Kochanie, zabiłam nasze koty, Dorota Masłowska

Kochanie, zabiłam nasze koty, Dorota Masłowska

Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Rok wydania: 2012
Stron: 156
Gatunek: społeczno-obyczajowa

Dobiegająca trzydziestki, dawna nastohańba polskiej literatury wraca po latach milczenia. Jest nazwisko, jest powrót, jest okazja do zarobku. Dajemy twardą okładkę, czcionkę widoczną z kilometra, cwaną interlinię i kosmiczne marginesy. W branży mięsnej szynkę szprycuje się, by zwiększyła swoją objętość, to książkę też można z kilkudziesięciu stron poszerzyć do 156 – i już można wziąć trzy dychy za książkę.

Że warta jest swojej ceny – w porządku. Ale czy nie jest to już przesada?

Kochanie zabiłam nasze koty to wypadkowa, jak to zwykle bywa z powieściami, przejęcia losem ludzkości i różnych osobistych udręk. W ingrediencjach znajdą więc Państwo moje zmęczenie radioaktywnymi miastami i moje zmęczenie radioaktywną sobą. I moje urzeczenie morzem jako tworem w sposób doskonały i beztroski łączącym w sobie bezkres i ściek. Wreszcie- bezustanne zadziwienie kondycją duchową nowego człowieka. Człowieka wolnego, żyjącego poza takimi anachronicznymi, zaśmiardującymi molami kategoriami jak duchowość, religia, polityka, historia.

Źródło: noir.pl

Kochanie, zabiłam nasze koty w swojej wymowie bardzo przypomina mi dramat Między nami dobrze jest (recenzja). Masłowska kolejny raz trafnie obrazuje dzisiejszą rzeczywistość, świat w którym uskuteczniamy – tu cytat – przyjaźń przez Facebook, sport na konsoli, seks przez kamerkę, wychowanie dzieci przez Skype’a. Barwnie szkicuje obraz człowieka XXI wieku – tego, który uznaje tylko kult ciała i modnego ciucha, bywa tam, gdzie należy bywać, je to, co jedzą miliony, a zamiast dialogu uskutecznia paplanie, pozbawione słuchania. Jej bohaterowie to – po raz kolejny – skupisko ludzi zobojętniałych na tragedie, przepełnionych pozerstwem i sztucznością, zniewolonych przez nowinki technologiczne, żyjących życiem innych. W tym świecie albo egzystujesz w cieniu innych, będąc wyłącznie tłem i powietrzem, karmionym zawiścią i niezadowoleniem, albo kreujesz się na kogoś, kim chciałbyś być, dorabiając sobie tożsamość i po prostu bywając.

Jest coś smutnego w tej prawdzie, groteskowo wykrzywionej przez pióro Masłowskiej. Masłowskiej, która kolejny raz udowadnia, że jest lingwistycznym zabójcą, czujnym obserwatorem życia społecznego, mistrzem słowa. Szarą codzienność, o której nieudolnie i bez polotu próbuje pisać wielu, ubiera w szaty kpiny i autoironii, trafne porównania i genialne metafory. Dlatego u niej zwyczajność świata wprawia czytelnika w zdumienie, często zachwyt, niekiedy przerażenie. Bo uświadamia sobie człowiek, że znów śmiał się z samego siebie, że w krzywym zwierciadle pisarki odbija się jego rzeczywistość.

Na szczęście(?) jest to również jej rzeczywistość. Obraz jej codzienności wtłoczony w ramy krótkiej opowieści o wielkomiejskim świecie, w którym ciężko żyje się i artyście, i fryzjerce, i niszczonej w korporacji samotniczce. Dzięki narratorce, z którą utożsamiamy samą Masłowską, gdzieś w treści rozmywa się fikcja, wymieszana z prawdą. I w tej surrealistycznej karykaturze trudno dostrzec, co wydarzyło się naprawdę, a co jest wyłącznie wytworem zdumiewającej wyobraźni pisarki.

Warto czytać Masłowską, bo jak nikt inny potrafi bawić się słowem, zajmująco opowiadać, śmieszyć i wstrząsać. Być może to jeszcze nie jest to, na co chciało się czekać cztery lata od poprzedniej publikacji, ale prawdą jest, że pisarka wróciła w starym, dobrym stylu. Jeżeli znów Waszym argumentem na „nie” będą jedynie złe wspomnienia z Wojny polsko-ruskiej doradzę Wam stuknięcie się w czoła. Kochanie, zabiłam nasze koty to tekst o zupełnie innym charakterze, odmienny językowo i stylistycznie. Nie warto tracić z oczu dobrej literatury tylko dlatego, że zniechęcił nas jeden, czytany przed laty utwór. Bardzo dobrze napisany i ciekawy, tak swoją drogą…

Moja ocena: 8,5/10
Strona książki: kochaniezabilamnaszekoty.pl.

literatura polska | recenzja | Dorota Masłowska | literatura | recenzje książek
Dorota Masłowska, urodzona w 1983, pisarka, autorka sztuk teatralnych. Zadebiutowała w 2002 powieścią „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”, wydany dwa lata później „Paw królowej” przyniósł jej nagrodę Nike.

Jej dramat „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” wystawiany był m.in w Australii, USA i na Sachalinie. Za napisaną dla Teatru Rozmaitości sztukę „Między nami dobrze jest” (2008) otrzymała nagrodę Ministra Kultury.

Źródła: foto | opis

0 komentarzy

  1. O, a dlaczego złe wspomnienia z "Wojny…"? dla mnie to był genialny Matrixo-Ubik w polskiej rzeczywistości, reprezentowanej przez dresiarza 😉 Arcydziełko powiedziałabym 🙂 Za "Kochanie.." też chciałabym się zabrać jak najszybciej, ale na ten moment 30zł za 156 stron.. to zwyczajnie za dużo. Poczekam aż minie szum medialny, który nakręca korbę zaintersowania i cena trochę spadnie w dół, wraz z zainteresowaniem jak to na ogół bywa..

    1. Zajrzyj do komentarzy pod recenzją 'Między nami dobrze jest'. Generalnie większość ludzi, których zachęcam do czytania Masłowskiej tłumaczy się, że czytało 'Wojnę' i była do dupy, więc dalej czytać nie będą :]

    2. Zajrzałam..Mam wrażenie, że głównie wynikało to z braku zrozumienia "Wojny…". A szkoda. No ale tak to już bywa 🙂 Na siłę nikogo się nie przekona, czego oczywiście nie mam zamiaru robić 😉 ale szkoda, że czytelnicy tak łatwo rezygnują. Choć trochę to rozumiem. Po jednej książce Katarzyny Michalak jestem tak zrażona, że patrząc na okładki pozostałych jej książek mam skurcze żołądka.

    3. Wiadomo – nic na siłę, mnie też nikt do Pratchetta nie przekona, bo to zupełnie nie mój klimat. Spróbowałam raz i nie wyszło, więcej nie spróbuję.

      Tyle że Pratchett czy pani Michalak obracają się zazwyczaj w jednym nurcie, kreując bardzo podobne światy. Masłowska z kolei tworzy dzieła zupełnie różne – weźmy np. 'Wojnę', 'Pawia' i 'Między nami' – inna stylistyka, inna wymowa, inny charakter, inne postacie, inne rzeczywistości. Jest pisarką różnorodną i cholernie utalentowaną – dlatego naprawdę warto próbować różnych jej koncepcji.

    1. Ciężko mi powiedzieć coś więcej, bo przyznaję się bez bicia, że Masłowskiej nie czytałam, ale z Twojej recenzji wynika, że jej styl mógłby mi podpasować. Nic tylko sprawdzić osobiście 🙂

    1. Jeżeli odpowiada Ci specyfika dramatu – sięgnij po 'Między nami dobrze jest'. Jeżeli nie boisz się cudzych złych wspomnień z lektury, zajrzyj do 'Wojny'. 'Kochanie' to też nie jest zły wybór na początek, bo to dobrze, zgrabnie napisana powieść.

    2. Przeczytałam Twoją recenzję "Między nami dobrze jest" i chyba właśnie tę książkę Doroty Masłowskiej zaserwuję sobie na początek. Komentarze pod tamtym wpisem dowodzą, że "Wojna" pozostawia jakiś niesmak, więc wolę zacząć od nieco lżejszych książek 🙂

  2. Jeżeli znów Waszym argumentem na "nie" będą jedynie złe wspomnienia z Wojny polsko-ruskiej doradzę Wam stuknięcie się w czoła. – dość negatywnie odebrałam to stwierdzenie i nie do końca się z nim zgadzam. Wojna nie zrobiła na mnie większego wrażenie i m.in. z tego powodu nie kupię kolejnej książki tej autorki. A konkretniej nie kupię bo:
    – moje pierwsze wrażenie dobre nie było a dorobek tej pani jest tak ubogi, że trudno uznać to za wypadek przy pracy…
    – nie śpię na pieniądzach i nie potrafię rozciągać czasu – dlatego nie śpieszy mi się by dawać kolejną szansę autorce, która nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia – mając ograniczone zasoby pieniężne i czasowe wolę spożytkować je na innych autorów, których jeszcze w ogóle nie znam lub takich, którzy już się sprawdzili.
    – za 30 zł naprawdę można dostać o wiele więcej niż powyciągane do granic możliwości 156 stron…
    – no i właśnie te 156 stron, po tak długim czasie – nie mogę oprzeć się wrażeniu że książka powstała bardziej pod naciskiem wydawnictwa – w końcu nazwisko Masłowska to niemal gwarancja szumu medialnego, lub… by podreparować finanse autorki – a nie dlatego, że miała nam coś nowego do powiedzenia…
    – dorzucę jeszcze tematykę – przejaskrawione komputerowe życie przerabiałam już w wielu odsłonach i jakoś brakuje mi apetytu na więcej…

    Pewnie mogłabym wypisać więcej argumentów ale chyba jest już jasne, że raczej puknę się w czoło niż przeczytam 😉

    1. To więcej argumentów, niż jeden 😉

      Wiesz, jeżeli za każdym razem ludzie ci mówią, że nie przeczytają nic danego autora, bo kojarzą jeden tytuł, który źle odebrali [z czego większość nawet go nie czytała] – mnie to nie przekonuje. Chcę więcej argumentów, chcę czegoś przekonującego, a nie tylko frazesy. Czytam, poświęcam ileś godzin na napisanie recenzji, a w zalewie komentarzy przeważają jednozdaniowe wypowiedzi 'nie, bo nie i już'. Więc aby uniknąć czegoś takiego przy kolejnej książce Masłowskiej, napisałam to, co napisałam. Jeżeli się z tym nie zgadzasz (lub nie do końca zgadzasz :)) i uważasz, że taki argument byłby wystarczającym to już nie moja sprawa – ja jednak oczekuję czegoś więcej.

      Kupować książki nikt nie każe, są jeszcze biblioteki/znajomi – zawsze znajdzie się sposobność, by przeczytać nie wydając przy tym ani złotówki [bo – tak jak napisałam – książka warta jest swojej ceny, ale to i tak przesada].

      Co do tematyki – to cyberżycie to zaledwie ułamek całości, kryje się tam dużo, dużo więcej.

      Poza tym, niewielu znam polskich autorów lepiej operujących polszczyzną. Choćby dlatego warto dawać jej szansę.

  3. Wiesz, ale jeśli Autorka ma w dorobku dwie powieści, to jeden tytuł już wiele znaczy.
    Wojnę przeczytałam. Fakt, lata temu, kiedy była to nowość. Jako jedna z nielicznych z grona moich znajomych dobrnęłam do końca. Powieść mi się nie podobała, język nie zachwycił. Po miesiącu nie pamiętałam ani fabuły ani bohaterów, więc zapadająca w pamięć też nie była. Ot, taka sobie.
    Cieszę się, że lubiana przez Ciebie Autorka wydała powieść, która nie zawiodła. Ale ja się nie skuszę. I nie będę się pukać w czoło.

    Poza tym… 156 stron po kilku latach milczenia? Z Twojego opisu wynika, że te 156 stron też bardzo na wyrost… poczułabym się wykorzystana.

    1. A pozostałe dzieła do dorobku się nie wliczają? 🙂

      Mnie też 'Wojna' nie zachwyciła – owszem, dobrze napisana i ciekawa, idealnie wpisana w tamte lata, ale jednak nieprzekonująca i irytująca.

      Nie jestem fanką Masłowskiej – płakałam, kiedy musiałam poświęcić jej licencjat. Odkrywanie jej okiem badacza, dogłębne analizowanie treści i badanie kontekstów pozwoliło mi jednak przekonać się do jej twórczości. Odkryć talent i nieprzeciętne umiejętności językowe. Dlatego z ciekawością podeszłam do jej najnowszej powieści, doskonale zdając sobie sprawę, że po recenzji znów musiałabym znosić ten sam wyświechtany, jednozdaniowy argument. Nie mam nic przeciwko osobom, które nie chcą czytać takiej literatury. Niech tylko jakoś swoją rację uzasadnią, bo argument 'nie, bo "Wojna"…' jest już naprawdę słaby i zużył się przez lata wydawania kolejnych książek przez Masłowską 😉

      Dziwię się, że nagle ktoś bierze to do siebie 🙂

    2. Zapomniałam o Pawiu, więc jeśli autor ma w swoim dorobku trzy powieści, to jeden tytuł wiele znaczy. Nie liczę dramatów, bo je trzeba oglądać w teatrze, nie czytać.

      Mam nadzieję, że moje uzasadnienie było wystarczające :). Pukanie w czoło lekko mnie rozbawiło i zirytowało, ale nie biorę go jakoś strasznie do siebie.

    3. Innego :).
      Z tego co kojarzę, dramaty są tworzone z myślą o wystawieniu na scenie. Moja polonistka lubiła porównywać czytanie dramatów do czytania zapisu nutowego. Coś się traci.

      Szekspir raczej uznałby, że powieść to coś gorszego 😀

    4. Akurat i Masłowskiej dramaty, i Szekspira warto czytać. 'Między nami dobrze jest' poznałam zarówno w wersji drukowanej, jak i scenicznej i obie dostarczyły innych wrażeń, obie warto poznać. Bardzo niesprawiedliwe jest ocenianie jakiegokolwiek pisarza wyłącznie na podstawie jednej książki. Do tego debiutu z czasów, gdy miał 18 lat.

    5. Uznałam słuszność Twoich argumentów i przy ostatniej wizycie w empiku zaczęłam czytać Masłowską. Po dziesięciu czy piętnastu stronach miałam dość, dla mnie to męczący bełkot. Zdecydowanie to nie jest "moja" pisarka.

  4. Hmm, a mnie zastanawia, by łączyć jakość tekstu z jego długością. Zdarzało mi się czytać książki niespełna stustronicowe, czasem pozostawał niedosyt, ale wolę książki zbyt krótkie niż zbyt przegadane – wtedy dopiero czuję się oszukana, jak orientuję się po lekturze, że z 500 stron można by spokojnie zrobić 250. Wiersze też by chcieli narzekający na 156 stron rozciągnąć bardziej?

    Ja nową Masłowską przeczytam na pewno. Mam za sobą zaledwie "Między nami dobrze jest", która zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Masłowska jest jedną z niewielu autorek, które chwytają, moim zdaniem, klimat czasów teraźniejszych (nie opisują go po czasie, gdy już minął, ale teraz, gdy jest silnie wyczuwalny). Bardzo mi się podoba to, co mówi w wywiadach. Choć nie zawsze się z nią zgadzam (dziś przeczytałam wywiad w "Przekroju" i do paru uwag mam zastrzeżenia), to widzę, że jest to kobieta, która myśli i umie te myśli zgrabnie formułować. I, co ważne, jest to osoba, z którą mam ochotę wejść w polemikę, choćby był to monolog z mojej strony, bez jakiejkolwiek szansy na odpowiedź z jej strony. Czuję, że "Kochanie…" też zaprezentuje mi wizję rzeczywistości, która nie jest moją i którą dostrzegam gdzieś dalej, poza moim otoczeniem. Ale jestem otwarta na nowe światy, nowe punkty widzenia, jeśli są dobrze i ciekawie przedstawione i brzmią przekonująco. A Masłowska, wydaje mi się, potrafi nie tylko pokazać swoją perspektywę, ale i uzasadnić ją w fascynujący sposób, przy użyciu oryginalnych środków. Tyle wyniosłam z "Między nami…" i wywiadów – a to sporo, tak sądzę.

    PS. Kiedyś na pewno przeczytam też "Wojnę…", ale mało wiem o "Paziu…". Polecasz go?

    1. Aha – w ostatnim odcinku Xięgarni prowadzący też zarzucają Masłowskiej "Ale krótkie te sztuki były…", na co ona lekko poirytowana chyba odpowiada: "No krótkie, ale czy to takie ważne?". No właśnie. Lepiej wydać 156 stron, z których jest się zadowolonych (ona jest), niż co roku trzaskać 300, które można zaraz po wydaniu zamienić na makulaturę.

    2. O to właśnie chodzi – jeżeli ktoś się znakomicie odnajduje w krótszej formie, dlaczego powinno się go za to ganić? Okej, wydawnictwo trochę przesadziło z chwytami zwiększającymi objętość książki, ale to tekstowi niczego nie ujmuje. Wciąż jest znakomity, wciąż jest wart uwagi. I ja spotykam wiele powieści sztucznie rozwleczonych na 400 stron i przez połowę lektury się nudzę. Lepiej przedstawić treść konkretną i chwytającą za serce niż rozmemłaną tylko po to, by książka pokaźniej na półce wyglądała.

      Co do 'Pawia' – jest to utwór dosyć specyficzny, ja traktuję go jako ciekawostkę lingwistyczną. Warto spróbować, ale nie gwarantuję, że przypadnie do gustu – to chyba najbardziej skrajnie oceniana książka Masłowskiej.

  5. Nigdy nie czytałam Masłowskiej, ale po Twojej recenzji jestem do niej przekonana. Książkę wpiszę na swoją listę, aby jej nigdzie przez przypadek nie przeoczyć. Jedno mnie denerwuje – cena! Dlaczego książki 700 stronicowe są droższe zaledwie o kilka złoty od tych, które mają ledwo 200?!

    "Muskając aksamit" zapowiada się naprawdę ciekawie. Właściwie jestem dopiero w połowie, ale już lubię styl Waters. Jeżeli nie masz nic przeciwko miłości lesbijskiej, jesteś naprawdę tolerancyjna, to książka Ci się spodoba. Ale niech Cię nie odrzuca, nie ma wiele takich tematów. Kontrowersyjne zachowanie kobiet, kiedy w XIX wiecznej Anglii słowo lesbijka budziło grozę, jest co najmniej ciekawe.
    "Zanim nadejdzie ciemność" zapewne przeczytam w przyszłym tygodniu. Także za jakieś max 2 tygodnie powinna być moja opinia. 😉

    I muszę przyznać, że bardzo ładnie się tu u Ciebie zrobiło. Takie stonowane, subtelne kolory. Zdecydowanie ładniej się zrobiło!

    1. Cieszę się, że się podoba 🙂

      Może kiedyś sięgnę wreszcie po ten 'aksamit', bo naprawdę dłuuugi, długi czas mam go na swojej półce.

      A co do cen – zważywszy na to, że na jednej książce musi zarobić księgarnia, hurtownik, wydawca, autor, grafik, korektor i pewnie jeszcze parę innych jednostek, jakaś cena minimalna musi być. Żeby nie zniechęcić czytelników nawet najgrubsza książka nie może być bardzo droga, bo nikt jej nie kupi. Zresztą tutaj trzeba docenić lepszej jakości papier czy okładkę, stąd m.in. ta cena, ale jestem pewna, że lepiej by się sprzedała, gdyby była chociaż 5-7zł tańsza. Z drugiej strony – kto ma kupić i tak kupi.

  6. Sparzyłam się co do tytułu, o którym piszesz, więc niemalże czuję, że recenzja jest skierowana do mnie! 😀 Swoją drogą, bardzo mi się podoba. Schowam swoją urazę do kieszeni i przeczytam. Pozdrawiam Ciebie ciepło 🙂

  7. Też mnie to czasem irytuje, że cienkie książeczki wkłada się w twardą oprawę, dobierając do nich szerokie marginesy i czcionkę dla niedowidzących, tylko po to, aby sprzedać je jak najdrożej.

    Do Masłowskiej nigdy uprzedzona nie byłam. Czytałam "Wojnę…" jako nastolatka i powiem szczerze, że wtedy mną wstrząsnęła i naprawdę mi się spodobała. Z ogromną chęcią sięgnę po jej nowe dzieło. Jesteśmy prawie równolatkami, więc zarówno ona dojrzała jako pisarka, jak i ja jako czytelniczka. Zobaczymy co z tego będzie 🙂

  8. Z dotychczasowego dorobku Masłowskiej tylko "Między nami…" nie czytałam jeszcze (no i najnowszej), nie jestem może jej wielbicielką, ale śledzę z uwagą i ciekawością jej twórczość, nie omijam w każdym razie.
    "Paw…" bardziej mi się podobał niż "Wojna..", której niemal nie mogłam strawić, ale wiesz co? To było ładnych parę lat temu, korci mnie, aby przeczytać "Wojnę…" jeszcze raz.
    Co do "…kotów":
    Szum medialny ogromny, aż wręcz nieco odstrasza. Zaskoczyło mnie, że to tylko 156 stron. Nie mam nic przeciwko krótkim a treściwym utworom, ale skoro to porozciągane wielką czcionką, interlinią i marginesami ( a są ilustracje?) to czuję się nieco "oszukana", jeśli mam wydać `30zł

    1. Ilustracji, na szczęście, nie ma 🙂

      Z 'Wojną' mam identycznie – czytałam ją naprawdę dawno temu i teraz, kiedy czuję się czytelnikiem bardziej świadomym i dojrzałym, zamierzam sięgnąć raz jeszcze.

  9. zazdroszczę, ja pewnie jeszcze trochę odczekam, zanim będę miała okazję przeczytać tę książkę. "Między nami dobrze jest" czytałam i tak przewidywałam, że nowość będzie w tym klimacie. Masłowska to bardzo wyrazista postać i jestem ciekawa co tym razem nam zgotowała.

  10. To po prostu opowiadanie wydane jako książka – spokojnie mogłoby się zmieścić w jakimś czasopiśmie 😉 Po co wydawać trzy dychy, skoro można przeczytać na miejscu w księgarni :p

  11. Jak sama napisałaś w komentarzu czytałam "'Wojnę' i była do dupy". I nawet jeśli ta książka by mnie zachwyciła, to tak boję się zaryzykować, że już chyba po nią (Masłowską) nie sięgnę.

  12. Nigdy nie czytałam żadnej książki tej autorki. Dziewczyna jest z mojego miasta, z Wejherowa, tu się urodziła i dorastała. Muszę się zapoznać z jej twórczością:)

  13. Mnie trudno jest zrozumieć fenomen Masłowskiej. Wcale nie uważam, żeby jakoś ponadprzeciętnie trafnie udawało się jej spojrzeć na różne problemy społeczne. Na pewno jej styl i język może szokować, ale osobiście oczekuję czegoś więcej. Trzeba przyznać, że jej produkty są umiejętnie spakowane, podane i rozreklamowane. Sięgnęłam po dwie jej książki, z czego jednej nie doczytałam do końca (co naprawdę rzadko mi się zdarza). Do nowej powieści mnie nie ciągnie zupełnie.

    1. Ja akurat niczego szokującego w jej języku nie widzę. Może w pierwszej powieści, fakt. Ale w późniejszych? W późniejszych tak ugniata język, tak się nim bawi i tak mistrzowsko nim operuje, że naprawdę niewielu mogłoby ją w tym przebić.

  14. Brzmi zachęcająco, choć Twój wstęp dotyczący kwestii cena vs. wartość książki trochę mnie zniechęca… Niemniej jednak, od dawna planuję spotkanie z Masłowską, jak dotąd nie mogłam się zdecydować, od której książki zacząć. Może skuszę się na ten tytuł 🙂

  15. Mnie "Kochanie, zabiłam nasze koty" mocno rozczarowało. Niby jest ten charakterystyczny język Masłowskiej, podśmiechujki itd., ale wszystko jakieś takie niemrawe, grzeczne, na pół gwizdka. Z przywołanym przez Ciebie "Między nami dobrze jest" w ogóle nie ma porównania, a co dopiero np. z "Pawiem królowej".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *