Smak świeżych malin, Izabela Sowa

Smak świeżych malin, Izabela Sowa

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2002
Stron: 189
Gatunek: obyczajowa

Po raz pierwszy czytałam tę książkę prawie trzy lata temu – urwałam w połowie, znudzona i zmęczona. Pierwsze strony zwiastowały przyjemną, lekko opowiedzianą historię, tymczasem ta szybko stała się toporna, ciężkostrawna, rozwlekła, drętwa i nudna. Ponieważ jednak dziś główna bohaterka  Smaku świeżych malin – Malina, jest mi dużo bliża, postanowiłam raz jeszcze dać szansę Izabeli Sowie i jej owocowej trylogii. Chyba niesłusznie…

Rzadko zdarza się, abym tak krótką opowiastkę męczyła tyle godzin. Abym ziewała, waliła głową o ścianę i przeklinała, na bieżąco komentując wydarzenia przedstawione w książce. Trudno o inne zachowania, kiedy ma się do czynienia z tak dużą dawką utartych schematów, wyświechtanych żartów, lukru i nudy.

To nie jest książka zła, naprawdę! Miejscami bywa dowcipna, ma ciekawie zarysowanych bohaterów (szczególnie babcię i ojca bohaterki), widać tu spójną wizję autorki i mocne osadzenie akcji w realiach Polski przełomu tysiącleci. To wszystko rokuje dobrze. Ale przy ocenie nie można pominąć marnej fabuły, schematyczności i sztucznych dialogów, które ostatecznie składają się na książkę niezbyt porywającą, dłużącą się i po prostu słabą.

Tylko dla mało wymagających czytelników. Albo dla tych, którzy potrzebują byle jakiego oderwania od własnych problemów. Nic nie stracicie, jeśli jej nie przeczytacie.

Moja ocena: 4/10

literatura polska | recenzja | Izabela Sowa | literatura | recenzje książek

0 komentarzy

  1. Czytałam całą owocową serię. Kiedyś mi się podobała, po latach styl Autorki mnie męczył, dla mnie zbyt wymuszony, za dużo przerysowań

    1. Widzę w opisach, że to seria niby-młodzieżowa [pewnie stąd bierze się Twoje 'kiedyś']. Może więc gdybym czytała ją w czasach liceum, byłabym zafascynowana tym wspaniałym, studenckim światem. Teraz, kiedy mam to za sobą, pewne wywody mnie zwyczajnie nudzą…

    2. Ta seria trafiła do mnie bo Mama chciała, usłyszała w radio i bach! Też byłam wtedy w Liceum 🙂 Wtedy mi się podobały teraz niestety, fascynacja minęła.

  2. Podobnie jak Kasiek, czytałam kiedyś owocową serię, dobrych parę lat temu, żadne to mecyje, ale fajne i lekkie. Nie mam pojęcia jak odebrałabym te książki dziś, ale sprawdzać nie będę, bo po co, skoro tyle nieznanych mi lektur czeka… Natomiast czytałam potem inne utwory p. Sowy, no szału nie było, powiem. Średnie takie.
    Poza tym coraz częściej wydaje mi się, że odbiór książki zależy w dużej mierze od tego, na jaki czas przypadnie.

    1. Zgadzam się z Tobą – doskonale wiem po sobie, że inaczej odbierałam daną książkę mając lat 10, inaczej 16, inaczej teraz. Są słabe książki, które oceniam wysoko, bo idealnie wpasowały się w mój nastrój i dobre, które krytykuję, bo akurat trafiły na zły moment. Ale tak generalnie jest ze wszystkim, nie tylko z książkami – nawet truskawki mogą nie smakować, kiedy podsunie się je w nieodpowiedniej chwili 😉

  3. Ja z kolei czytałam owocowa serię w zeszłym roku i średnio mi się podobała. Tak jak piszesz – lektura dla niewymagających czytelników. Przeczytałam, zapomniałam i tyle.

  4. A ja akurat tej jednej nie czytalam! "Herbatniki z jagodami" wspominam bardzo dobrze, chociaz to bylo juz pare dobrych lat temu – nie wiem, jak odebralabym je teraz. Myslalam, zeby nadrobic kiedys "Smak swiezych malin", ale chyba jednak sobie podaruje… 😉

  5. Strasznie nie lubię tej autorki. Przeczytałam tylko jedną jej książkę ("Agrafka") i to była najgorsza książka typowo młodzieżowa jaką widziałam pod względem języka i zachowania bohaterów – sztucznie i byle jak. W planach raczej nie mam zamiaru sięgać po kolejną powieść autorstwa Sowy.

  6. Widziałam parę razy u znajomej, już już miałam pożyczyć, ale się nie zdecydowałam. Jak widać, intuicja mnie ostrzegła. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *