Strażnicy historii. Nadciąga burza, Damian Dibben

Kiedy jakiś produkt (obojętnie – film czy książka) reklamowany jest, jako następca czegoś wielkiego, legendarnego i powszechnie uwielbianego, wiadomo, że jest to mocno naciągany slogan, z reguły nie mający pokrycia w rzeczywistości. Dlatego też z ogromnym dystansem podeszłam do hasła „następca Harry’ego Pottera”, co uchroniło mnie przed wielkim rozczarowaniem…

Rodzice Jake’a Djonesa zaginęli bez wieści i nie wiadomo, w jakim są miejscu na Ziemi i w jakim momencie historii. Jake poznaje ich zdumiewający sekret: oboje należą do Tajnych Służb Straży Historii, stowarzyszenia, którego członkowie podróżują przez stulecia, aby udaremniać poczynania złoczyńców manipulujących przy dziejach świata. W poszukiwaniu rodziców Jake przenosi się z Londynu XXI wieku do dziewiętnastowiecznej Francji, gdzie trafia do Punktu Zero, głównej siedziby strażników historii. Tam poznaje barwną grupę młodych agentów i wraz z nimi wyrusza do epoki renesansu, aby podjąć misję ratowania dziejów przed złowrogim Zeldtem, który zamierza zniszczyć świat, jaki znamy. Przeszłość jest w niebezpieczeństwie i tylko Jake Djones może ją ocalić!

Źródło: egmont.pl

Międzynarodowy bestseller Damiana Dibbena pochłania się błyskawicznie – akcja jest pełna napięcia, bohaterowie nieustannie napotykają nowe przeszkody, a ich przygody obfitują w niespodziewane zwroty i ogromne emocje. Autor pokusił się o zupełnie nową wizję doskonale znanego nam świata, a jego koncepcja podróży w czasie zasługuje na ogromne uznanie – gwarantuje bowiem powiew świeżości i całą serię zaskoczeń. Nie unikał on co prawda inspiracji najpopularniejszymi dziełami literatury fantastycznej i przygodowej, ale miało to miejsce głównie w zakresie portretowania bohaterów, co jestem Dibbenowi w stanie wybaczyć. Najważniejsze jest nowe spojrzenie na rzeczywistość, które dzięki niemu poznajemy.

Pierwszy tom cyklu Strażnicy historii pełen jest kontrastów. Z jednej strony mamy do czynienia z dziecinnymi, wzbudzającymi tkliwość bohaterami, z drugiej – z dojrzałymi, nieco zbyt egzaltowanymi opisami. Dialogi momentami są drętwe i nienaturalne, innym razem wzniosłe i pełne pięknych fraz. Od strony technicznej powieść na pewno jest nierówna i niejednorodna, przez co ciężko jednoznacznie ocenić zdolności autora. Zwłaszcza, gdyby dodać do tego fabularne niedociągnięcia, brak wyjaśnienia niektórych wątków i niekonsekwencję w prowadzeniu akcji.

Choć powieść jest nieco przewidywalna, a jej bohaterowie mocno schematyczni, to jednak uważam, że warto Strażników historii poznać bliżej – jak każda powieść skierowana do młodego odbiorcy, przepełniona jest ona nienachalnymi moralizatorstwami, przedstawia walkę dobra ze złem oraz – co bardzo ważne – pozwala identyfikować się z prawymi, odważnymi i naprawdę ciekawymi postaciami. Nieco baśniowy element fantastyczny uruchamia wyobraźnię i przenosi do nieznanego dotąd świata, a kolejne przygody bohaterów dostarczają niezapomnianych emocji i wrażeń.

Nie jest kolejny Harry Potter, ale ja uważam, że to akurat dobry znak. Strażnicy historii mają szansę stanąć w szeregu z najważniejszymi cyklami fantastyki młodzieżowej i nie sądzę, aby było konieczne robienie z powieści Dibbena cienia innej znanej historii. Niech broni się i błyszczy sama – ma ku temu odpowiednie warunki!

Moja ocena: 7/10

0 komentarzy

  1. Nie znoszę tych porównywań, niby to wszystko pod marketing, ale jak dla mnie to szkodzi powieściom, bo spodziewamy się nie wiadomo czego. Tym bardziej, że Potter jest dla mnie bardzo ważnym cyklem. Ale książka i Twoja recenzja zaciekawiła mnie i pewnie kiedyś się skuszę. 🙂

  2. Okładka wygląda, jakby reprezentowała książkę dla dzieci. Do tego jeszcze to "następca Harrego Pottera". Nie chodzi o to, ze nie lubię tych porównań (chociaż rzeczywiście tak jest). Nie lubie Harrego Pottera.
    Ale dzięki Twojej recenzji będę szukał tej książki.

  3. nie tylko Ty reagujesz alergicznie na takie porownania … To samo bylo w przypadku Eragona – ksiazki zupelnie odmienne a i tak nie obylo sie bez porownan… specjalisci od marketingu powinni czasem poczytac co na ten temat pisza "zwykli" ludzie, chociaz co ja tam wiem, moze ten chwyt mimo wszystko sie sprawdza…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *