Tajemnice Skyle oraz Szkoła LaOry, Agnieszka Grzelak

Ponieważ Tajemnice Skyle oraz Szkoła LaOry to dwie kolejne części jednego cyklu (Blask Corredo), postanowiłam przeczytać je jedną po drugiej i przedstawić Wam „w pakiecie”. Ma to sens, bowiem obie książki napisane są w jednakowym stylu i przedstawiają tych samych bohaterów, więc niepotrzebne byłoby rozdzielanie podobnych opinii na dwie części. Najpierw opisy wydawcy:
Tajemnice Skyle
Mori Sedun, zafascynowana niezwykłą atmosferą wyspy Skyle, postanawia na niej zamieszkać, co staje się przyczyną kłótni i niemalże zerwania z Darkiem Holmanem. Mori dołącza do zespołu tancerek, próbując jednocześnie zgłębić tajemnice, jakich pełna jest wyspa. Ma przeczucie, że większość z nich wiąże się z Corredo – krainą, za którą nieustannie tęskni. Zagadki mnożą się na każdym kroku. Dlaczego jasnowłose kobiety nie mogą brać udziału w występach tanecznych? Kim była tajemnicza królowa Lairn? Skąd biorą się niezwykłe uzdolnienia niektórych wyspiarzy? Czy występujące w miejscowych legendach Świetliste Istoty naprawdę istniały? A jeśli tak – skąd przybyły? Wszystko to bardzo zajmuje Mori i pomaga choć na chwilę zapomnieć o konflikcie z Darkiem, który wyruszył na niebezpieczną wyprawę archeologiczną do tajemniczych ruin zagrzebanych pod piaskami pustyni w pobliżu oazy Vadi-Kadal. Szkoła LaOry
LaOra, najstarsza z dawnych mieszkanek wyspy Nut, postanawia założyć szkołę artystyczną dla dziewcząt. Szklarka ma poważne obawy, czy powstanie szkoły nie przyczyni się do wskrzeszenia ducha okrutnych instruktorek, w końcu jednak zgadza się zostać nauczycielką malarstwa na szkle. Od pierwszych chwil istnienia szkoła staje się bardzo popularna. Zapisują się do niej zarówno uczennice z odległych zakątków Północnego Kontynentu, jak i dziewczęta pochodzące z miejscowych arystokra – tycznych rodów, między innymi dość wybuchowa wnuczka Królowej Keweny i jej odwieczna rywalka, równie nieznośna wnuczka księżnej Morgenrose. Mori, która pełni obowiązki opiekunki internatu, musi sobie poradzić z gromadą niesfornych dziewcząt. Jedna z nich, tajemnicza Enixa, niepokoi ją szczególnie. Kłopoty sprawia także nowa, nieznana nikomu nauczycielka kaligrafii. Z każdym dniem coraz wyraźniej widać, że nie przebierając w środkach, usiłuje zaszkodzić szkole. Chcąc rozwiązać problemy szkoły, Mori musi po raz kolejny zmierzyć się z niebezpieczeństwem.
Źródło: proszynski.pl.

Nigdy nie miałam do czynienia z polską fantastyką i nie byłam pewna, czego spodziewać się po powieściach Agnieszki Grzelak. Wiedziałam, że jej książki cieszą się uznaniem fanów, więc zawierzyłam pozytywnym opiniom i… nieco się rozczarowałam. Tym, co przytłoczyło mnie najbardziej, były infantylne, nienaturalne dialogi, które można skwitować parsknięciem albo litościwym westchnieniem – są one bowiem naprawdę słabe. Momentami wręcz karykaturalne. Autorka nadrabia plastycznymi, głębokimi i naprawdę fascynującymi opisami, które uruchamiają wyobraźnię i wciągają czytelnika do niezwykłego świata, w którym żyją bohaterowie. Zarówno kreacja otoczenia, jak i portrety bohaterów zasługują na uznanie – Agnieszka Grzelak przedstawiła je dbając o najmniejsze szczegóły, podkreślając wszelkie – z pozoru nieistotne – detale. Samą historię opowiedziała zresztą tak, jakby była jej nierozerwalną częścią, naocznym świadkiem, który umiejętnie potrafi przelać wrażenia na papier. A trzeba dodać, że są to wrażenia pełne barw, różnorodnych smaków i uwodzących zapachów. Kiedy czytelnik wnika w świat powieści Agnieszki Grzelak, sam odczuwa te same uczucia co bohaterowie, otaczając się się tymi wszystkimi niezwykłymi barwami i zapachami… O ile jednak z technicznego punktu widzenia przedstawienie świata i bohaterów uznałam za warte braw, o tyle ich wizerunek nie do końca mi odpowiada. Sielskie, bajkowe krainy, pełne życzliwości, szczęścia i piękna kompletnie mnie nie przekonują. Są wręcz męczące. Z tego też powodu Tajemnice Skyle podobały mi się dużo mniej, niż Szkoła LaOry. Akcja tej drugiej powieści jest dużo ciekawsza i żywsza. W pierwszej nawet wątki przygodowe są mało emocjonujące… Choć książki Agnieszki Grzelak miejscami nużą i męczą, nie można im odmówić tego, że są niezwykle wciągające. Pochłania się je wyjątkowo szybko, stale chcąc wiedzieć, co wydarzy się dalej. I mimo iż po entuzjastycznych recenzjach czułam lekkie rozczarowanie, muszę przyznać, że jak już się zaczytałam, nie miałam ochoty odrywać się od lektury. To chyba dobrze, prawda? Moja ocena: 6/10 oraz 7,5/10
]]>

0 komentarzy

  1. Czytałam "Herbatę szczęścia" czyli pierwszą część i byłam nią oczarowana, sama nie wiem, dlaczego nie przeczytałam następnych tomów… Muszę to prędko zmienić! 😉

    1. Koniecznie. Zapomniałam o tym wspomnieć, ale ja poprzednich części nie znałam, a i tak doskonale orientowałam się w akcji, co też znakomicie się autorce udało.

  2. Wystawiłam trochę wyższą ocenę, ale każdy inaczej odbiera daną lekturę. Co prawda w częściach 1-2 dużo więcej się działo, więcej emocji, niebezpieczeństwa itd. to te również podbiły moje serce. Chyba lubię jak wszystko jest ładne i kolorowe =]

    A ty koniecznie przeczytaj poprzednie tomy =]

  3. Sam opis fabuły wielce zachęcający, nawet te cukierkowatości jakoś mnie nie odstręczały, ale co mnie całkowicie zniechęca, to te nieporadne dialogi. Kryterium nie do obejścia.

  4. Przyznam, że mnie Lilith i Spadek skutecznie zraziły do polskiej "lekkiej, łatwej i przyjemnej" fantastyki – w sumie nie wiem jak to określić 🙂 Bo nadal chcę czytać Dukaja, Sapkowskiego, Kosika, Wegnera itd. Ale już po te dwie książki i sporą część tego, co wydaje FS, jakoś sięgać nie mam ochoty – przynajmniej teraz 🙂

  5. Ja również nie miałam zbytnio do czynienia z polską fantastyką, ale za tę serię chyba podziękuję – nie wiem, czy przebrnę przez te nienaturalne dialogi…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *