Prosektorium, Olga Paluchowska-Święcka

Olga Paluchowska-Święcka miała bardzo ciekawy pomysł na powieść. Młoda dziewczyna pragnie odizolować się od świata i zapomnieć o przeszłości, więc podejmuje pracę w prosektorium. Kontrastować z tym ma jej obracanie się w show-biznesowym upudrowanym światku. Zamysł świetny. Wykonanie – od strony językowej – też całkiem niezłe. Ale reszta – cóż, najchętniej spuściłabym na to zasłonę milczenia. A że nie mogę – przedstawiam Wam nową powieść na rodzimym rynku – Prosektorium.

Książkę Olgi Paluchowskiej-Święckiej czyta się bardzo dobrze – pochłonęłam ją w kilka godzin. Akcja poprowadzona jest bardzo sprawnie – przebiega wartko, nie ma ani chwili na nudę. Z tej strony autorka spisała się naprawdę dobrze. Znacznie gorzej prezentują się dialogi, które w przeważającej części są nienaturalne, a miejscami również mocno infantylne. Nie czyta się ich dobrze, zdecydowanie odstają od reszty tekstu, który brzmi dużo dojrzalej. Operująca niezłym językiem autorka chciała, by młodzi bohaterowie posługiwali się luźną, uliczną mową, przez co ich rozmowy śledzi się z poirytowaniem. Nie są one ani trochę autentyczne…

Nie to jest jednak największym problemem Prosektorium. Mam wrażenie, że autorka najzwyczajniej w świecie… przekombinowała. Wiele mądrych słów wkłada w usta bohaterów. Monologi kipiące mądrością może wygłosić tu każdy – nieuleczalnie chory ośmiolatek, spotkany na ulicy Gruzin, sąsiad-podglądacz, samotny szef, młody lekarz z głową pełną ideałów, chora psychicznie modelka i właściwie każdy, kto tylko zostanie dopuszczony do głosu. Przyznaję, słowa te skłaniają do myślenia, pobudzają wyobraźnię i mają dotykać najgłębszych punktów wrażliwości czytelnika, ale co za dużo, to niezdrowo. Rozważania o życiu i śmierci, zewnętrznym pięknie i wewnętrznej zgniliźnie, przeplatają się tu z rodzinnymi wspomnieniami, marzeniami o wielkiej miłości, uwagami na temat brudnego świata gwiazd, opisami chorób i fragmentami konferencji naukowych. Jakby tego było mało, nagle jak z pudełka, może wyskoczyć na nas wywód na temat noszenia futer, praw gejów i mniejszości narodowych albo wspomnienie dziurawego dywanu w Cannes i nieśmiertelne hasło „zima zaskoczyła drogowców”. Autorka miała tak wiele do powiedzenia, że wszystkie swe poglądy postanowiła streścić na tych 324-stronach, nie bacząc, czy to wszystko razem zlepione ma jakikolwiek sens. Moim zdaniem nie ma. Nie dość, że poczynania bohaterów często są niejasne i brak im konsekwencji (a co za tym idzie – autentyczności), to jeszcze ten zlepek różnych mądrości powoduje, że książka staje się nijaka. Trąci mi tu Paulo Coelho, który też lubi wtrącać umoralniające gadki i całe stadko złotych myśli, gdzie tylko się da. W umiarkowanej dawce takie fragmenty mogą nadać powieści głębszego sensu, mogą zmusić do myślenia, mogą zapaść w pamięć na zawsze. Kiedy jest ich jednak za dużo – zaczynają męczyć, irytować i wydają się po prostu śmieszne. A szkoda, bo wiele mądrych myśli można by z tej powieści wyłuskać. Ale jak to zrobić, kiedy jest się nimi od stóp po głowę zalanym? Nie da się.

Chyba każdy zna starą prawdę głoszącą, że kiedy w opowieści pojawia się pistolet, to musi wystrzelić. Niestety, w Prosektorium mnóstwo jest tych pistoletów, które pojawiają się, nic nie wnoszą i znikają, zamiast wypełnić swe zadanie i w odpowiednim momencie zaskoczyć nas wystrzałem. Pojawienie się niektórych wątków i postaci jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Nie wiadomo skąd się biorą, nie wiadomo, jaki sens ma ich istnienie. Są chwilę i znikają. Chyba tylko mają wypełnić parę stron tekstu, żeby książka wydała się bardziej okazała. Nietrafiony zabieg – często okazuje się, że to te niepozorne, chude egzemplarze kryją w sobie największą moc… Powieść Prosektorium też mogłaby tę moc posiadać. Też mogłaby wgniatać w fotel, zachwycać i zmuszać do myślenia. Ale nie udało się. I dziwi mnie to bardzo, bo pióro autorka ma naprawdę dobre. Pomysłów też jej nie brak. Wydaje mi się, że gdyby poprawić dialogi, wyciąć niektóre mądrości i pozbyć się niepotrzebnych elementów, można by się tą powieścią naprawdę zachwycić. I porządnie zastanowić nad tym, co autorka chciała przekazać. Bo jest tego sporo – przeczytajcie, a sami zobaczycie.

Mam wielką nadzieję, że na tej jednej powieści nie skończy się przygoda z literaturą Olgi Paluchowskiej-Święckiej. Potrzeba nam pisarzy o takiej wrażliwości i o tak ciekawym spojrzeniu na świat. Tą powieścią autorka do mnie nie trafiła, nie przekonała do swych bohaterów i ich świata, nie wzbudziła zaufania. Ale pozwoliła mieć nadzieję, że oto do świata polskiej literatury wkroczyła osoba, która ma bardzo wiele do zaoferowania. Jestem pewna, że swą naukową wiedzą i niezwykłą umiejętnością przekazywania ludzkich emocji, pani Olga jeszcze czytelników zaskoczy. Czekam na kolejne książki!

Moja ocena: 6/10

0 komentarzy

  1. Nie skomentuję powieści, której pewnie nigdy nie przeczytam, skoro zjechałaś ją przepięknie, ale zawsze zastanawiam się, jak to jest, że chce się Wam pisać tak długie recenzje? :))))

  2. A ja cenię osoby które nie piszą tylko pochlebnych tekstów. Trzeba być szczerym i rzetelnym bo inaczej pisanie recenzji nie ma sensu. Ja może sięgnę po tę książkę może nie. Jak będę miała okazję u humor to nie mówię, że nie 🙂 Trzeba dawać szansę nowym pisarzom 🙂 Dzięki za recenzję!

  3. Hm, jedna osoba z mojej rodziny pracowała w prosektorium i opowiadała o tej pracy, że aż ciarki przechodziły.

    A jeśli chodzi o problem z dialogami… słyszałam, że prawdziwe perełki powstają spod pióra słuchowców, których na świecie jest stosunkowo mniej niż wzrokowców. A ostatnio coraz częściej natykam się na polskich pisarzy, którym dialogi przysparzają wiele kłopotów. I, aż trudno mi uwierzyć, że to mówię, nawet moja ukochana, uwielbiana Magdalena Kozak czasem ma z tym problemy i słowa wypowiadane przez bohatera trącą… infantylizmem. Skoro to pierwsza książka tej pisarki, to ja bym dała jej szansę na wyrobienie 🙂

  4. Zgadzam się z Jarken: "A ja cenię osoby które nie piszą tylko pochlebnych tekstów. Trzeba być szczerym i rzetelnym bo inaczej pisanie recenzji nie ma sensu." I to prawda, czasem książka może mieć świetną fabułę, autor może mieć genialny pomysł na powieść, a wystarczy, że coś się nie zgra z dialogiem i wychodzi z tego "klapa". U mnie "klapą" pod względem dialogów była książka Joanny Lustyk "Ścieżka przez ocean". Nie wiem czy czytałaś, ale ja przez nią nie przebrnęłam – właśnie ze względu na dialogi.

  5. Miałam mieszane odczucia jak tylko tę książkę zobaczyłam w zapowiedziach. Po Twojej recenzji nadal tak jest, bo z jednej strony odstraszają mnie minusy, które wymieniłaś, a z drugiej przyciąga oryginalność pomysłu.

  6. Tytuł faktycznie chwytliwy i dla mnie ciekawy, ponieważ lubię medycynę i tym podobne, ale skoro za dużo tu mądrości to może na razie się wstrzymam. Pozdrawiam:)

  7. Wszystko mnie zachęcało do tej książki – ciekawie zapowiadająca się fabuła, świetny tytuł, polska autorka, ale na dwa miesiące wakacji, podczas których więcej mnie miało nie być niż być, zrezygnowałam z książek recenzyjnych od Prószyńskiego. Nawet nie wiesz, jak żałowałam, iż nie mogę mieć "Prosektorium", myśląc, że znowu będę musiała tę książkę kupić.

    Po przeczytaniu Twojej recenzji nie żałuję. Wręcz przeciwnie – cieszę się, że nie trafiła w moje ręce, bo strasznie nie lubię męczyć powieści.
    Chociaż może kiedyś ją jeszcze przeczytam – jak znajdę w bibliotece i zapomnę już o głównych tezach Twej opinii 😉

  8. Powtarzam.Kupiłam,przeczytałam i nie żałuję,że kupiłam.Młoda pisarka,starsza czytelniczka,ciekawa co tam nowego Prószyński poleca.To trzeba przeczytać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *