Kobiety, jedzenie i Bóg, Geneen Roth

Kiedy sięgam po jakikolwiek poradnik, zawsze mam nadzieję, że w czymś mi on pomoże. Że zmieni coś w moim sposobie myślenia. Że wniesie coś do mojego życia. Z wielką więc ekscytacją zabrałam się za lekturę książki Geneen Roth i prędko przekonałam się, że będzie to rozczarowanie…

Jeśli zaczynasz czytać tę książkę, objadając się chipsami, odstawisz je
już po pierwszym rozdziale, a kiedy dojdziesz do ostatniego, będziesz
zupełnie inną osobą.

Mam za sobą całą książkę i ani ja się nie zmieniłam, ani nie zmienił się mój stosunek do jedzenia. Gdybym akurat miała czipsy pod ręką i pozwalała sobie na konsumowanie w towarzystwie książek, z pewnością żaden fragment Kobiety, jedzenie i Bóg nie przekonałby mnie do zaprzestania podjadania…

Jesz za mało bądź za dużo, stale myślisz o tym, co masz zjeść lub starasz się wcale o tym nie myśleć? Możesz się od tego uwolnić. Autorka prezentuje 7 zasad, jak jeść bez poczucia winy, jeść wtedy, kiedy rzeczywiście tego potrzebujesz i nie mylić głodu z innymi niezaspokojonymi potrzebami.

Czy zasady głoszone przez autorkę są czymś nowym, niespotykanym, zaskakującym? Niestety nie. Powiela ona solidnie już ograne schematy, powołując się przy tym na cytaty z wielkich myślicieli, fragmenty arcydzieł literackich i dzieł filmowych. Cytaty same w sobie może i zacne, część z nich na pewno zapamiętam na długo, ale nigdy nie są to fragmenty wywodów autorki, a wyłącznie cudze słowa.

Co mi się podoba, to otwartość Geneen Roth. „Bóg” to u niej pojęcie umowne, które każdy może interpretować jak tylko chce. Dla agnostyków, do których się zaliczam, dla ateistów czy wyznawców innych religii – ten argument wart jest podkreślenia. Krąg potencjalnych odbiorców książki wcale się więc nie zawęża i – choć tytuł mógłby sugerować co innego – bez strachu może sięgnąć po nią każdy – nie tylko praktykujące katoliczki.

Autorka sporo opowiada o sobie i swoim życiu, chcąc przekonać czytelnika, że i on może schudnąć, zaakceptować siebie, pokochać jedzenie i niejedzenie. Jej historia jest dramatyczna, ale ma też dawać nadzieję. Podobnie zadziałać mają przywołane przez Roth historie jej podopiecznych, latami walczących z kompulsywnym objadaniem się. I choć wydawać by się mogło, że to kwestia jedzenia przoduje w tej książce, to tak naprawdę okazuje się ona wyłącznie pretekstem do rozważań nad rozwojem duchowym, nad cielesnością i samoakceptacją.

Przeczytania poradnika pani Roth nie odradzam, ale również szczególnie nie polecam. Do mojego życia książka ta niewiele wniosła i pewnie nigdy więcej po nią nie sięgnę. Za to jedną cenną wiadomość sobie z niej wyłuskałam. Wiem już mianowicie, co dolega moim psom. Podobnie, jak kot autorki, cierpią na kompulsywne objadanie się. Dowód? Spójrzcie jak wpatrują się w człowieka jedzącego (wybaczcie jakość, to tylko komórka):


Moja ocena: brak

20 komentarzy

  1. Mnie pewnie też by nie przekonało, jeszcze żadna książka nie zmieniła zbyt wiele w moim podejściu do jedzenia 🙂 Lubię jeść i tyle, nie wydaje mi się, żebym miała szczególnie dużo niezaspokojonych potrzeb 😉

  2. Coś ten dzisiejszy dzień nie służy pozytywnym recenzjom, to już trzecia taka dzisiaj – włącznie z moją xD
    A tak na serio – mało który poradnik do mnie przemawia, a już na pewno nie tego typu. U mnie może jedzenie i jest sposobem kompensacji, ale uświadamiam to sobie i bez poradnika:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    1. Tylko że to nie jest typowy poradnik, przyjmuje on raczej charakter esejów, zlepków luźnych myśli. Nie zmienia to jednak faktu, że poradnik to poradnik i okładka obiecuje coś innego, niż dostajemy.

  3. Uważam że poradniki są zawsze wielką niewiadomą …każdy autor ma swoją wizję i niekoniecznie musi się ona podobać innym. Tym tematem akurat mnie i tak autorka by nie zainteresowała.
    Fotka piesków – świetna, pełne skupienie pięknie uchwycone 🙂

  4. o kurczaczki! a ja właśnie ją zamówiłam…kurczaczki!no,ale może ja będę miała inny odbiór, choć moje nastawienie do poradników jest zgoła inne niż Twoje. Zawsze podchodzę do takich książek jak pies do jeża i nawet jeszcze nie zaczynam czytać,a już mnie drażnią 😉 Ale ten tytuł i opis na okładce mnie zachęcił. Zobaczymy co z tego wyjdzie

  5. Nie mam problemów ani z wagą, ani z jedzeniem, więc to poradnik nie dla mnie 🙂 Śliczny buldożek francuski w tle, miałam kiedyś takiego 🙂

  6. widać,że nie zrozumiałyście panie, co autorka miała do przekazania..to trzeba trochę głębiej kojarzyć-wg mnie ta książka jest rewelacyjna i jak żadna – w końcu do mnie dotarła!!! Schudłam 27 kg bez żadnego-jak dotąd-problemu!!To efekt uboczny medytacji,zrozumienia swojego życia i całego jestestwa.Polecam-ale tylko tym,którzy są gotowi na głębsze wniknięcie w istotę rzeczy-to nie jest tzw."poradnik" spłycający temat do dyrdymałów i diet-to naprawdę coś więcej…w każdym razie-nie dla płytkich głów.Pozdrawiam.K.

    1. Całkowicie popieram to wspaniała książka otwierająca i rozwijająca ale możliwe że dociera do tych którzy są na to gotowi. No cóż żyjemy w świecie gdzie w wiekszości "Pani Kowalska jest ciągle dwa kroki przed własnym ciałem"

    2. Całkowicie popieram to wspaniała książka otwierająca i rozwijająca ale możliwe że dociera do tych którzy są na to gotowi. No cóż żyjemy w świecie gdzie w wiekszości "Pani Kowalska jest ciągle dwa kroki przed własnym ciałem"

  7. dobrze zrobiłaś,jeśli wykażesz się wrażliwością i wnikliwością-nie będziesz żałować.krysia

  8. poradniki nie pomagają same-CUDOWNIE-jeszcze trzeba się do nich zastosować!i CHCIEĆ coś ZROBIĆ-to do tych pań,które taaakie strasliwie zawiedzione tą książką.Ja schudłam 27 kg-ale zastosowałam się do sugestii podanych w tej super-książce.Inaczej,drogie paniusie-to nie zadziała!

  9. Jakoś i bez tego poradnika udało mi się dobić do wymarzonych 53 kilo, więc nie potrzeba mi tej 'super-książki'. Czas przyjąć do wiadomości, że nie każdy odbiera daną lekturę tak samo – ja w niej niewiele znalazłam, ktoś inny ma prawo wierzyć w jej 'cudowną' moc, jego prawo.

  10. Właśnie kupiłam na wyprzedaży i dobrze ,że nie przepłaciłam. Problem autorki polega na tym, że nie jest całkowicie otwarta na siebie i na to, że jako ludzie zawsze nie wiemy wszystkiego. Pisząc, że akceptuje,że nie zmieści się już w rozmiar sprzed iluś lat pokazuje ona swoje myślenie i wiedzę i to, że jest w miejscu w którym godząc się ze "swoja psychiką" schudła bo po prostu zaczęła mniej jeść ale nie zostawiła sobie swobody i wolności by mieć przekonanie, że są pokarmy, których jedzenie może powodować choroby, brak schudnięcia do "lepszego rozmiaru" czy pozbycie się chorób, które trwały ileś lat. Pokazuje mi tym, że nie ma wiedzy medycznej a ma wiedzę psychologiczną i dlatego jej poradnik nie powala na kolana. Znam osoby, które już dawno połączyły wiedzę psychiczno medyczną i ich przekonanie o zdrowiu i chorobach i odbudowie psychicznej mówi : idę do przodu, rozwijam się, wiem więcej, zdobywam wiedzę jak lubię i jaka mnie ciekawi o sobie o swoim organizmie i nie ma wcale opcji zamknięcia,że nie zmieszczę się w coś, że coś nie jest możliwe itp. Bo ja odbieram autorkę jako osobę, która pewne sprawy pozamykała pisząc,że już tego nie potrzebuje, że przerobiła itp. Ona jak każdy z nas tylko w róznych kwestiach jest nadal do otwarcia na rozwój, na bycie w świadomości, że cały czas ja podlegam zmianom, że nabywanie wiedzy jest tym co nie ogranicza nigdy. Pozdrowienia.

    1. Bardzo dziękuję za szereg interesujących spostrzeżeń. Cieszę się, że w dyskusji pojawił się ktoś, kto ma solidne argumenty i ciekawy punkt widzenia.
      Pozdrowienia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *