||

Top 10: muzyczni idole, cz. 2

top 10 kreatywa

Niemiłe weekendowe zdarzenia sprawiły, że na kontynuację rankingowej zabawy nie miałam ani siły, ani ochoty. Dziś jednak powracam i prezentuję drugą dziesiątkę opatrzoną hasłem „muzyczni idole”, wraz z małym bonusem: Marek Grechuta
Miłość totalna, absolutny numer jeden, jeżeli chodzi o rodzimą scenę muzyczną. Nie wyobrażam sobie, jak i czym mogłabym zastąpić głos, wrażliwość i osobowość Marka Grechuty. Rozkochana w nim jestem już prawie dwadzieścia lat i chyba z żadnym innym twórcą nie jestem związana tak długo i tak wiernie…

Myslovitz
Najstarsze kasety w moich zbiorach zawierają muzykę właśnie Myslovitza. Połowa lat ’90 i ja-dzieciak wyśpiewujący piosenki o Peggy Brown i o nocy „z twarzą Marilyn Monroe” – oto klimat, którego nigdy nie zapomnę. Wspominam bardzo miło koncerty, na których byłam i starsze albumy chłopaków z Mysłowic. Dorastałam ze śpiewem Artura Rojka i choć aktualnie zasłuchuję się w tę muzykę rzadziej, wciąż jest dla mnie bardzo ważna.

HabakukT.Love
Wymieniam te dwa zespoły jako jedność, bo jestem cwana i staram się „upchnąć” w tym rankingu tak dużo idoli, jak tylko się da. Poza tym faktycznie można znaleźć tu wspólny mianownik – Częstochowę. Nie, nie kocham ich tylko dlatego, że są z mojego miasta. Ba! To nie ma nic do rzeczy. Na muzyce T.Love się wychowywałam, z muzyką T.Love dorastałam i trwam z nią do dziś. Muńka darzę ogromną sympatią i wielkim sentymentem, a w jego muzyce i osobowości kocham się bezgranicznie. Z Habakukiem historia jest nieco inna, bo do reggae przekonałam się stosunkowo późno, tj. mając jakieś 12 czy 13 lat. Traf chciał, że rok czy dwa lata później, jeden z członków zespołu został moim wychowawcą i nauczycielem. Nie trwało to długo, ale za to właśnie ten czas uważam za najlepszy w mojej szkolnej karierze – nie dziwota więc, że miłość do Habakuka we mnie rozkwitła i została na lata.
Paktofonika, Pijani Powietrzem, Pokahontaz
Tym razem bez cwaniactwa – choć muzycznie te trzy zespoły nieco od siebie odbiegają, ich poszczególne składy personalne niewiele się od siebie różnią. Najważniejsza jest dla mnie Paktofnika, jeszcze z Magikiem w składzie. Co prawda za dzieciaka miałam pewne epizody z muzyką Liroya, MolestyWzgórza Ya-Pa 3, ale to PaktofonikaKaliber 44 (o którym wspomnę za chwilę) były i są moimi największymi hip-hopowymi miłościami. To w rytm ich muzyki bujałam się w szerokich spodniach, uczyłam jeździć na desce i robiłam miliony głupich, buntowniczych rzeczy za czasów gimnazjalnych. Pierwszą płytę Paktofoniki mój brat puszczał w domu i w samochodzie tak długo, aż się do niej przekonałam. Trochę to zajęło, bo nie od razu byłam gotowa porzucić Britney SpearsSpice Girls, ale udało się. Zwłaszcza, że już wtedy zasłuchiwałam się w Kaliber 44.
Kaliber 44
Nie było mi łatwo wpuścić do serca wspomnianą wcześniej Paktofonikę, której muzyka tak znacznie różniła się od wielbionego przeze mnie Kalibra. Ponieważ należę do grona tych, którzy rozkochali się w psychorapie z Księgi Tajemniczej, nie pałałam już tak wielką sympatią do późniejszych płyt Kalibra i do innych hip-hopowych ekip. Ale przekonałam się do PFK i te dwa składy wymieniam zawsze na jednym wdechu, jako te, które wywarły największy wpływ na moje życie…

Pidżama Porno oraz Strachy Na Lachy
I znów dwa zespoły potraktowane jako jedność – sytuacja zbliżona do tej z Paktofoniką i dwiema ekipami z niej zrodzonymi. Tutaj mamy Grabaża i jego Pidżamę Porno oraz późniejszą formację – Strachy Na Lachy. Muzycznie nie wkładałabym ich do jednego worka – jeżeli chodzi o moc, charyzmę i przekaz – owszem. Nie będę snuć opowieści o tym, skąd wzięła się moja miłość do Pidżamy (bo to od niej „wszystko” się zaczęło). Nie żebym nie lubiła osoby, która miała na to wpływ – raczej do pewnych momentów nie widzę sensu wracać. Muzyczny ślad w moim sercu pozostał i to jest ważne. Okres wychodzenia z gimnazjalnego dzikusowstwa i powolnego wkraczania w dorosłość to u mnie czas naznaczony nowymi muzycznymi doznaniami i odkryciami. To tutaj sytuuje się właśnie Pidżama Porno.
Perfect
Muzyka Perfectu towarzyszy mi od najmłodszych lat. Ponieważ uważam, że najlepszy okres w muzyce skończył się na latach ’80 (’90 to już raczej sentymenty i ostatnie podrygi dobrej muzyki) – ten zespół jest dla mnie sztandarowym. Ale i jego twórczość lubię do pewnego momentu. Kiedy odszedł Hołdys, Perfect się popsuł. Jeszcze album Jestem ma w sobie coś, co w Perfekcie kochałam, ale „im dalej w las, tym gorzej”. Żeby oddać sprawiedliwość, muszę jednak zaznaczyć, że przede wszystkim wielbię ten zespół za teksty i ideologię, która – siłą rzeczy – na przełomie wieków musiała się zmienić. Nie da się tworzyć tak samo w PRL-u i w tzw. „wolnej Polsce”, prawda?

Lady Pank
I tutaj mogę powiedzieć, że twórczość tego zespołu kocham do pewnego momentu. Od połowy lat ’90 panowie zaczęli znacznie odchodzić od nurtów, którym wierni byli wiele lat (choć już wydany parę lat wcześniej album Tacy sami owe zmiany nieśmiało zapoczątkował). Obecna twórczość Lady Pank jest dla mnie kompletnie niestrawna – z utęsknieniem patrzę wstecz i wspominam naprawdę fantastyczny zespół, który kiedyś podbijał kraj, a teraz… Teraz jest już tylko mocno średni.

Dżem
I tutaj będzie sentymentalnie, bo Dżem ma dla mnie sens tylko za życia Ryszarda Riedla. To jego głos i charyzmę pokochałam, to te lata w historii zespołu cenię najbardziej. Nie mam nic przeciwko nowemu wokaliście, póki nie stara się naśladować legendy – bo temu zadaniu nie potrafi sprostać. Miałam okazję być na kilku koncertach „nowego Dżemu” i nie porywa. Choć na szczęście znajdzie się w ich dorobku kilka naprawdę znakomitych kawałków…

Seweryn Krajewski
i Czerwone Gitary
Uwielbiam Czerwone Gitary za czasów Krajewskiego (zwłaszcza ich pierwsze wspólne lata) oraz jego twórczość solową. Najlepszy okres w historii zespołu pachnie mi mocno Beatlesami i to zapewne stąd kilkanaście lat temu zrodziła się moja wielka miłość do Czerwonych Gitar. To muzyka, która towarzyszy mi od najmłodszych lat i pozostaje we mnie do dzisiaj – nie starzeje się i nie przemija.
Niestety, tak jak w części pierwszej rankingu zabrakło miejsca dla Abby, Kings of Leon czy Ska-P, tak i teraz nie wszyscy ulubieńcy zostali wyróżnieni. Wiedzcie jednak, że nie mniejszą miłością pałam wobec O.N.A., Chłopców z Placu Broni, Urszuli, Budki Suflera czy Republiki. Biorąc pod uwagę rozpiętość moich gustów muzycznych, nie dało się ich wszystkich zmieścić w jednym zbiorze. W ramach bonusu wyróżnię jednak pięć nazwisk klasyków, którzy w moim sercu zajmują miejsce równie ważne, co Beatlesi czy Grechuta:
Wolfgang Amadeus Mozart, Piotr Iljicz Czajkowski, Fryderyk Franciszek Chopin, Georg Friedrich Händel, Claude Debussy Kiedyś będę musiała Wam o nich opowiedzieć. Dziś już mój muzyczny wywód snuję prawie dwie godziny i zdecydowanie pora na przerwę. Temat kolejny:
Dziesięciu pisarzy, którzy powinni wydać nowe książki.
Chcielibyście znać dalsze losy ulubionych bohaterów?
A może macie ochotę po prostu przeczytać cokolwiek, co wyszłoby spod pióra Waszego pisarskiego idola?
O tym za tydzień! Zdjęcia pochodzą ze strony LastFM.
]]>

0 komentarzy

  1. o Ty spryciulo, to ja nie doczytałam w pierwszej części,że Ty sobie to na polskie i zagraniczne dzielisz….A ja się już umęczyłam i wcisnęłam w 10 i polskie i zagraniczne. Ale co ja widzę- moje ukochane Strachy i PP u ciebie- popieram całym sercem

  2. Oj, widzę tu wiele polskich zespołów, które zmieściłyby się i w mojej dziesiątce, gdybym zebrała się w sobie na tyle, żeby napisać tekst u siebie 🙂

  3. Jak polski hip-hop to tylko Paktofonika i Pokahontaz. Osobiście lubię jeszcze Projektor i Focus (solo). Jednak najbardziej cenię Rahima, za cały wkład w scenę polskiego hip-hopu, wszystkie produkcje (choć może nie jestem z nimi na bieżąco;) Poza tym Paktofonika i Pokahontaz są blisko związane z moim miastem i okolicą, więc tym bardziej mam do nich sentyment 🙂

  4. Myslovitz 😀 Lubię stare przeboje A.M.Jopek. Ogólnie wolę same starsze piosenki – do dziś lubię posłuchać czasem Varius Manx. Niestety.
    Może zainteresuje Cię przegląd przydatnych słowników online (sama odkryłam ostatnio jeden z lepszych – będzie pierwszy na liście). Dodatkowo od jutra w Biedronce zaczyna się ciekawa oferta językowa (jest też hiszpański i to tanio). Przepraszam, że tak nie z tematem.

  5. Marka Grechutę, Lady Pank, Perfect i Myslovitz uwielbiam. W gimanazjum słuchałam Piżdżame Porno i Strachy na Lachy i głównie z tymi czasami mi się ich muzyka kojarzy. 😀

    Najwięcej tych gwiazdek właśnie wyprodukowałam przed maturą i egzaminami wstępnymi – jakoś ich robienie mnie odstresowały 🙂

  6. tak od końca: "Czerwone gitary" – nuda.
    Dżem – cudny, choć przegadany. Alergia barowa 😛
    Lady Pank – sprawdzają się, ale tylko w tych najstarszych utworach 🙂
    Perfect – lubię jedną li tylko piosenkę. Markowski mnie odrzuca.
    Pidżama – od nich zaczął się mój zwrot w słuchanej muzyce. teksty grabarze, plus pierwsza płyta SNL mnie stworzyły 🙂
    Kaliber, Paktofonika – wspomnienia gówniarskie 🙂
    Habakuk – wyzwalają pozytywne emocje ;0
    Z T-Love tylko "King"!
    A Grechuta – znam na pamięc ….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *