spod Kielc i ludzie często śpiewają mi "Scyzoryka". 🙂

  2. Witam, a nie wiesz gdzie ją można kupić? Bo chcę prezent mężowi zrobić, a nie mogę nigdzie jej znaleźć …

    1. ok, sama sobie odpowiem, bo dopiero głębiej poszukałam. Książka jest jeszcze w przedsprzedaży, ale już zamówiłam w empiku 😀
      A i muszę pochwalić recenzję. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *