Z Miśkiem w Norwegii, Aldona Urbankiewicz

Z Miśkiem w Norwegii. Jak łatwo i tanio podróżować z dzieckiem po świecie, Aldona Urbankiewicz
Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011

Właściwie to nie wiem co sprawiło, że tak bardzo chciałam zapoznać się z tą pozycją. Bo ani nie mam dzieci, żeby się zastanawiać, jak można by z nimi podróżować. Ani nie mam środków finansowych, żeby świat podbijać. Nie byłam też nigdy w Norwegii, by kierowały mną jakieś sentymenty… Mimo tego, Skandynawia fascynuje mnie bardzo, a i dalekie podróże są jednym z moich marzeń-planów do zrealizowania, jak już uporam się ze studenckim życiem… Myślę więc, że tym, co do Miśka w Norwegii przyciągnęło mnie najbardziej była pewna niezdrowa ciekawość. Ciekawość, czy rodzice sobie poradzili. Czy dzieciak dobrze zniósł taką wyprawę. Czy w ogóle możliwe i zdrowe jest targanie malucha przez pół kontynentu… No i dowiedziałam się wszystkiego. Ale po kolei…

Zanim Aldona i Marcin wyruszyli w podróż z „dodatkowym bagażem” w postaci uroczego brzdąca, zdążyli już zakochać się w Norwegii dwa lata wcześniej. Stąd właśnie książka ta pełna jest wspomnień roku 2007. Pamiętnik z 18-dniowej podróży na przełomie maja i czerwca 2009 roku pełen jest więc nawiązań do wydarzeń z przeszłości. Układa się to w spójną, klarowną całość, choć we wstępie autorka zwiastowała poplątania, cofania, wyprzedzania i inne problemy związane z wymieszaniem teraźniejszości z przeszłością. Na szczęście większych problemów przy lekturze nie miałam, a więc uspokajam – treść jest przejrzysta i oczywista, nie powinniście się pogubić.

Znacie takie mamusie, które chuchają i dmuchają na „swojego dziubaska”? Które w opowieści o dzieciach wlewają tyle lukru, że aż mdli? Które od początku macierzyństwa spełniają swą powinność „Matki-Polki”, która ma być w „swego aniołeczka” zapatrzona, jak w świętą Ikonę? Aldona Urbankiewicz taka nie jest! Kiedy trzeba, słodzi. Ale nie przemilcza tego, że dziecko daje nie tylko radość, ale i łzy, ból, zmęczenie. Potrafi zirytować, dać w kość i całkowicie zniechęcić do wszystkiego. To takie naturalne, takie dobre! Obawiałam się nieco, że będzie to jedna z tych historyjek, w której kochająca mama pieje z zachwytu nad swą latoroślą, ale nie. Mikołaj, owszem, odgrywa ważną rolę w tej historii, ale nie jest tu przedstawiony w sposób nachalny czy przesadzony. Podoba mi się takie zdrowe podejście do wychowywania dziecka i macierzyństwa. To może przynieść małemu Mikołajowi naprawdę wiele dobrego…

Tak samo zresztą, jak i same podróże. Bo choć kilkunasto miesięczne dziecię jeszcze nie wszystko pojmuje, a i w pamięci na przyszłe lata niewiele mu pozostanie, to jednak taki sposób obcowania ze światem wydaje mi się o wiele zdrowszy i bardziej rozwijający, niż zwyczajne siedzenie w domu. Oczywiście o ile można ufać rozsądkowi rodziców… Ale jeśli co do tego ktoś miał wątpliwości przed lekturą Z Miśkiem w Norwegii, na pewno już po wszystkim o nich zapomni.

Bo Aldona i Marcin to ludzie praktyczni, rozsądni i sprytni. A do tego szczęśliwi, bo nie rezygnują z planów i marzeń tylko dlatego, że w ich świecie pojawia się mały człowiek, wymagający ogromnej uwagi i niezmierzonych pokładów energii. Dzięki bohaterom książki zrozumiałam, że dziecko nie musi być balastem, a życie z nim niekoniecznie oznacza same wyrzeczenia. Jest inne, ale na pewno nie gorsze…

Spodziewałam się, że Z Miśkiem w Norwegii będzie nieco niebanalnym poradnikiem, pełnym praktycznych wskazówek, mówiących o tym jak, gdzie i kiedy powinno się załatwiać „to i tamto”, jeśli chce się zabrać w podróż dziecko. Ale nie! To przede wszystkim porządna lekcja geografii i historii, pełna ciekawostek o faunie i florze, kulturze i geografii Skandynawii. Do tego opatrzona przepięknymi, różnorodnymi zdjęciami, które nie raz i nie dwa zaparły mi dech w piersi. Bardzo żałuję, że są tak małe, ale skłoniły mnie one do internetowych poszukiwań i parę pięknych widoków mogę już podziwiać na monitorze swego komputera.

Książka Aldony Urbankiewicz napisana jest w formie pamiętnika. To tłumaczy prostotę języka, emocjonalność i chaotyczność opisów oraz pewną spontaniczność w przedstawianiu zdarzeń. Wszystko to sprawia, że o tej rodzinnej podróży do Norwegii czyta się tak przyjemnie i lekko. Brak tu kunsztu najlepszych reportaży podróżniczych, ale sądzę, że nie takie były zamierzenia autorki, więc wszystko wydaje się być takie, jakie być powinno. Co prawda miejscami kolokwialność tekstu nieco mnie męczyła, ale to już problem mój, a nie samej książki. Zwłaszcza, że we wspomnienia autorki zręcznie wplecione zostają liczne cytaty i mądrości. Ciekawy i wzbogacający jest to zabieg.

Z Miśkiem w Norwegii to zabawna i pełna uroku historia ludzi, którzy pragną udowodnić, że „na drodze do realizacji marzeń największą przeszkodą jesteśmy my sami”. Dobrze jest wiedzieć, że istnieją jeszcze ludzie, dla których życie nie kończy się na dzieciach, choć może się to wydać paradoksem, jeśliby spojrzeć na tytuł książki… Ja jednak uważam, że pojawienie się Mikołaja w życiu Aldony i Marcina okazało dla nich kolejną fascynującą przygodą, a sam mały bohater – inspiracją do dalszych działań. Za to właśnie tak bardzo polubiłam zarówno samą historię, jak i tych, którzy ją tworzą.

Moja ocena: brak

Dlaczego dodałam przygody Miśka do kategorii „poza oceną”? Nie bardzo wiem jak tę książkę ulokować, gdyż jest to mój pierwszy kontakt z tego typu twórczością. Dlatego – jak już parę razy się to zdarzało – numerka żadnego przypisywać nie będę.

A książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka.

0 komentarzy

  1. Co prawda bardziej interesuje mnie Islandia, ale Norwegia też jest z pewnością bardzo ciekawa :). Książka wydaje się czymś jeszcze lepszym od poradnika, więc kto wie, może kiedyś sięgnę :D.

    Pozdrawiam świątecznie 😉

  2. Niestety niekoniecznie interesuję się Norwegią;D może gdyby była ''Z Miśkiem w Japonii'' z chęcią sięgnęłabym po nią. Teraz jednak sobie odpuszczę;))

  3. Skandynawia mmm, Norwegia i Islandia, moje marzenie. Muszę się kiedyś tam wybrać zobaczyć te wszystkie fiordy, wybrzeża itp.

    Bardzo podoba mi się takie podejście do dziecka, na pewno wtedy rozwija się ono bardziej.
    Podoba mi się też to, że mimo dziecka, spełniają swoje marzenia.

    Forma pamiętnika bardzo mi odpowiada. Myślałam z początku, że nie będę chciała przeczytać tej książki, ale po recenzji jednak zmieniam zdanie, co ciekawe również dzieci nie mam.:)

  4. Podobnie jak Ty na podstawie tytułu i podtytułu zdecydowanie spodziewałabym się praktycznych porad. Obawiam się, że ci, którzy takowych będą poszukiwać, mogą poczuć się trochę rozczarowani.
    Skandynawia jest cudowna i cieszę się, że coraz więcej osób docenia jej uroki.
    Podoba mi się radosny, energetyzujący wystrój bloga, choć brakuje mi Twojego zdjęcia, które bardzo lubiłam.

  5. Książka zwróciła moją uwagę już jakiś czas temu i z chęcią ją przeczytam. Z przyjemnością dowiem się czegoś nowego o Skandynawii, która dla mnie jest w sumie niewiadomą… Poza tym czuję, że polubię Aldonę i Marcina. 😉

  6. Przepięknie tutaj 🙂 Kolorowo jak lubię, a te plasterki owoców orzeźwiają już samym widokiem 😛

    Co do książki to:
    1. Podoba mi się to, że obraz macierzyństwa nie jest przelukrowany. Rozumiem, że każdy kocha swoje dziecko, cieszy się z jego przyjścia na świat i chce się dzielić z wszystkimi wokól swoim szczęściem, ale wszystko z umiarem. Cieszę się, że rodzice Miśka potrafią to wszystko wypośrodkować 🙂
    2. Cudne imię dla malca – tak właśnie chcę nazwać kiedyś swoje dziecko, jeśli będzie to chłopczyk.
    3. Miałam okazję oglądać jakieś dwa, trzy zdjęcia z książki zamieszczone na jakimś blogu i faktycznie: są piękne, ale równie i maleńkie.
    4. Uwielbiam książki o podróżach na różne, wszelakie sposoby i muszę po nią sięgnąć. Szczególnie, że okładka bardzo mi się podoba 🙂

  7. Wiesz, nie jest to pozycja dla każdego. Jak ktoś nie interesuje się Skandynawią, ani podróżami z dzieckiem, to raczej nic dla siebie tu nie znajdzie. Ja znalazłam i mogłam dać się oczarować 🙂

  8. Dziekuje za te ksiazke! Gratuluje! Aldona w sposob bardzo plastyczny przenosi nas z miejsca w miejsce. Nie ma tu dluzyzn, wszystko dzieje sie szybko, jak cala podroz tej Rodzinki. Jestescie odwaznymi ludzmi! Mam do Waszych podrozniczych przezyc szczegolny i bardzo osobisty stosunek. Zycze nastepnych wspanialych opisow z wypraw w rozne strony swiata. Pozdrawiam Zosia:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *