Tomek w krainie kangurów, Alfred Szklarski

Tomek w krainie kangurów, Alfred Szklarski
Wyd. Śląsk, Katowice 1987

Ostatnimi czasy dosięgła mnie jakaś nostalgia, związania z latami dziecięcymi. Efektem tego jest sięganie po książki, które wywarły na mnie największy wpływ w czasach, w których ledwo ponad stół sięgałam. Tomek w krainie kangurów jest jeszcze wcześniejszym wspomnieniem, niż przywoływany w dniu wczorajszym Harry Potter – sięga on bowiem roku 1994-95. Miałam jakieś sześć, może siedem lat, kiedy postanowiłam, że przeczytam całą serię przygód Tomka Wilmowskiego, którymi tak bardzo zachwycali się moi rodzice. Słyszałam nawet jakieś legendy, że jak jeszcze byłam w brzuchu, książki Szklarskiego były czytane na głos w mojej „obecności” – podobno tego typu zabiegi bardzo pozytywnie wpływają na rozwój dziecka, co zresztą widać na mym przykładzie 😉

W lipcu tego roku, w notce pod tytułem „przepytywanie”, przyznałam się do dziecięcego marzenia, by zostać żoną Tomka Wilmowskiego. Oczywiście nie jestem już tym naiwnym dziewczęciem, które marzyło o podbijaniu świata wraz z dużo starszym chłopcem (przecież on miał 14 lat! dwa razy więcej niż ja ;)), w związku z czym i na samą książkę patrzę inaczej, ale wciąż dostrzegam w niej tę samą magię, która urzekła mnie przed piętnastoma laty.

Akcja serii książek Szklarskiego osadzona została na początku XX wieku, kiedy Polakom przyszło tęsknić do wolnej ojczyzny. Nawiązań patriotycznych na kartach powieści Szklarskiego znajdziemy całe mnóstwo – bohaterowie uciekają przed represjami w kraju, zmagają się z życiem na obczyźnie i nieustannie wspominają miejsca, które kojarzą im się z ukochaną Polską. Jednocześnie podróżują po świecie, odkrywają egzotyczne lądy i obcują z nieznanymi dotąd kulturami. W pierwszym tomie los niesie ich ku najmniejszemu i najpóźniej odkrytemu kontynentowi kuli ziemskiej – Australii. Australii, którą powoli , z wypiekami na twarzy odkrywa zarówno tytułowy bohater, jak i czytelnicy. Australii, która okazuje się być dzika, niezmierzona, tajemnicza i fascynująca. Taka jest właśnie cała ta książka – jej lektura stanowi znakomitą, pełną odkryć przygodę…

W tym miejscu pojawia się jednak pewien problem, który na pewno może zniechęcać – młodzieżowe przygodówki mają bowiem to do siebie, że najlepiej smakują, gdy jest się młodym odkrywcą, chłonnym wiedzy o świecie. Na chwilę obecną bohaterowie, którzy są chodzącymi encyklopediami i niemal na zawołanie przywołują fachowe regułki, żywcem wycięte z atlasu/podręcznika do historii/wszelakich książek podróżniczych, wywołują we mnie raczej uśmieszek, zamiast zaciekawienia. To, co fascynowało siedmioletnie dziewczę, dziś już zdaje się być nieco naiwne i naciągane. Bo choć wierzę w istnienie ludzi o tak bogatej wiedzy, nie wyobrażam sobie, aby dialogi z nimi wyglądały tak sztywno, sztucznie i schematycznie.

Żadna jednak wada nie będzie w stanie przyćmić tego, jak niezwykle potrzebna i mądra jest ta książka. Czytelnik poszerzy dzięki niej wiedzę z zakresu geografii, historii, biologii czy nawet techniki, a do tego uwrażliwi się na wiele istotnych spraw – patriotyzm, poszanowanie drugiego człowieka i odrębnej kultury czy pokorę. Do tego wszystkiego przeżyje tak niesamowitą i fascynującą przygodę, że aż zazdroszczę tym, którzy lekturę Tomka mają dopiero przed sobą, bo pierwszy kontakt z książką jest – co by nie mówić – najlepszy.

Moja ocena: 8/10

Doskonale zdaję sobie sprawę, że moja ocena opiera się głównie na sentymencie do ukochanej serii sprzed lat, toteż prawdziwie obiektywny czytelnik oceniłby ją nieco bardziej surowo, ale ja i tak wciąż będę do czytania przygód Tomka namawiać. Jeśli nie zainteresują one Was, zachęcać będę do polecania ich Waszemu rodzeństwu i dzieciom. Warto zapoznawać najmłodszych z tak wzbogacającą literaturą – a nuż któreś z nich będzie kiedyś drugim Strzeleckim (lub chociaż Cejrowskim)? 😉

PS. W klimat książki idealnie wpasowuje się jedna z moich postcrossingowych zdobyczy – pocztówka prosto z Australii:

0 komentarzy

  1. Nie czytałam "Tomka", chociaż babcia mnie namawiała. Nie czytałam, bo od razu, od pierwszej strony było polowanie na zwierzęta. Tylko to zapadło mi w pamięć. A z resztą, nigdy nie lubiłam przygódówek. :]

  2. Ach, szalałam za "Tomkami". Teraz nawet nie muszę powtarzać tych książek, by widzieć ich oczywiste wady, ale wtedy wcale tego nie zauważałam. Też pozostał mi pewien sentyment.

    Jakie polowanie na pierwszej stronie? 😉 "Tomek w krainie kangurów" zaczyna się chyba od lekcji geografii 😉

  3. O, ja nie czytałam żadnej książki Szklarskiego w dzieciństwie, ale kilka jego powieści o Tomku mam i wkrótce którąś z nich przeczytam 🙂
    Btw. – ostatnio miałam identyczne odczucie! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *