Dziedzictwo Adama, Astrid Rosenfeld

Średnia ocen na lubimyczytac.pl – 5,7/10, opinie raczej słabe, żadnych zachwytów. Średnia ocen na goodreads.com – 4,05/5, wiele pochwał i komplementów. Sugerując się mało pochlebnymi recenzjami Polaków, nastawiłam się na naprawdę słabą lekturę. I powiedziałabym, że znalazłam literacką perłę, gdyby nie tłukące się gdzieś w tyle głowy pytanie, czy odebrałabym Dziedzictwo Adama równie dobrze, gdybym przed lekturą nie zakładała, że będzie to kiepska książka?
Berlin, 2004 rok. Edward Cohen, właściciel modnego butiku, od czasu burzliwego dzieciństwa słyszy ciągle, jak bardzo jest podobny do Adama, czarnej owcy w rodzinie, a zarazem swojego stryjecznego dziadka, którego nigdy nie znał. W chwili, kiedy berlińskie życie Edwarda rozsypuje się na tysiąc kawałków, wpada mu w ręce legat po Adamie: sterta papieru, zaadresowana do niejakiej Anny Guzlowski. Berlin, 1938 rok. Adam Cohen jest marzycielem. Ale dorasta w Niemczech w latach trzydziestych jako żydowski chłopiec, a to niedobry czas na marzenia. Nawet kiedy za babkę ma się damę tak ekscentryczną jak Edda Klingmann, która nauczyła wnuka najważniejszych rzeczy w życiu – tylko strachu nie. Adam poznaje Annę w wieku osiemnastu lat i wie, o czym zawsze marzył. Jednak kiedy rodzina Cohenów przygotowuje się, żeby wyemigrować do Anglii, Anna znika bez śladu w nocy 9 listopada 1938 roku. Gdzie Adam ma jej szukać? Sześćdziesiąt lat później Edward z zapartym tchem czyta o tym strona po stronie i odkrywa, jak daleko Adam dotarł w swoich poszukiwaniach do Anny.
Źródło: muza.com.pl.

Powieść Astrid Rosenfeld podzielona została na trzy części. W pierwszej poznajemy życie wiecznie zagubionego Edwarda. W drugiej – odkrywamy wspomnienia tajemniczego Adama, który w latach wojennych uznany został za „czarną owcę” rodziny. O czym jest trzecia – nie zdradzę, bowiem zepsułabym Wam całą przyjemność z lektury… Dziedzictwo Adama zachwyca od pierwszej do ostatniej strony. Większość książki pochłonęłam z zapartym tchem, raz po raz ocierając łzę spływającą po policzku. Całkowicie dałam się porwać tej przejmującej, bolesnej, wzruszającej historii i cały czas nie mogłam pozbyć się zdziwienia, że ktoś mógł uznać tę książkę za słabą. Czy różnimy się wrażliwością? A może to ja naiwnie przyjmuję wszystkie poruszające, smutne opowieści? Cokolwiek by to nie było – mnie powieść Astrid Rosenfeld przygniotła i roztopiła. Wciąż pozostaję pod jej wielkim wrażeniem… Część pierwsza – współczesna, to opowieść o trudnym dorastaniu w czasach upadku muru i o poszukiwaniu siebie na przełomie wieków. Kobieta na siłę szukająca ojca dla swego syna, chłopak, który nie radzi sobie z rzeczywistością. Tajemniczy Amerykanin o urodzie Elvisa, chwila luksusu, ciągła tułaczka. Rodzinne sekrety, niewyjaśnione konflikty, po kątach ukrywane łzy. Część pierwsza powieści jest szalenie smutna i poruszająca, a ujawniające się w niej chwile radości, są tak naprawdę podszyte goryczą i lękiem… Część druga – przełom lat trzydziestych i czterdziestych, to historia człowieka, który gotów jest poświęcić życie dla miłości i marzeń. Adam traci rodzinę i tożsamość, traci wolność i szczęście, ale nigdy nie przestaje marzyć. Nigdy nie traci nadziei… Opowiedziana przez niego historia przede wszystkim wzrusza, ale też budzi niesmak. Bo to kolejne przepełnione bólem spojrzenie na krwawą, wojenną rzeczywistość. Powieść Astrid Rosenfeld wyzwala wiele emocji – porusza, wywołuje drżenie rąk, wzrusza. Momentami zapiera dech i każe poświęcić chwilę na refleksję. Najświetniejszym zabiegiem autorki jest ciągłe pozostawianie niedopowiedzeń – Rosenfeld nie wyjaśnia oczywistości, nie dba o zbędne szczegóły, pisze w sposób piękny, ale jednocześnie surowy i pozbawiony niepotrzebnych ozdobników. To taka proza na naprawdę wysokim poziomie. Taka, która może zachwycić. Bywały w książce oczywiście momenty nieco słabsze – nużące, wręcz zbędne. Autorka postanowiła opowiedzieć wiele – przedstawić różne spojrzenia, opisać pewne mało znaczące epizody. I choć wciąż czytało się te fragmenty z zachwytem nad piórem Rosenfeld, to jednak wciąż pozostawało w głowie pytanie: „ale po co to wszystko?”. Co jeszcze mi się nie spodobało, to moralizatorstwo, czerń obok bieli, rozliczanie narodu ze zbrodni. Zło zawsze było tu złem, dobro dobrem. Nie lubię takiej schematyczności, chciałabym więcej ognia i zaskoczenia. Chciałabym, aby emocje raz opadały, raz sięgały zenitu. W Dziedzictwie Adama były one jednak jednostajne – żadnych wzlotów, zero upadków. Co nie zmienia faktu, że powieść ta jest piękna i poruszająca. Taka, której z pamięci się nie wypuszcza… Moja ocena: 8,5/10
]]>

0 komentarzy

  1. O kurcze, a ja miałam tą ksiażkę w ręcach i odłożyłam, uświadomiłaś mi wielkość mego błędu. Wiesz, że nie mam wyjścia i będę musiała nabyć?

  2. Lektura zadziwiająca, książka poruszająca, mocno wzruszająca, a jednocześnie moralizatorska i schematyczna… co z tym fantem zrobić.

  3. Książkę mam i próbuję się do niej zabrać, ale te rozbieżne opinie mnie wstrzymują odrobinę. Z drugiej strony, jeśli nie spróbuję to się nie dowiem, czy znajdę się w gronie tych zachwyconych, czy tych rozczarowanych. Widzę, że tematyka nie należy do najłatwiejszych, więc mentalnie przygotuję się na ciężką przeprawę, w duchu mając nadzieję, że "Dziedzictwo Adama" mile mnie zaskoczy, a nie, gorzko rozczaruje 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *